Выбрать главу

– Setnik Myrre – zaraportował oficer. I bezczelnie puścił do niej oko. Co za cham! No fakt, miała na sobie tylko zwój przezroczystej tkaniny. – Major Achaja, księżniczka Arkach?

– Tak.

– Pozdrowienia od Zaana – uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Ile koni było w stajni pani ojca w momencie, kiedy opuszczała pani Troy?

– Ze trzysta – o mało jej szlag nie trafił, kiedy usłyszała pytanie kontrolne.

– A ile koni mogła pomieścić ta stajnia?

– Tysiąc. Z czego ponad czterysta w boksach z kryształowymi lustrami i dywanami na podłodze.

Uśmiechnął się znowu. Zaan był bezbłędny. Musiał mieć pewność, że wiadomość trafiła do odpowiedniej osoby. Oficer zaczął zdejmować koszulę.

– Co? – dała się początkowo zaskoczyć. – Tak od razu? Nie dasz mi najpierw buzi? – zakpiła.

Znowu do niej mrugnął. Ciekawe, co sobie wyobrażał? Ale chamidło przebrzydłe. Potem odwrócił się plecami, by pokazać plan narysowany specjalnym tuszem na skórze.

– Mamy swoich agentów w centralnej cysternie miejskiej – wyjaśnił. – Musicie przedostać się do Syrinx kanałami, potem do podziemnej cysterny. Tam będą czekać na was łodzie, potem akweduktem aż do ujęcia i… Już będziecie w Syrinx.

– Kurde blade – była pełna podziwu dla Zaana. – Jak sprawiliście, że akwedukt będzie bez wody?

– To nie my. Tepp nakazał spuszczenie całej wody do fos i na równinę – wzruszył ramionami. – My tylko wykorzystujemy cudze błędy.

– A wasze wojska?

– Brama Pokutnicza zostanie otwarta w odpowiedniej chwili.

– Szlag. Macie aż tylu agentów?

Myrre uśmiechnął się kolejny raz, odwracając głowę.

– W przeciwieństwie do was, my planowaliśmy atak na Syrinx od wielu lat.

Achaja pochyliła się, żeby przestudiować plan. Tu jest wejście do kanałów – starała się zapamiętać punkty orientacyjne. Tu cysterna – przesuwała palec w dół po jego plecach – ale wielka. Tu akwedukt – nagle, chcąc się zemścić za jego zachowanie, jednym ruchem ściągnęła oficerowi spodnie.

– O? A tu nic nie narysowano – rozsunęła palcami pośladki. – Czy też to plastyczny model dwóch wzgórz i wąwozu?

Ani drgnął. Męska świnia.

– Różnie można interpretować – mruknął. – Ale za to z przodu mam plastyczny model nowej katapulty.

– Gdzie? – jedynie Shha dała się złapać i zerknęła, jak wyglądał bez spodni z przodu.

– O tu – spokojnie wyjaśnił setnik. – Wystarczy dotknąć i model zacznie działać.

Chorąży zagryzła wargi. Potem jednak Shha roześmiała się i zaczęła kręcić pupą w przezroczystej sukience.

– O! Działa nawet bez dotykania! – spojrzała setnikowi prosto w oczy.

– O szlag! Dawaj go tu – warknęła Zarrakh. – Dawaj go tutaj!

– Ciiii… to oficer – szepnęła Mayfed.

Chloe owinęła się kocem i też poszła zerknąć. Niby przypadkiem.

– Ubieraj się – mruknęła Achaja. – Plan już zapamiętałam.

Wciągnął spodnie i koszulę. Odwrócił się przodem. Nie był skrępowany ani na włos.

– Kiedy powinniśmy ruszać? – Achaja popatrzyła mu prosto w oczy, nie odwrócił ich, choć przecież kobiety z czymś czarnym zamiast białek nie mógł widzieć dotąd w życiu. Czyżby Zaan ostrzegł go i o tym? Niby skąd wiedział? Kiedy się spotkali, miała normalne gałki jak każdy człowiek. Chyba bezpieczniej więc było przyjąć, że Zaan wiedział wszystko.

– Najlepiej od razu – odpowiedział setnik natychmiast. – Pismo do generała Biafry już poszło, tyle, że bardzo oględne. Bo jakby wpadło w czyjeś ręce…

– A jak ty byś wpadł w czyjeś ręce?

Podniósł z ziemi swoją kurtkę i wywrócił ją na drugą stronę. Do podszewki przymocowano malutkie woreczki, na całej powierzchni.

– To kwas – wyjaśnił. – Wystarczyłoby, żebym rzucił się na plecy i…

– Jesteś aż tak poświętliwy?

– Podobno nie spaliłby skóry. Zaan powiedział, że nie – uśmiechnął się znowu i kolejny raz mrugnął do niej porozumiewawczo.

– Dobra. Dawać mój mundur.

Jakee o mało nie spadła ze schodów, biegnąc wykonać rozkaz.

– Kurwa, co za noc. Ale się źle czuję.

Arnne, która pojawiła się w drzwiach, podała jej pismo dostarczone przez gońca.

– Wino, wódka, nerwy – mruknęła. – Nie wyglądasz dobrze.

– Dzięki za pocieszenie.

– Myślę, że jesteś zatruta.

Achaja otworzyła pismo, ułożyła je na podręcznym stoliku i zaczęła czytać, wkładając jednocześnie mokry jeszcze mundur. Setnik Troy obserwował ją bez żenady.

„Biafra do Achai. Nastraszyłem was wszystkie tym rozstrzeliwaniem, co? Mam nadzieję, że nie spanikowałaś i nie podziurawiłaś paru swoich ludzi…”.

