Выбрать главу

– Nooooo… Shha – Biafra patrzył wyraźnie zafascynowany. – Ty jesteś córką kowala?

– Nie, panie generale! – zaraportowała chorąży. – Jestem córką wójta, panie generale!

– Masz jakiś żal do pani major?

– Nie, panie generale. To moja siostra, panie generale.

Biafra uśmiechnął się nagle.

– A nie chciałabyś zostać siostrą czarownika Zakonu? Bardzo by nam to pomogło. Gdyby miał tak zmasakrowaną twarz jak ona, chorąży.

– Wedle rozkazu, panie generale! Ale nie wiem, jak się zostaje siostrą czarownika, panie generale. W ryj jednak mogę mu dać.

– Przestańcie pieprzyć – mruknęła Achaja. – Trzeba ruszyć ludzi – oparła się o ramię Biafry ciągle z dłońmi przy twarzy. – Dzięki Shha. Annamea, gdzie są drzwi… tak mniej więcej przynajmniej.

– Mniej więcej tam – Annamea wskazała kierunek. – Widzisz moją rękę?

– Nie.

Nałożnica ujęła księżniczkę pod ramię.

– To chyba pierwszy przypadek w waszej armii, żeby pułkownik prowadził majora za rękę, co? Będą chyba o tym pisać w kronikach.

Achaja zachichotała. Shha wyprężyła się na baczność.

– Melduję pani pułkownik, że to się zdarza średnio raz na każdy dzień wolny, który ma kadra i w który może pójść do karczmy. Ale często bywa odwrotnie i major prowadzi pułkownika. Ale najczęściej to chorążowie niosą pułkowników, majorów, kapitanów i poruczników, bo chorążowie mają najniższy z oficerskich żołdów, więc czasami są jeszcze w stanie zrobić parę kroków.

– Weź się zamknij – warknął Biafra na chorążego.

– Tak jest!

Wielki Książę Orion zaaferowany podszedł do Biafry.

– Pani – najpierw złożył ukłon Achai. Ciągle uważał ją za córkę Wielkiego Księcia Troy, a więc najważniejszą osobę w tym towarzystwie. Achaja jednak, z rękami przy twarzy, w ogóle go nie widziała. Na szczęście Annamea, znająca etykietę na wylot, przygięła jej kark i, uderzając z tyłu w nogi na wysokości kolan, zmusiła do czegoś, co można było od biedy uznać za „dygnięcie”.

– Panie generale Biafra – Orion nie zważał na zawiłości etykiety w warunkach bojowych. – Czy uważa pan, że to realne niebezpieczeństwo?

– Nie, Wielki Książę – odezwanie się w ten sposób do tak wysoko postawionego arystokraty w normalnych czasach byłoby poczytane za obelgę. Na szczęście jednak sztabowcy przewidzieli i to. Jeden z punktów umowy sojuszniczej stwierdzał wyraźnie, że wyżsi oficerowie wojsk drugiej strony mają prawo zamiast „Wielki Panie plus tytuły” zwracać się do arystokratów drugiej strony, stosując tylko pierwszy z ich tytułów. – Zaraz ściągnę to, co pozostało nam z artylerii. Ruszymy dywizję piechoty, a przynajmniej tę część, którą uda nam się zawiadomić szybko.

– Byłoby chyba dla nas korzystne, gdybym objął w tym czasie pałac cesarski, prawda?

– Oczywiście Wielki Książę. Odtworzenie administracji to w tej chwili najpilniejsza sprawa.

– Dam wam oddziały liniowe złożone z samych weteranów. Książę Sirius może nimi dowodzić.

Biafra skłonił głowę w ukłonie.

– Najważniejsze żebyśmy odtworzyli zaopatrzenie stolicy – uśmiechnął się lekko. – Żeby nam nasza nowa zdobycz nie umarła z głodu.

– Niektóre magazyny Luan udało się uchronić przed grabieżą. Niestety, nieliczne. Ale zaraz pchnę gońca do Troy z pismem nakazującym przygotowanie transportów żywności, którą można by tutaj rozdawać kupcom i ich rodzinom. Mam nadzieję, że Syrinx w przyszłym roku zacznie przynosić choć połowę zysków, jakich przysparzała cesarzowi.

– Ja również mam taką nadzieję, Wieki Książę. Jeśli tylko kupcy przetrwają, jeśli uda im się odtworzyć połączenia handlowe, to…

Uśmiechnęli się obaj do siebie. To była władza nad światem. To był… mógł być instrument takiego nacisku, że żadna siła nie mogłaby się temu oprzeć. Szlak przez Wielki Las, Negger Bank, Syrinx, Yach, Cieśniny Linnoya i Arkach w objęciach Troy. To była kopalnia złota, taka jednak, w przeciwieństwie do klasycznych, gdzie złoto podawano wprost do buzi „górników”…

– Własnym pieniądzem zapłacę za żywność dla kup… hm… – Orion odchrząknął nagle. – Dla ludności Syrinx – dokończył. – Zaraz wydam zakaz jakichkolwiek grabieży na miejscowych kup… miejscowej ludności znaczy.

– A ja natychmiast obstawię większość faktorii przy drogach. Żadnych rabunków.

