Nigdy nie słyszałem, żeby areszt prowadził terapię narkomanów, „doprowadzając ich do porządku”.
– Tak, jest trochę pokiereszowana – odrzekła funkcjonariuszka.
– Była mała przepychanka. Zresztą sama panu powie.
Zrezygnowałem z dalszych pytań. Właściwie poczułem ulgę, że jej kłopoty ze zdrowiem nie były spowodowane – przynajmniej nie bezpośrednio – zażyciem czy uzależnieniem od narkotyków.
Zastępczyni szeryfa zaprowadziła mnie do sali dla obrońców, w której spotykałem się już z wieloma klientami. Ogromną większość moich klientów stanowili mężczyźni i choć nigdy nikogo nie dyskryminowałem, tak naprawdę nie cierpiałem reprezentować kobiet, które siedziały w areszcie. I prostytutki, i morderczynie – a broniłem wszystkich – za kratkami wyglądają żałośnie. Odkryłem, że prawie za każdym przestępstwem popełnionym przez kobietę stoi mężczyzna. Mężczyzna, który się nad nią znęcał, który ją opuścił, który wyrządził jej krzywdę. Nie twierdzę, że kobiety nie są odpowiedzialne za swoje czyny ani że niektóre nie zasługują na wymierzoną karę. Są wśród nich drapieżcy, okrucieństwem dorównujący samcom. Mimo to kobiety, jakie widziałem w areszcie, wydawały się zupełnie inne od mężczyzn siedzących w drugiej wieży.
Mężczyznom pozostaje spryt i siła. Kobieta, gdy traci wolność, traci wszystko.
W sali widzeń znajdował się rząd kabin, po jednej stronie było miejsce dla adwokata, a naprzeciw niego siadał klient, oddzielony od obrońcy osiemnastocalową ścianką z pleksiglasu. W oszklonej kabinie na końcu sali dyżurował zastępca szeryfa, który pilnie obserwował przebieg widzenia, choć podobno nie słuchał rozmowy. Jeśli klientowi trzeba było przekazać jakiś dokument, adwokat musiał go pokazać funkcjonariuszowi do akceptacji.
Policjantka wprowadziła mnie do kabiny, po czym wyszła. Dziesięć minut później ukazała się po drugiej stronie pleksiglasu w towarzystwie Glorii Dayton. Od razu spostrzegłem opuchliznę na lewym oku mojej klientki i pojedynczy szew na małym rozcięciu nad nasadą nosa. Gloria Dayton miała kruczoczarne włosy i oliwkową cerę. Kiedyś była piękna. Kiedy broniłem ją pierwszy raz, siedem czy osiem lat temu, była piękna. Na widok jej urody człowiek nie mógł uwierzyć, że ją sprzedaje, że postanowiła się sprzedawać obcym, uznając to za najlepszy, a może jedyny sposób na życie. Teraz rysy jej twarzy nabrały twardości. Skóra wydawała się zbyt napięta.
Zajmujący się Glorią chirurdzy nie należeli do najlepszych, a zresztą niewiele mogli zrobić z oczami, które zbyt wiele widziały.
– Mickey Mantle – powitała mnie. – Znowu będziesz grał w mojej drużynie? powiedziała to głosem małej dziewczynki, który, jak przypuszczałem, uwielbiali jej stali klienci. W moich uszach zabrzmiał dziwnie, zwłaszcza że należał do kobiety o mocno ściągniętych ustach i oczach, w których było tyle życia co w dwóch czarnych kamieniach.
Gloria zawsze nazywała mnie Mickey Mantle, chociaż kiedy się urodziła, wielki bejsbolista zdążył już zakończyć karierę, a ona prawdopodobnie niewiele o nim wiedziała, tak jak i o sporcie, który uprawiał. Dla niej to było po prostu znane nazwisko. Przypuszczam, że w innym wypadku nazywałaby mnie Mickey Mouse, czym raczej nie byłbym zachwycony.
– Spróbuję, Glorio – odparłem. – Co się stało z twoją twarzą?
Kto ci to zrobił?
Lekceważąco machnęła ręką.
– Małe nieporozumienie z dziewczynami pod celą.
– O co poszło?
– Takie tam dziewczyńskie sprawy.
– Ćpasz tutaj?
Posłała mi spojrzenie pełne oburzenia, a potem próbowała się nadąsać.
– Nie, nie ćpam.
Przyjrzałem się jej uważnie. Chyba mówiła prawdę. Może rzeczywiście nie ćpała i nie to było powodem bójki.
– Nie chcę tu dłużej zostać, Mickey – powiedziała swoim normalnym głosem.
– Nie dziwię ci się. Sam źle się tu czuję i zaraz wychodzę.