– Ty świnio!!! Mayfed! – ryknęła Achaja. – Możesz nie strzelać do tego draba!

– Myślę, że już po sprawie – mruknęła Arnne.

ROZDZIAŁ 9

Zachodzące słońce barwiło czerwienią dachy budynków widniejące za kryształowym oknem pałacu. Dymy pożarów nie były jeszcze zbyt liczne. Można je było dostrzec wyłącznie z tej wysokości – pałac stał na wzgórzu dominującym nad okolicą. Ktoś otworzył drzwi bez pukania.

– Nie śpicie, panie? – niewolnik giął się w przepraszającym ukłonie. – Wybaczcie, wielki panie. Cesarz wzywa.

– Co to za pożary? – Meredith odwrócił się od okna.

– Wojsko wypala magazyny przy murach. Rutynowa operacja, skoro nieprzyjaciel zbliża się do stolicy – niewolnik podał mu nowiuteńki, wspaniały płaszcz czarownika. W łachmanach, które miał na sobie, nie mógł przecież stanąć przed obliczem władcy. – Żeby tamci nie zapalili pociskami z katapult.

– A jak ploteczki? – Meredith przyjął nowe okrycie.

– Mohr zbliża się od północy. Kye organizuje armię rezerwową. Bortar trzyma Sonne i drogę do Syrinx. Jak dostanie posiłki z giełdy najemników, za trzy dni zrobi porządek w okolicy. Ale mówią, że Mohr będzie szybciej. Przebija się przez teren wokół jezior Kua. Ale… – niewolnik wzruszył ramionami i otworzył drzwi, wskazując kierunek – tam tylko kupy niewolników. Będzie tu jutro.

Popędził korytarzem tak szybko, że czarownik ledwie mógł za nim nadążyć. Zadyszał się, zanim dotarli do sali przyjęć, o dziwo pustej teraz, jedynie służący sprzątali resztki ze stołów. Niewolnik roztrącał ich bezlitośnie. Powiódł Mereditha do południowego skrzydła, schodami do góry. Tam zatrzymały ich pierwsze straże. Obszukały dokładnie obydwu i przepuściły tylko po to, żeby po jakichś dwudziestu krokach mogli wpaść w ręce dodatkowej kontroli. Tym razem niewolnik musiał zostać już tutaj. Mereditha natomiast poprowadzono, już na szczęście powoli, przed drzwi prywatnych apartamentów cesarza. Dwóch wartowników otworzyło oba skrzydła, ktoś prawie wepchnął go do środka i…

Meredith upadł na twarz. W niewielkiej sali, oprócz kilkunastu wyższych oficerów, sług i nałożnic byli Nolaan, Annamea, Naczelny Wróżbita, Tepp, żona cesarza i… i… sam Imperator. Czarownik czuł ciarki przebiegające mu po plecach. Nikt się jednak nim nie interesował, co pozwoliło mu na odzyskanie oddechu i przynajmniej częściowe uspokojenie nerwów.

Dopiero po dłuższym oczekiwaniu ktoś zbliżył się bezszelestnie.

– Cesarz każe wstać – usłyszał słowa szeptane wprost do ucha.

Zerwał się natychmiast i wykonał pełny, pałacowy ukłon. Jak zwykle pomylił się ze trzy razy, wykonując skomplikowane gesty i przydechy. Nikt jednak nie parsknął śmiechem. Naczelny Wróżbita patrzył na niego z wyraźnym napięciem, Annamea obojętnie, Nolaan z pogardą. Żona cesarza szeptała coś do Teppa. Sam Imperator o twarzy ukrytej pod warstwami pudru i sproszkowanego złota wydawał się martwy jak posąg w największym parku.

Jeden z oficerów skinął głową.

– Majestat pragnie zadać wam pytanie.

Szlag! A jednak potraktowano go jak parweniusza. Co za prostacka forma. Per „Majestat” o Imperatorze można mówić do prostego chłopa. Szlag! Pokazali mu, gdzie jego miejsce tak naprawdę. No i dobrze, zacisnął szczęki. „Brama Pszenna”, tak? Zerknął na Annameę, ale ta stała nieporuszona. Dobrze. Chłop i prostak też pokaże wam, gdzie wasze miejsce… spoczynku wiecznego. Już był zdecydowany na kłamstwo. Właśnie w tej chwili decyzja zapadła.

– Masz powiedzieć nam – kontynuował oficer – wykorzystując cały swój kunszt, na którą z bram nieprzyjaciel uderzy najpierw. Sowita nagroda cię nie ominie… – denerwująca przerwa – przyjacielu – zakończył tamten pogardliwie.

Czarownikiem zatrzęsło. To teraz zobaczysz, skurwysynu! – pomyślał, usiłując zachować obojętny wyraz twarzy. – Tak nakłamię w żywe oczy, że ci buty spadną!!!

Wyjął z kieszeni fiolkę, którą wcześniej napełnił zwykłą wodą wypływającą ze ścian wspaniałych łaźni pałacu. To teraz zobaczysz, gnoju. Wyjął zatyczkę. Wszyscy zobaczycie. Brama Pszenna. Usłyszycie to, co chcecie usłyszeć, świnie. Bosko! Przytknął naczynie do ust, żeby odegrać cały spektakl, ale nie mógł. Pomyślał o słowach Nolaana, pomyślał o tym nieprawdopodobnym widoku tysięcy drobnych światełek na ulicach Syrinx i… nie mógł. Nie mógł. Poczuł, że odpływa. Jego ciałem targnęły skurcze tak silne, że fiolka wypadła mu z ręki, roztrzaskując się o kamienną podłogę. Cały drżał, zaczął się pocić. Zęby szczękały mu coraz głośniej, nie mógł opanować oddechu.