Выбрать главу

– O żesz… Porucznik grabiący okoliczne domy. Ja cię pieprzę!

– Nie wygłupiaj się. Będzie ci strasznie fajnie z czymś takim na szyi, jak zdejmiesz kurtkę.

– Myślisz? – Harmeen nie mogła się oprzeć. – Daj, przymierzę na chwilę.

Zdjęła kurtkę, a nawet opaskę, i założyła łańcuch na szyję. Miała śliczne piersi. Zbój, związany grubym sznurem jak wieprz, patrzył na nią, wybałuszając oczy. Achaja pociągnęła następny łyk cierpkiego wina.

– Muszę się przespać choć chwilę – mruknęła.

– Spać? Teraz? Nie maaaaaa!!! – Sharkhe zaatakowała ich od tyłu. Siedziała Chloe na plecach i wywijała wyrwanym skądś kawałkiem rynny. – Brońcie się, głupie tyłki!!!

– O żesz ty! – Lanni poczuła w sobie nagle moc bojowego rumaka. Pochyliła się lekko. – Wsiadaj!

Harmeen chwyciła Achaję i posadziła ją Lanni na plecach. Jakee rzuciła jej wielką amforę z winem.

– Tym ją zapiernicz, Lalka!

Chloe zaszarżowała jednak, Sharkhe walnęła rynną w naczynie, które pękło momentalnie, zalewając Achaję i Lanni lepkim, czerwonym świństwem. Wywróciły się obie. Jakee skoczyła na Chloe. Ktoś w zamieszaniu szturchnął Mayfed, która zamiast świecy zestrzeliła z sufitu cały kandelabr.

– Palę się! Palę się… – krzyczał ktoś obok.

– Cicho, głupia. Czemu tu tak ciemno?

– No bo kurna, ta głupia dupa zestrzeliła całe światło!

– Ty, słuchaj… – rozległ się groźny głos Mayfed. – Ja strzelam równie dobrze z karabinu jak z kuszy!

– Po ciemku nie trafisz, oślico.

– Chcesz sprawdzić? Chcesz?

Dziewczyny z trudem gramoliły się spod potrzaskanego świecznika. Ktoś rozpalał wojskową pochodnię.

– Szlag, czy tu gdzieś się można umyć? – Achaja była cała lepka. Zlizała trochę z policzka, tym razem wino było słodkie, gęste i dobre. – Staw cały zapaćkany…

– Na górze są jakieś takie…eee… balie wmurowane w podłogę i woda.

– Jak to na górze? Wiadrami nosili?

– Nie wiem, kurde – Harmeen wzruszyła ramionami. – Tam woda płynie ze ściany…

– Eeee… Łżesz – wtrąciła się Lanni. – Słuchajcie dziewczyny, jutro pewnie atak na mury. Chodźmy razem na górę. Ta nasza stara drużyna, znaczy. Wypijemy coś i…

– Przesłucham jeńca – powiedziała Harmeen.

Achai nie trzeba było zapraszać. Przebiegła te kilkanaście stopni, zdejmując jednocześnie swój lepki, klejący się mundur. Pani kapitan jednak nie kłamała. Woda była w zagłębionych w podłodze wannach, a właściwie basenach.

– Kurde, Jakee! – krzyknęła Achaja, skacząc do pachnącej, podgrzewanej w jakiś cudowny sposób wody. – Każ jakieś młodej z uzupełnień wyczyścić mi mundur!

– Tak jest, proszę pani, Laleczko – Jakee zbierała z podłogi kurtkę, przepaskę i spódniczkę. – A buty?

Achaja, prychając, wynurzyła się na pokrytą jakimiś dziwnymi kwiatami powierzchnię.

– Masz! – rzuciła mokrym butem w oszołomionego przepychem wnętrza żołnierza. Potem zdjęła drugi but, ale źle wcelowała. Lanni oberwała podeszwą dokładnie pod oko.

– O żeby cię… – porucznik wskoczyła do basenu w pełnym umundurowaniu. – Kurde, Lalka! Celuj lepiej!