Natychmiast pożałowałem tego zdania, które przypomniało Glorii o jej sytuacji. Chyba jednak nie zwróciła na nie uwagi.
– Myślisz, że udałoby się załatwić ten przedprocesowy coś tam, żebym mogła stanąć na nogi?
Ciekawe, pomyślałem, narkomani używają określenia „stanąć na nogi”, mówiąc i o odwyku, i o braniu.
– Kłopot w tym, że już ostatnim razem zgodziliśmy się na przedprocesowy program interwencyjny, pamiętasz? I dobrze wiadomo, że nic z tego nie wyszło. Dlatego nie wiem, jak tym razem będzie.
Liczba miejsc jest ograniczona, poza tym sędziowie i prokuratorzy nie są skłonni wysyłać tam drugi raz kogoś, kto nie potrafi wykorzystać szansy.
– O co ci chodzi? – zaprotestowała. – Przecież wykorzystałam.
Chodziłam od początku do końca.
– Owszem. I bardzo dobrze. Ale po zakończeniu wróciłaś do tego, co robiłaś wcześniej, i dlatego spotykamy się tu, a nie gdzie indziej.
Sąd nie nazwałby tego sukcesem. Będę z tobą szczery, Glorio. Nie sądzę, żeby tym razem udało się załatwić program. Musisz się przygotować, że potraktują cię ostrzej.
Spuściła oczy.
– Nie dam rady – powiedziała słabym głosem.
– Posłuchaj, w więzieniach też są programy terapeutyczne. Odtrują cię, a jak wyjdziesz, będziesz mogła spróbować zacząć jeszcze raz.
Pokręciła głową; wyglądała na zupełnie zagubioną.
– To trwało już za długo i najwyższy czas przestać – powiedziałem. – Na twoim miejscu pomyślałbym o wyjeździe. Mam na myśli wyjazd z Los Angeles. Powinnaś gdzieś pojechać i zacząć wszystko od początku.
Spojrzała na mnie ze złością.
– I co miałabym robić? Popatrz na mnie. Do czego ja się nadaję?
Miałabym wyjść za mąż, rodzić dzieci i sadzić kwiatki?
Na to nie miałem dobrej odpowiedzi, ona też nie.
– Pogadamy o tym we właściwym czasie. Na razie trzeba się zająć twoją sprawą. Opowiedz mi, co się stało.
– To co zawsze. Sprawdziłam gościa i wszystko się zgadzało. Wydawał się w porządku. Ale okazało się, że to glina, i tyle.
– Poszłaś do niego?
Przytaknęła.
– Do Mondriana. Miał apartament – to też mnie zmyliło. Gliny rzadko biorą apartamenty. Budżet im nie pozwala.
– Nie mówiłem ci, że to głupota nosić kokę, kiedy idziesz pracować? A jeżeli facet prosi, żebyś przyniosła kokę, od razu wiadomo, że to gliniarz.
– Wiem i wcale mnie nie prosił. Zapomniałam, że ją mam. Dostałam od gościa, u którego byłam przedtem. Co miałam z nią zrobić, zostawić w samochodzie, żeby obsługa parkingu się poczęstowała?
– Od kogo ją dostałaś?
– Od faceta z Travelodge na Santa Monica. Byłam u niego i sam mi zaproponował, rozumiesz, zamiast forsy. Jak wychodziłam, odsłuchałam wiadomości i zobaczyłam, że dzwonił do mnie ten gość z Mondriana. No to oddzwoniłam, umówiłam się i od razu do niego pojechałam. Zapomniałam, że mam towar w torebce.
Kiwając głową, nachyliłem się bliżej. Zaczynałem dostrzegać promyczek nadziei, światełko w tunelu.
– Kim był ten facet w Travelodge?
– Nie wiem, widział moje ogłoszenie na stronie.
Gloria umawiała się z klientami za pośrednictwem strony internetowej, na której były umieszczone zdjęcia, numery telefonów i adresy e – mailowe panienek.
– Mówił ci, skąd jest?
– Nie. Musiał być z Meksyku, Kuby czy coś takiego. Pocił się, było widać, że bierze prochy.
– Kiedy ci dawał kokę, zauważyłaś, czy miał więcej?
– Tak, trochę miał. Myślałam, że znowu zadzwoni… ale chyba spodziewał się kogoś innego.
Gdy ostatni raz oglądałem jej ogłoszenie na LA – Darlings.com, chcąc sprawdzić, czy jeszcze działa w branży, zobaczyłem zdjęcia co najmniej sprzed pięciu lat, na których Gloria wyglądała dziesięć lat młodziej. Przypuszczałem, że jej klienci doznawali pewnego rozczarowania po otwarciu drzwi.