Выбрать главу

– Co?

– Wyjrzyj za okno Shha. To ostatni taki widok. Jutro wszystko będzie inne – pocałowała ją lekko. – Jutro wszystko będzie wyglądać już inaczej.

Shha opuściła nagle głowę i oparła ją na ramieniu siostry. Objęła ją za szyję.

– Wiesz – powiedziała jakoś tak miękko. – Mnie też się wydaje, że stanie się coś dziwnego. Że to nie tak jak zwykle.

– Nie. To nie tak – Achaja ugryzła ją lekko w ucho. – To nie jest nic dziwnego. To jest po prostu dzień ostatni.

– Jaki ostatni?

– To koniec pewnej epoki. Bez względu na to, co się stanie, jutro nastąpi koniec świata. Naszego świata.

Shha uśmiechnęła się, niewiele rozumiejąc. Stała w przezroczystej sukni, właściwie naga, jakaś taka nieśmiała, zawstydzona lekko, liniowy sierżant zwiadu, w peruce i sukni jakiejś nałożnicy, chłopka z zapadłego królestwa, najwspanialsza siostra na świecie. I tylko ten koniec, koniec epoki. Z następującymi później wiekami zawieruchy. Obie czuły, że nic nie będzie już takie jak dawniej, Shha instynktownie, Achaja to wyrozumowała, w końcu uczyli ją najwięksi filozofowie. Obie wiedziały, że jeśli człowiek powiedział Bogom „odtąd ja będę rządził”, to tego już nie da się cofnąć. Cokolwiek się stanie, nawet jak przegrają, świat nigdy już nie będzie wyglądał tak jak dotąd. Ich świat, świat, który je wychował i ukształtował, kończył się właśnie. Przepadał gdzieś w niepamięci dziejów, zostawiając je, dwie dziewczyny, osamotnione i pozostawione samym sobie. Nic nie będzie już takie jak dawniej. Porządek świata został naruszony. Teraz wszystko będzie inaczej. Teraz wszystko będzie nowe. Teraz wszystko utopi się we krwi.

– Siostra – szepnęła Shha. – Ja się boję – wyznała jakoś tak miękko.

– Ja też, siostrzyczko. Ja też.

– Jesteś, Laleczko, uczona. Powiedz… Co teraz będzie?

– Nie wiem, co będzie, Shha. Nie mam pojęcia – nagle zmieniła zdanie. – Będą karabinowe palby, będą armaty. Będzie nowy porządek. Już nie miecz i nie honor będą stanowić o przyszłości świata. Teraz będzie… zima, siostro.

– Jaka zima? Toż koniec lata dopiero.

– Zima w duszach ludzi. Teraz ostatni dzień jesieni. I już tylko śnieg przed nami. Teraz… nasze słońce przestanie już ogrzewać nas swoim ciepłem.

– Lalka, powiedz to po ludzku, co?

– To już koniec, siostrzyczko. Koniec naszych pragnień, koniec naszego świata, to ostatnie miejsce naszych spotkań. To już koniec. Próżno śpiewać tę starą piosenkę, teraz już nikt jej nie zrozumie, nikt nie pojmie dawnych słów. Teraz będziemy musiały wybrać, my z nimi, w otchłań, czy my przeciwko nim.

Shha drżała lekko. Objęła Achaję i pocałowała w usta.

– Kocham cię, siostrzyczko.

– A ja ciebie – oddała pocałunek, przytuliła się do niej całym ciałem. – Kurde, co za noc.

– No. Straszna – Shha pocałowała ją jeszcze raz. – Ale będziemy razem, co? Razem zawsze łatwiej przetrwać.

– Ale jesteś śliczna – Achaja wysunęła język i pociągnęła nim delikatnie po nosie siostry, potem po wargach. Pocałowała ją w obie powieki. Shha zaczęła mruczeć, uśmiechnęła się łobuzersko. Pociągnęła siostrę do łóżka, a właściwie ogromnego łoża pod ścianą, które mogło pomieścić śmiało nawet ze dwadzieścia osób. Skłębiły się w jakiejś, trudnej do nazwania, niesamowicie lekkiej pościeli.

– Kotku, koteczku.

– Siostrzyczko, maluszku… moja malutka.

– Ale ci fajnie w tej kiecce – Achaja pocałowała Shhę w usta. Tym razem mocno. Poczuła ciepło jej języka. Poczuła na policzku jej łzy. – Kotku – szepnęła – nie martw się…

Shha wygięła ciało w niesamowity łuk, a potem przylgnęła do siostry, przytulając się z całej siły. Zanurzyła palce w jej włosach.

– Bogowie… żeby ta noc się wreszcie skończyła.

– No. Nie można się upić. Nie można zapomnieć…

Przerwała im Harmeen.

– Pani major – zaraportowała służbiście. – Dwóch posłańców do pani.

Achaja owinęła się znowu we wzorzystą tkaninę, którą wcześniej miała na sobie. Klnąc wściekle, wstała z łoża. Szlag, ani się upić, ani zapomnieć.

– No?

– Pierwszy to goniec z dowództwa – szepnęła Harmeen. – Kurde blade… Cały pułk grenadierów odhaczył nas od wzgórz. Ze dwa bataliony piechoty odcięły nas od przedpola Syrinx. Wygląda na to, że nasza własna armia właśnie nas otoczyła.

– Czytaj – Achaja spojrzała na umorusaną porucznik piechoty, która przyniosła pismo.