Zarrakh, Bei i Chloe wskoczyły również w mundurach, których pozbywały się już w wodzie. Mayfed wskoczyła w swojej nowej, koronkowej sukni – jej wzorzysty materiał wybrzuszał się teraz, tworząc na powierzchni fantastyczne wzory. Niezawodna Chloe miała wielki bukłak prawdziwej wódki, nie żadnego tam słodkiego świństwa. Wyszarpnęła korek zębami i wypluła na podstawioną dłoń. Wzięła wielki haust, potem podała naczynie koleżankom.

– Gdzie Shha?

Mayfed wskazała przeciwległą ścianę z wielkim, kryształowym lustrem. Sierżant w fantastycznej blond peruce zrobionej z dziwnie kręconych włosów przykładała właśnie do munduru cieniutką sukienkę.

– Szlag, baby, co to jest?

– Sukienka, psiamać. Rozbieraj się i chodź, albo wkładaj i odtańcz jakiś fajny kawałek.

– Jak to sukienka? Przecież to jest zupełnie przezroczyste!

– No! – roześmiały się.

– No przecież jak to włożę, będę zupełnie goła.

– No!!!

Lanni pociągnęła wielki łyk z bukłaka.

– Kurde… pamiętacie, jak leżałyśmy wtedy w namiocie przed kolejną bitwą o Kupiecki Szlak? Myślała któraś, że zajdziemy tak daleko?

Achaja wypiła dwa łyki. Czuła, że coś ją piecze pod powiekami. Wtedy dostały uzupełnienia: Kaisha, Bei i… i jeszcze jakieś dwie, których imion nikt już nie pamiętał. Potem zginęła Mea, Zinna została ciężko ranna, ciekawe, co z nią teraz… Bei zakryła oczy, coś nią szarpało, ale nie była to podła wódka. Zarrakh i Mayfed przytuliły się do siebie. Jedna goła, druga ciągle we wspaniałej sukni.

– Bogowie… sądziłyście, że będziemy żyć tak długo? – szepnęła Chloe. – Że dojdziemy pod Syrinx?

– Zamknij się – warknęła Lanni. – Jutro wszystkie zginiemy w ataku na mur.

– Weź się napij i nie pierdol – mruknęła Mayfed, ciągle nie mogąc poradzić sobie w basenie z napełnioną powietrzem suknią. – Lalka coś wymyśli.

– Dać se na wstrzymanie, głupie tyłki – Zarrakh pływała na plecach. – Nie będzie ataku na mury, bo to niemożliwe, żeby je zdobyć.

– A było możliwe Viriona pokonać? Wystawili nas.

– Jak widać było – wpadła jej w słowo Chloe i mrugnęła do Achai, o dziwo po raz pierwszy bez swojego wrodzonego pesymizmu. – Żyjemy chyba, nie?

– A szlag! Mam jeszcze osiem lat do odsłużenia – Lanni zaszkliły się oczy. – Nie przeżyję tego… Czuję, że nie przeżyję. Kurwa! – zaczęła płakać. – Kurwa! Kurwa! Kurwa!!!

– Lanni, kotku – Achaja podpłynęła do niej i przytuliła ją lekko. – Każdy, szlag, ma chwile zwątpienia. Ale daję ci słowo, że przeżyjesz.

Zarrakh objęła ją z drugiej strony. Mayfed z tyłu. Okazało się jednak, że ich plan był bardziej perfidny. Zarrakh unieruchomiła koleżance ręce, Mayfed zadarła głowę i rozwarła szczęki. Chloe była już na miejscu ze swoim bukłakiem.

– No pij, malutka. Pij, pij, jeszcze… no, nie wypluwaj, bo ci rurkę wstawimy do gardła, pij koteczku. No przełykaj zarazo, bo cię zacznę szczypać w piersi!

