Silnie uzbrojona, ale bardzo szczupła, ruchliwa armia nowego typu nie musiała dbać o wyizolowane punkty oporu. Wystarczyło, że obeszła je wielkim łukiem i mogła ruszać dalej. Co mogła zrobić załoga pozostawionej na zapleczu twierdzy? Przerwać linie zaopatrzeniowe? Nie było żadnych linii zaopatrzeniowych – żołnierze żywili się tym, co znaleźli. Uderzyć na tyły? Nie było żadnych tyłów. Może więc uderzyć znowu na Arkach, skoro teraz nie broniły jej w tej chwili żadne znaczniejsze siły? Niby czym? Suhren miał armię klasyczną, wymagającą dróg, monstrualnego zaopatrzenia, łączności, fortów, rozbudowanych służb tyłowych. Biafra mógł w każdej chwili przerwać linie zaopatrzenia i zdezorganizować tyły Suhrenowi, jeśliby ten ruszył do przodu. Suhren Biafrze nie mógł tego zrobić. Zajęcie węzła drogowego pod LaMoy było w tej sytuacji jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Tylko szybkość i manewr mogły jeszcze przeważyć szalę.
Jednak Biafra też znajdował się w trudnej sytuacji. Armia Rezerwowa, którą mu przysłano, była armią tylko z nazwy. Składała się z czterech dywizji (i to absolutnie wszystko, na co było stać Królestwo Arkach): Czwartej i Szóstej Dywizji Piechoty, Pierwszej Dywizji Górskiej oraz luźnego związku kawalerii nazwanego dywizją chyba tylko przez przypływ optymizmu jakiegoś oficera ze sztabu. Numery „4” i „6” dotyczące jednostek piechoty zostały wzięte z sufitu albo też wynikały z tradycji, ponieważ Pierwsza, Druga i Piąta Dywizja Piechoty w tej chwili już nie istniały. Trzecia Dywizja tkwiła przy granicy z Wielkim Lasem i stanowiła już jedyny, ostatni zorganizowany związek taktyczny Królestwa Arkach, który pozostawał w jego granicach. Czwarta i Szósta zostały przemianowane na dywizje grenadierów. Wynikało to z prostego faktu, że tylko co trzeci żołnierz miał karabin. Pozostałych wyposażono więc w granaty i stąd nazwa.
Pierwsza Dywizja Górska była elitarną jednostką już tylko we wspomnieniach. Większość pododdziałów tego związku trzeba było po ostatnich bitwach sformować na nowo, z rekrutów i ochotników. Co gorsza, zabrakło nawet mundurów i trzy czwarte żołnierzy musiało nosić zwykłe, płócienne tuniki piechoty ozdobione jedynie słynną rozetą na ramieniu. Nic nie mogło bardziej stłamsić ducha bojowego. Weteranki, wystrojone po staremu, darzyły taką pogardą nowych żołnierzy i robiły im takie świństwa, że życie w dywizji przypominało bardziej to, co działo się w karnych obozach dla najgorszych przestępców. Był to najgorszy okres w historii tej naprawdę świetnej kiedyś jednostki. Demoralizacja sięgała szczytów, pijaństwa, rabunki, bijatyki i zabójstwa, znęcanie się nad koleżankami, praktycznie niewolnicze stosunki pomiędzy kadrą a nowymi, szerzące się donosicielstwo, szczucie, bunty i masowe dezercje sprawiły, że dywizja straciła ósmą część stanu w trakcie marszu do Luan ani razu nie napotkawszy nieprzyjaciela. Niby każdy żołnierz miał karabin (tu zaopatrzenie było zawsze lepsze niż w piechocie), ale i tak duża część nie nadawała się do użytku. Weteranki zabierały rekrutkom amunicję i części, żeby nie narażać się po nocy na strzały na oślep, do namiotów, gdzie spali starzy żołnierze. Z tego, co pozostało, większość rozkradały pomiędzy sobą nowe, żeby nie zostać pociągniętym do odpowiedzialności za „niegotowość” na najbliższym apelu. Do normalnych praktyk należało, na przykład, że weteranki sikały do kotłów, w których przygotowywano jedzenie dla nowych. Dlatego też, kiedy dywizja została wprowadzona do Negger Bank, nastąpiła taka fala rabunków, że natychmiast trzeba było wyprowadzić wojsko z powrotem na przedpole.
Ale… żołnierze byli po prostu głodni. I tak podczas tej nieszczęsnej „operacji” dywizja straciła szóstą część stanu – mnóstwo dezerterek „wsiąkło” w mieście i specjalne karne oddziały musiały przeprowadzać rewizje w luańskich domach, a potem wieszać uciekinierów na placach grupowo. Miasto, które już udało się przedtem ułagodzić jako tako i odtworzyć przynajmniej część połączeń handlowych teraz, widząc „kulturę zdobywców”, rabunki, nowe zbrodnie, rewizje w każdym domu i pęczki żołnierzy wiszących w publicznych miejscach, zaczęło buntować się kolejny raz. Z takim trudem odtwarzany handel runął znowu, mieszczanie zaczęli uciekać, trzeba było zamknąć bramy i uszczelnić port, o handlu można było zapomnieć na kolejne dziesiątki dni, zaczynał się głód, wojsko musiało przeprowadzać rekwizycje, wzajemna nienawiść pomiędzy Arkach i Luan znowu eskalowała w najlepsze. Plan Biafry, który zakładał utrzymanie tego wspaniałego miasta w dawnej świetności, został momentalnie zniweczony. Zaczęły się sądy, krwawe tłumienie buntów głodnej biedoty, rozstrzeliwania… Żołnierzy z kolei truto, podpalano im tymczasowe schronienia, niszczono zapasy. Wojsko przeprowadzało akcje odwetowe, aż wreszcie ktoś dał sobie spokój i wypuścił Chorych Ludzi z więzień. Miasto zostało spacyfikowane w dwa dni. Nigdy już nie odzyskało swojej dawnej świetności. Zamiast czerpać z niego zyski, trzeba je teraz było utrzymywać. Bosko! Biafra był załamany.