– Rozkaz naczelnego dowództwa – porucznik wyprężyła się na baczność, rozwijając pismo. – Nakazuje się oficerom liniowym rozstrzelać dla przykładu po jednym żołnierzu z każdego plutonu. Dodatkowo nakazuje się rozstrzelanie wszystkich, którzy złamali przepisy mundurowe i włożyli cywilne ubrania, wszystkich, którzy porzucili swoją broń lub części wyposażenia, którzy zajęli się rabunkiem na przedmieściach wrogiej stolicy. Oficerów liniowych czynię osobiście odpowiedzialnymi za natychmiastowe wykonanie niniejszego rozkazu. Podpisał Biafra, generał, naczelny dowódca.

Jakaś straszna cisza zaległa w pomieszczeniu. Ze wszystkich dziewczyn pełny mundur miała na sobie jedynie Jakee. Lanni musiała sobie przypomnieć swój łańcuch, bo tylko zagryzła wargi. Shha kucnęła przy łożu, usiłując się zasłonić rękami. Szlag! Ginąć w tak przezroczystej kiecce? Harmeen zamknęła oczy. Wszystkie, wiedziały, co to jest pisemny rozkaz i co oznacza jego niewykonanie, jeśliby Achaja zamierzała kryć kogokolwiek.

– Ja cię pieprzę – mruknęła Chloe. – Wszystkie pod mur? Jeszcze przed atakiem?

Achaja jednak była wredną babą, która nie zamierzała poddać się Biafrze zbyt łatwo.

– Co charakteryzuje dobrego dowódcę? – spytała cicho.

– Zdolność do szybkiego podjęcia decyzji – Harmeen wyrecytowała odpowiedni fragment regulaminu, sama tylko w spódniczce, ze złotym łańcuchem na piersiach, który zrabowała przedtem Lanni, zastanawiała się właśnie, czy rozkaz dotyczy również oficerów.

– No – Achaja podciągnęła pod szyję tkaninę, która w ewidentny sposób łamała przepisy mundurowe. – Lanni!

– Tak jest!

– Złapałaś jakiegoś lumpa, który rabował. Wcielić go natychmiast do oddziału, przebrać w nasz mundur i rozstrzelać dla przykładu!

– Tak jest! – Lanni przełknęła ślinę. – A… a ja? – spytała nieśmiało.

– Co ty?

– Siebie mam też kazać rozstrzelać?

– Rozkaz mówi o żołnierzach, Lanni. Ty jesteś, szlag, oficerem. Shha!

– Tak jest, pani major! – Shha wyprostowała się nagle. – Rozstrzelaj mnie, Lalka. Szlag z tym życiem. Złamałam przepisy mundurowe i…

– Nie pieprzyć mi tu, sierżancie! Mianuję was chorążym – Achaja była naprawdę wściekła. – I od razu otrzymujecie zadanie bojowe. Macie odnaleźć sierżant Shhę i rozstrzelać natychmiast.

– Ja cię… Znaczy mam znaleźć siebie?

– Czy ty mnie słuchasz, siostro? Jako chorąży masz znaleźć sierżanta Shhę! Jak znajdziesz, to rozstrzelaj. Ale wątpię, żeby u nas w plutonie był sierżant o tym imieniu. A tylko sierżant złamał przepisy mundurowe. Chorąży nie, bo nie zdążył. Został mianowany, mając na sobie przezroczystą kieckę. I już.

Achaja zwróciła się do reszty dziewczyn.

– Wy jesteście gołe, boście się myły z mojego rozkazu.

– Zostałam ja – szepnęła Mayfed w koronkowej, mokrej teraz sukni.

– Wy, Mayfed, rozstrzelacie teraz nowego żołnierza naszego plutonu. A to, że on wam ukradł mundur… to nie wasza wina. Coś na siebie musieliście włożyć, bo egzekutor przecież nie może strzelać na golasa. Jakee!

– Na rozkaz, pani major!

– Ciebie mianuję sierżantem. Przebierz tego rabusia w mundur Mayfed i przypilnuj wszystkiego. Zrozumiałaś, głupie cielę?

– Tak jest, pani major!

Achaja wściekła jak osa podeszła do oniemiałego porucznika.

– Czy dowództwo przesłało jeszcze jakieś inne strategiczne rozkazy? – jej oczy miotały gromy.

– Nie, pani major.

– To spierdalaj!

– Ale, pani major… – porucznik niewiele dzieliło od tego, żeby zaczęła się jąkać. – Przecież to czysta kpina z rozkazu.

– Chorąży, do mnie!

– Tak jest!!! – ryknęła Shha.

– Czy przepisy mundurowe nie stwierdzają jasno, że nie można mieć żadnej chusty na szyi, jeśli się nie jest ze zwiadu?

– Stwierdzają, pani major! Rozstrzelać ją?

Achaja zmarszczyła brwi.

– Mayfed. Czy siedząc w basenie, trafisz ją dokładnie w lewe oko?

– Pewnie. Lalka, no co ty… – Mayfed podniosła swój karabin. – Ma być w źrenicę czy w białko? – zażartowała.

Porucznik nie zrozumiała żartu. Zamknęła oczy. A kiedy Achaja strzeliła palcami, odmeldowała się służbiście.

– Dawaj następnego – warknęła do Harmeen. – Ale jak będzie pieprzył podobne głupoty, to go od razu rozstrzelaj, psiamać!

– To oficer armii Troy – Harmeen rozglądała się, czy w pobliżu nie ma gdzieś jej kurtki. – Nie sprawi kłopotu, pani major.

Achaja potrząsnęła głową. Oficer armii Troy? Bogowie… Zobaczy więc znowu… po tylu latach. Kurwa! Co za noc!

Mężczyzna, który wszedł chwilę później, miał na sobie cywilne ubranie, wyglądał jak kupiec. Przystojny kupiec, żeby być dokładnym.