Lanni szarpnęła się, ale Mayfed i Zarrakh trzymały mocno. Chloe uszczypnęła ją tak dotkliwie, że w oczach koleżanki pojawiły się łzy. Zaczęła przełykać, wiedząc, że dziewczyny raczej ją zamęczą niż zostawią w spokoju. Zerknęła na Achaję w poszukiwaniu pomocy, ale ta tylko pocałowała ją w ucho i zatkała nos, żeby zmusić do szybszego przyjmowania płynu. Po dłuższej chwili skończyły. Chloe i Mayfed oparły dłonie Lanni o brzeg basenu, żeby nie utonęła. Lanni coś szarpało. Płakała ciągle, ale nie mogła już zogniskować wzroku.

– Ja… ja… wy pindy głupie, ja nie przeżyję. Ja… ja nie… kurde, co miałam powiedzieć? – wybełkotała.

– Gotowa! – zawyrokowała Chloe. I powiodła wzrokiem po reszcie koleżanek. – Któraś jeszcze ma złe przeczucia?

Wszystkie skwapliwie zaprzeczyły energicznymi ruchami głów. Wolały się nie poddawać aż tak radykalnemu eksperymentowi.

– No to chlejemy dobrowolnie – Chloe sama pociągnęła kilka wielkich haustów i podała naczynie dalej. – Bukłak duży. A jak nie starczy, to jeszcze tego słodkiego świństwa tu jak szlag.

Achaja strzeliła wielki łyk. Coś nią wstrząsnęło. Zapach różanej wody odurzał. Wszystko wokół stawało się coraz mniej realne. Cienie rzucane przez pochodnie przybierały postać jakichś zamierzchłych wojowników. Odgłosy zabawy piętro niżej wydawały się muzyką wielkiej cesarskiej orkiestry. Coraz ciężej było utrzymać głowę w pionie.

– Ja cię… – szepnęła Mayfed. – Jak mi dobrze.

– No. Choćby mojego trupa miały zeżreć psy… jutro pod murami – Zarrakh miała podobne zdanie. – Jeszcze w życiu nie było tak fajnie.

– Kocham moją pierdoloną armię. Kocham ją! – wrzasnęła Chloe. – Żegnajcie koleżanki – strzeliła wielki łyk, opróżniając bukłak. – Fajnie z wami było.

– Żegnaj Chloe. Jesteś całkiem fajną dupą jak na rudzielca – mruknęła Mayfed.

– No co wy? Przecież nic się nie stanie – warknęła Achaja. – Będziemy żyć.

– No – zgodziła się Zarrakh. – Będziemy żyć, jak to mówią, lepszym życiem, w krainie wiecznego płaczu.

– No co wy, kur…

– Jesteśmy ze zwiadu teraz, Achajka. Pójdziemy pierwsze – Zarrakh mrugnęła porozumiewawczo. – Ale fajniejszej koleżanki niż ty to jeszcze nie miałam – uśmiechnęła się. – Jak mi każesz, pójdę pierwsza. Na szpicy. Po dobrej woli, Laleczko.

– No – włączyła się Mayfed. – Fajne masz wojsko, Lalka. Pójdziemy jutro na śmierć i się nie zesramy ze strachu. No może… jak już będziemy umierały. Ale dopiero wtedy, wcześniej nie.

– Po moim śmierdzącym trupie! – wrzasnęła Achaja. – Po moim…

– Jesteś oficerem, Lalka. Ze zwiadu – uśmiechnęła się Chloe. – Musisz nas wysłać. Ale nie pękaj. Pójdziemy.

– Weź się wypchaj, kurde! O czym wy…

– My już przeżyłyśmy wiele nocy przed bitwą, Laleczko. Niedługo już przyjdzie do ciebie oficer ze sztabu, da papiery, każe podpisać. Otworzysz teczkę, zrobisz się blada. Może zaczniesz pić, może nie. Może zaczniesz kląć, a może zaszyjesz się ze swoją siostrą w jakimś odludnym kącie. I będziesz szeptać siostrze na ucho, że ty nie chcesz, że masz już dość. A Shha będzie słuchać, będzie cię całować, a jutro… będzie krzyczeć: „Zapierdalać żołnierze!”