Nagroda naukowa imienia Zaana była najbardziej prestiżowa. Każdy z pracowników licznych uczelni chciał ją mieć. Ale nie było to łatwe. Trzeba było naprawdę się wykazać.
Słusznie więc sam przewidział: „wszystkie życzenia się spełniają”. Choć perfidnie. Naprawdę przecież powstrzymał zarazę. Ale teorię heliocentryczną po prostu ukradł. Nikt nigdy nie dowiedział się o jego oszustwie, które powinno przejść do historii szaleństwa i zająć w niej pierwsze miejsce. Poza jednym pisarzem, którego za to wygwizdano.
Niemniej, jeśli istnieje życie pozagrobowe, powinien być szczęśliwy. Jego imię zapamiętano. Powtarzano je przez wieki.
Nie było już skrybów świątynnych, na których pamięci tak mu zależało. Ale każdy w miarę wykształcony człowiek znał jego imię. Przez tysiąclecia.
Nikt też nie wiedział, że był żołnierzem, choć na cywilnym froncie. Że wygrał w grze, w której szanse były mniejsze niż urodzenie słonia przez lwicę.
Sama Achaja wyszła za Księcia Oriona. On natychmiast, po „zupełnie naturalnej” śmierci króla, objął władanie w Troy. Jej dostał się tron w Arkach. Matka Biafry abdykowała i to wcale nie dlatego, że czuła oddech Miki na plecach. Była po prostu rozsądną kobietą.
Orion i Achaja stworzyli najpotężniejsze małżeństwo na świecie. Zasadniczo wszystko działo się tak, jak chcieli. A może dokładniej: tak jak chciał Biafra. Cały świat musiał się podporządkować. Trudno opisać rozkwit, który nastąpił później. Rozkwit ekonomiczny. Bogactwo. Sztuka, handel. Ale… choć nikt z ówczesnych ludzi tego nie widział – to jednak rozkwit i błogostan zabijał coś, czego nikt z tych czasów nie potrafiłby nawet określić słowami. A chodziło o „matkę wynalazków”. Inwencję. Rozwój nauki, którą powinna rodzić paląca potrzeba.
Orion zmarł dwa lata później. Tym razem naprawdę z zupełnie naturalnych powodów. Były pomysły, żeby wydać Achaję za którąś z jego córek, ale upadły, bo żeglarze odkryli nowy ląd, obfity w bogactwa i bardzo potrzebne stało się władanie nad cieśninami Księstwa Linnoy. Trudno. Akcja militarna się nie opłacała, więc Achaję wydano za młodego księcia. Chłopak miał wtedy siedem lat. Achaja, chcąc pocałować „pana młodego” w świątyni, musiała kucnąć, bo dziecko było za małe. Arnne i Harmeen po prosty wyły ze śmiechu i musiano je wyprowadzić. Cieśniny przejęto chwilę później zupełnie oficjalnie, dokładnie w momencie, kiedy Biafra tworzył jeden monstrualny organizm państwowy składający się z Arkach, Troy i „kraju Syrinx”, jak zwano resztki Cesarstwa. Zajęło to prawie rok i dopiero potem Mika mógł wyeliminować młodego księcia. Linnoy też stało się częścią ogromnego państwa.
Nareszcie doszło do spełnienia się marzeń Achai. Wyszła za Biafrę. On został cesarzem, ona cesarzową.
To były najpiękniejsze lata jej życia. Kochała go! Naprawdę go kochała!
Biafra był alkoholikiem, ale ignorowała to. Pili razem. Ich zwykły dzień wyglądał mniej więcej tak: najpierw śniadanie, miłość, potem zaczynali pić. Potem gdzieś w południe, znowu zaczynało im się chcieć spać Więc jakaś drzemka. Potem może obiad. Załatwienie najpilniejszych spraw. Trzymanie się za ręce. Patrzenie na siebie. Picie alkoholu. I było fajnie. Naprawdę – najpiękniejsze lata jej życia. Chwile szczęścia. Radości. Zaspokojenia.
Niestety, Biafra umarł po trzech latach na marskość wątroby.
Achaja została sama władcą całego znanego świata.
„Imperium Biafry”, jak je później nazwano, trwało jednak dalej. Potrzebowało przeciwwagi i ekspansji. Doszło więc do wojny z królestwem Chorych Ludzi, które urastało już do drugiej potęgi ekonomicznej. Imperium i królestwo dzielił Wielki Las. Spalono go w trakcie jednej kampanii trwającej niespełna rok. Rzezie i masakry trwały jeszcze wiele lat, ale nie dotyczyły przecież przytłaczającej liczby obywateli. Rządy Achai historycy porównywali raczej do „złotego wieku”, kiedy rozwijała się sztuka, handel, produkcja, zupełnie nowa polityka i sposób załatwiania spraw.
Sama Achaja stała się symbolem walki o wolność. Kilkaset lat później jeszcze robotnicy w pewnym mieście szli na samobójczy strajk z jej imieniem wypisanym na transparentach. Pamiętano ją.