Tymczasem Suhren wyprowadził część korpusu na Złotą Aleję i pomaszerował w stronę wybrzeża. Biafra wysłał mu naprzeciw dwie dywizje: Pierwszą Zwiadu i Drugą G6rską. Nie było go stać na utrzymanie jakiejkolwiek linii frontu, nie miał ludzi, by zapełnić nimi choć niewielką część rozległych przestrzeni prowincji. Napotkawszy czołówki nieprzyjaciela ustawił dywizje jedną obok drugiej z szerokim odstępem między nimi, bo bał się oskrzydlenia. Suhren wykorzystał to błyskawicznie. Uderzył w centralną lukę, wykonał płytkie obejście i zwiad już pierzchał w panice. Dziewczyny z dywizji górskiej trzymały się jeszcze jakiś czas, ale wycofał je sam Biafra, bojąc się zagłady całego związku. Achaja dokonała cudu i oderwała się od zawsze maszerującego szybciej nieprzyjaciela. Ale bitwa była przegrana.
Biafra wzmocnił swoje siły dwiema dywizjami grenadierów i wydał nową bitwę tym razem w bardziej sprzyjającym terenie, w pobliżu torfowiska Yarra. Suhren uderzył z marszu, ale oddziały grenadierów okazały się zaskakująco skuteczne. Parę tysięcy granatów wyrzuconych przez żołnierzy na odległość trzydziestu, czterdziestu kroków, powstrzymywało każde frontalne natarcie, równoważąc brak pozostawionej w mieście artylerii. Suhren powtórzył swój poprzedni manewr, uderzył w centralną lukę, wykonał płytkie obejście i… Armia Arkach w panice zaczęła się wycofywać do miasta. To już nie było oderwanie się od nieprzyjaciela, Achai tym razem nie udało się niczego zdziałać. To była paniczna ucieczka z kawalerią wroga na karkach. Stracono trzecią część sprzętu i czwartą część ludzi.
Natchniony sukcesami swojego dowódcy cesarz nakazał bezpośredni atak na Negger Bank i odzyskanie miasta. Suhren… Suhren jednak wycofał się do LaMoy. On jeden wiedział, co stanie się z jego poharatanym już mocno wojskiem w ogniu artylerii, ze zrzucanymi z góry granatami, wśród karabinowych kul odpalanych tym razem spokojnie, z murów, zza bezpiecznej osłony. Nie miał żadnych szans. Wszystkie dotychczasowe sukcesy wynikały nie tyle z jego geniuszu, co raczej z żenującej niekompetencji dowódców wrogich sił. Nikt z Arkach nie wiedział, jak należy walczyć w nowej sytuacji taktycznej. On sam jednak, widząc swoich ludzi dosłownie rozstrzeliwanych z dalekich, bezpiecznych pozycji, nie mógł uwierzyć, że tamci nie sięgają po łatwe w jego przekonaniu zwycięstwo. Nie mógł zrozumieć, jak ktoś, kto ma na tyle zdyscyplinowane wojsko, by na wrogim, nieprzyjaznym terenie oderwać się od jego korpusu i wykonać świetny manewr wymijający, nie potrafi… w ogóle atakować.
Cesarz jednak miał inne problemy. Nie mógł pojąć, że jeden z jego dowódców nie wykonał rozkazu. Zdjął Suhrena z dowództwa i nakazał mu stawić się w Syrinx. Na jego miejsce został mianowany Tepp.
Suhren spodziewał się, co czeka go w stolicy. Wskoczył na konia i, niezatrzymywany przez warty, złożone przecież z jego własnych żołnierzy, pogalopował do Negger Bank. Ponieważ był sam i bez broni, dopuszczono go przed oblicze Biafry.
– Mam dwa pytania – powiedział zmęczony po całodziennej podróży. – Pierwsze: co wy wyrabiacie z własną armią? I drugie: czy stać was na moje usługi?
– Odpowiem ci na drugie pytanie – mruknął Biafra. – Stać nas.
– Rozumiem, że… mogę zacząć dowodzić?
– Możesz – Biafra wzruszył ramionami. – Achaja, pilnuj go!
Suhren zaczął od niszczenia sił Arkach już po wstępnej inspekcji wojsk. Pierwszą Dywizję Górską spacyfikował, umieszczając ją w obozie przejściowym i pozbawiając uzbrojenia. Ta jednostka naprawdę już się do niczego nie nadawała, a mogła być zarzewiem buntu w innych oddziałach. Część weteranek skierował jako uzupełnienia do innych związków, zarekwirowanymi karabinami wzmocnił dwie dywizje grenadierów. Rozwiązał dywizja zwiadu, podzielił na małe jednostki i skierował do zadań, do których tak naprawdę żołnierze ci byli szkoleni, czyli do rozpoznania i dezorganizacji zaplecza wroga. Rozwiązał dywizję kawalerii, która również była mało warta – konie Arkach, grubo podkute, idealne w górach czy w lesie, po prostu ślizgały się na wspaniałych, kamiennych drogach Cesarstwa. Spieszone kawalerzystki miały utworzyć garnizon Negger Bank i do tego akurat ci tępi, zebrani na zasadzie negatywnej selekcji żołnierze idealnie się nadawali. Jako komendant twierdzy kazał na powrót umieścić Chorych Ludzi w więzieniach.