Znowu uśmiechnęli się do siebie. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie będzie wyrywać nędznych piór z tyłka kury, co znosi złote jajka. To, co można było zrabować, nie miało się w żaden sposób do monstrualnych kwot, które można było zarobić, jeśli się wcześniej nie rabowało. W kurze najważniejsze są jajka, a nie pióra – a bez piór kura przestanie znosić jajka. Jajka można jeść przez cały rok. A jak się zarżnie kurę, to będzie tylko jeden posiłek. Może i lepszy, ale raz i koniec. Co do tego punktu umowy zdobywcy byli zgodni. Oczywiście, trzeba było najpierw rozprząc Luan, by móc położyć na tym łapy. Ale teraz trzeba było je jak najszybciej odbudować. Choć cesarzowi nowy kształt mógłby się raczej nie spodobać… Arkach i Troy, choć same wyniszczone wojną, zamierzały na ten cel przeznaczyć ogromne kwoty.

– Przypominam o wojskach Zakonu – wtrąciła nieśmiało Annamea.

– Ach, pani pułkownik – Orion uśmiechnął się promiennie. – W wojsku nic nie dzieje się szybko. Ale oczywiście – skinął głową. – Nie zatrzymuję państwa – zerknął na księcia Siriusa. – Synu, słyszałeś naszą rozmowę?

– Tak ojcze. Z chęcią obejmę dowództwo nad oddziałem liniowym.

Annamea poprowadziła Achaję, która powoli już odzyskiwała wzrok. Trzeźwiała również powoli. Usiłowała nawet stanąć sama, bez podparcia, kiedy pani pułkownik instruowała oddział Dahmeryjczyków, że mają iść za nimi.

Na dziedzińcu, kiedy owionęło ją parne, niosące sadzę powietrze, doszła jako tako do siebie.

– Liniowcy Troy! – krzyknął Sirius. – Awangarda!

Achaja chrząknęła, usiłując się pozbyć czegoś, co blokowało jej tchawicę. Spojrzała przytomniej na zaimprowizowany obóz wojskowy, który utworzył się samorzutnie wokół pałacu. Szturmowcy Troy atakowali właśnie grenadierów Arkach, a te chętnie poddawały się atakowi. Coraz więcej chichoczących par w mundurach różnych armii znikało w zakamarkach zabudowań gospodarczych.

– Słuchaj Harmeen – mruknęła. – Wydaj wreszcie jakiś rozkaz koncentracji, bo nasze wojsko zajdzie w ciążę i w przyszłym roku będziemy mieli dwie armie zamiast jednej.

Ktoś podał jej bukłak z wodą. Przemyła sobie twarz. Przytomność wracała jej powoli.

Podeszła do pocztów towarzyszących. Rozpoznała tylko jednego medyka.

– Cześć, Marbe.

– Cześć, pani Achajo – uśmiechnął się medyk. Parę razy pani major leżała na jego stole i jakoś tak nie wypadało zwracać się „po służbowemu” do kobiety, u której widziało się wszystko, co miała do pokazania.

– Co to? Masz samych „młodych”? – wskazała na świeżutkich medyków przysłanych przez komisję uzupełnień.

– No.

– Nauczyłeś ich czegoś?

– No pewnie. Ale jakby pani Achaja powiedziała do nich choć słowo, to może nie zesrają się na sam widok ciężko rannego.

Uśmiechnęła się. Tuż obok zauważyła szesnastoletnią kapłankę w mundurze chorążego patrzącą na wszystko wokół rozszerzonymi oczami. Kapłani zawsze mieli lepiej. Szesnastoletni chorąży, psiamać.

– Medycy, sanitariusze – krzyknęła. – Wiem, że to wasz pierwszy raz, ale… ufajcie swojemu dowódcy. I pamiętajcie o jednym. Jesteście ostatnią nadzieją dla wielu ludzi. Za wami… za waszymi plecami nie ma już nic. Tam z tyłu stoi już tylko ta kapłanka, która ich odprowadzi do krainy śmierci. Ludzie! Wy jesteście ostatnią linią obrony naszych biednych żołnierzy na tym świecie. Ich ostatnią nadzieją. Więc zróbcie swoje dobrze! Niech każdy wypełni swój obowiązek.

Medycy i sanitariusze z uzupełnień patrzyli na nią jak cielęta na malowane wrota.

– Słuchajcie, chłopcy… Jeśli się naszym żołnierzom nie uda, to pozostaniecie im tylko wy. Wiecie, co to jest życie? Dla żołnierza, któremu się nie udało… życie to wy. Za wami już tylko ta kapłanka w mundurze chorążego. Jak wy skrewicie, ona odprowadzi ich do krainy śmierci. Ale póki co… Na tym świecie nasz żołnierz ma już tylko was. Nie zawiedźcie go. Proszę!

Podeszła do kapłanki, która wyprężyła się na baczność.

– Pierwszy raz w bitwie?

– Nie, pani major! – dziewczyna była przejęta swoją misją. – Już byłam w bitwie. Tuż pod murami Syrinx ktoś z lasu zaczął strzelać z kuszy. I musiałyśmy się wszystkie ukryć za wozami! I ten ktoś, kto strzelał, o mało co nie trafił muła, pani major.

Achaja położyła jej rękę na ramieniu.

– Słuchaj, dziecko. Dzisiaj musisz dać z siebie wszystko. Musisz modlić się do swoich Bogów, żeby dali ci siłę.

– Mam nadzieję, że to są również pani Bogowie, pani major.

Achaja uśmiechnęła się lekko.

– Już za chwilę będziesz mniej harda – powiedziała. – Tylko pamiętaj, dziecko, o jednym. Wymiotuje się poza zasięgiem wzroku rannych. Nie ma nic gorszego, jak ktoś leży z rozwalonym brzuchem i widzi, że kto inny rzyga na jego widok. To głupie, ale to kres nadziei dla niego. Więc pamiętaj. Wymiotuje się poza zasięgiem wzroku rannych. Choćby na kolanach, choćby na czworakach, nawet dławiąc się z braku oddechu, musisz odejść dalej.