Historycy oczywiście też robili swoje. Lesbijka, potwór, sadystyczny morderca, oprawca, niezrównoważona psychicznie. Co innego pisało się w podręcznikach dla dzieci, gdzie była narodowym bohaterem. Co innego pisało się w uczelnianych opracowaniach, gdzie urastała do rangi zboczonej sadystki.
Tak zawsze jest w historii. Problemem jest mizeria źródeł. I trzeba się domyślać. Legenda zrobiła z niej bohaterkę, pod której pomnikami dzieci składały kwiaty w państwowe święta. Historycy zrobili z niej kretynkę sterowaną przez Biafrę, zboczoną, skrzywioną, pogiętą psychicznie.
Dwa obrazy:
– oficjalny to „Tyranobójca”. Bohater narodowy, twórczyni Złotego Wieku w dziejach świata, mecenas sztuki, „ta, którą sławili poeci”, natchnienie architektów, kobieta, która obaliła reżim Zakonu, dzięki której dzieci nie były już głodne i zyskały nadzieję. I złotymi zgłoskami: ta, która zniosła niewolnictwo! Za jej rządów pojawiło się nawet coś takiego jak edukacja i przytułki dla biednych.
– naukowy: amoralna terrorystka, militarystka, zwolenniczka represyjnych rządów, przeciwnik ekologów (bo spaliła Wielki Las), ewidentna alkoholiczka, zboczona seksualnie, wysyłająca ogromne armie gdzie się dało i w ogóle połamana psychicznie, o czym świadczą nieliczne źródła, które się zachowały.
Który z obrazów jest prawdziwy?
Kiedyś, podczas tych krótkich lat z Biafrą, była naprawdę szczęśliwa. Miała tego swojego mężczyznę w zasięgu ręki. Mogła mruczeć mu na ramieniu. Miała do kogo się przytulić. Kochała go do szaleństwa. Miała też Shhę. Dotknęła swojego kawałka szczęścia. Choć tak długo musiała na to czekać.
I niech tak zostanie. Bez znaczenia, czy bohater narodowy, czy zboczona terrorystka. Niech mówią, co chcą. Niech psy szczekają. Niech zrobią to, co ona, a jak nie potrafią, to niech szczekają sobie dalej. „Psom szczekać zawsze dozwolone” – jak mówił poseł Cesarstwa po pojedynku z Virionem.
Niech tak zostanie. Kim była? Czy to ważne? Jak mało istotne są słowa.
Zostawiła coś po sobie. Była kimś. Kilkaset lat później robotnicy szli na samobójczy strajk z jej imieniem na transparentach. Coś po sobie zostawiła.
Achaja zginęła zasztyletowana w wieku trzydziestu siedmiu lat. Miała ten problem, że była bezpłodna. Nie udało się sprokurować jej dziecka, choć zajmowali się tym mistrzowie w danym fachu. Cesarzowa bez potomstwa to młyn na wodę różnych koterii. Wszelkie adopcje mogły być przecież anulowane. A władza mamiła, kusiła, oszałamiała. Kilkunastu spiskowców dopadło ją na schodach pałacu. Była tak pijana, że ledwie odbiła dwa ciosy. Jedenastu sztyletom udało się dosięgnąć jej ciała. Żołnierze rozstrzelali napastników, ale to już było bez znaczenia.
Shha, ciągnąc ją za rękę, mówiła:
– Siostro, nie mogę cię podnieść, bo wyglądasz jak jeż. Z każdej strony coś sterczy.
Płakała, pomstowała głośno, wykrzykiwała najohydniejsze inwektywy na zabójców. I co chwilę pytała:
– Siostro, żyjesz?
– Siostro, żyjesz?
– Siostro…
Achaję, jak głosi legenda, zapakowano do trumny wypełnionej żywicą. Podobno zamurowano ją w jednej z wielkich bram Syrinx. Podobno… Nikt nie wiedział dokładnie.
Mniej więcej w tym czasie, gdzieś daleko, w miejscu, które od Syrinx dzieliły wręcz niewyobrażalne odległości, za nieprzebytą czarną pustką w innym świecie… dwóch braci pojechało nad brzeg morza. Do malutkiej miejscowości. Ustawili na polu dziwną konstrukcję. Wyglądało to jak ogromna katapulta. Na niej umieścili niesamowity aparat zbudowany z płótna, drewna i metalu.
Bracia rzucali monetą, chcąc wylosować, który z nich poleci pierwszy. Jeden z nich położył się w niewielkim dwupłatowcu. Ktoś uruchomił silnik. Urządzenie wyrzucone przez katapultę wystartowało nagle i wykonało pierwszy lot dzięki terkoczącemu silnikowi. Bracia gratulowali sobie wzajemnie. Ktoś zrobił zdjęcie. Mały chłopak pobiegł nadać telegram.
Konstrukcja z drewna, płótna i metalu nie była zdolna polecieć tak wysoko, żeby przekroczyć czarną pustkę. Ale Ziemcy zrobili właśnie pierwszy krok.
Zamierzali później polecieć wyżej i dalej. Bez strachu chcieli kroczyć cienistym gościńcem. A to nikomu nie wróżyło dobrze.
Cesarzowa Achaja zginęła zasztyletowana mając trzydzieści siedem lat.
KONIEC
Ale nie jest to koniec historii jej życia.