– Miejmy nadzieję. Poza tym u Rouleta znalazłem tylko jedną ciekawostkę.
– Jaką?
– Na pierwszym spotkaniu, kiedy wbijałeś mu do głowy, czego ma się spodziewać i tak dalej, w rozmowie wyszło, że przez rok studiował na UCLA i trochę zna się na prawie. No więc sprawdziłem.
Połowa mojej roboty to ustalanie, kto kłamie albo kto jest największym kłamcą ze wszystkich. Dlatego sprawdzam prawie wszystko. Najczęściej nie mam z tym kłopotów, bo wszystko jest w komputerze.
– Rozumiem. Co więc z tymi studiami, kłamał?
– Na to wygląda. Zajrzałem do dziekanatu i okazuje się, że na UCLA nigdy nie było takiego studenta prawa.
Zastanowiłem się nad tym. O studiach prawniczych wspomniał Dobbs, a Roulet tylko przytaknął. Dziwne kłamstwo, bo właściwie nie mogło im przynieść żadnej korzyści. Pomyślałem o aspekcie psychologicznym. Może to miało coś wspólnego ze mną? Czyżby chcieli mnie przekonać, że Roulet jest na tym samym poziomie co ja?
– Jeżeli więc skłamał w takiej sprawie… – powiedziałem, myśląc na głos.
– Racja – przytaknął Levin. – Chciałem, żebyś wiedział. Ale muszę przyznać, że to na razie jedyna skaza Rouleta. Być może skłamał o swoich studiach, ale chyba nie kłamał na temat niedzielnych wydarzeń – tak przynajmniej wynika z tego, co ustaliłem.
– Mów.
– Potwierdza się jego trasa tego wieczoru. Mam świadków, którzy widzieli go w „Nat's North”, w „Morgan's”, a potem w „Lamplighter”, bach, bach, bach, trafienie jedno po drugim. Robił dokładnie to, co nam powiedział. Zgadza się nawet liczba martini. Cztery, a co najmniej jednego nie dopił i zostało na barze.
– Tak dobrze pamiętają? Pamiętają nawet, że nie dokończył drinka?
Doskonała pamięć zawsze wzbudza we mnie podejrzenia, bo nie istnieje. Moja praca i talent polegają na odkryciu luk w pamięci świadków. Ilekroć ktoś pamięta za dużo, zaczynam się denerwować – zwłaszcza jeżeli chodzi o świadka obrony.
– Nie, nie polegam tylko na pamięci barmanki. Mam tu coś, za co mnie chyba ozłocisz, Mick. Tym bardziej że kosztowało mnie okrągły tysiąc.
Z dna aktówki wyciągnął futerał, w którym spoczywał mały odtwarzacz DVD. Widziałem kiedyś takie urządzenia u ludzi w samo – lotach i zamierzałem kupić coś takiego do samochodu. Z odtwarza – cza mógłby korzystać kierowca, czekając na mnie przed sądem.
Sam od czasu do czasu mógłbym z niego korzystać w takich sprawach jak ta.
Levin włożył płytę do urządzenia. Zanim jednak włączył odtwarzanie, samochód się zatrzymał i spojrzałem przez okno. Staliśmy przed lokalem o nazwie „Central Bean”.
– Chodź, kupimy kawę i potem mi pokażesz – powiedziałem.
Spytałem Earla, czy ma na coś ochotę, ale podziękował. Levin i ja wysiedliśmy i weszliśmy do środka. Po kawę stała kilkuosobowa kolejka. Czekając, Levin opowiedział mi o DVD, które mieliśmy obejrzeć w samochodzie.
– No więc jestem w „Morgan's” i chcę pogadać z barmanką, Janice, ale ona mówi, że najpierw muszę spytać o zgodę szefa. Idę do niego na zaplecze, a on pyta, czego właściwie chcę się dowiedzieć.
Wydał mi się jakiś dziwny. Zastanawiałem się, po co chce tyle wiedzieć. Potem wszystko się wyjaśniło, bo przedstawił mi propozycję.
Powiedział, że przed rokiem miał kłopoty w barze. Ktoś podkradał pieniądze z kasy. W ciągu tygodnia pracuje tam kilkunastu barmanów i facet nie potrafił ustalić, który ma lepkie rączki.
– Zamontował kamerę.
– Trafiłeś. Ukrytą kamerę. Przyłapał złodzieja i wywalił na zbity pysk. Ale sprzęt tak mu się spodobał, że go zostawił. System nagrywa na taśmie o dużej gęstości codziennie od ósmej do drugiej. Jest włącznik czasowy. Na jednej kasecie mieści się zapis czterech wieczorów. Jeżeli są jakieś kłopoty albo coś ginie, szef zawsze może wszystko spokojnie obejrzeć. Robi bilans co tydzień, więc używa dwóch kaset i zawsze ma pod ręką zapis z całego tygodnia.
– Niedzielny wieczór też jest na taśmie?
– Jest.
– I chciał za to tysiąc dolarów.
– Chciał.
– Gliny o tym wiedzą?
– Jeszcze nawet nie dotarły do baru. Na razie znają tylko wersję Reggie.
Skinąłem głową. Nic dziwnego. Policja miała na głowie za dużo śledztw, które musiała przeprowadzić skrupulatnie i do końca.
Zresztą i tak zgromadzili już potrzebną amunicję. Mieli naocznego świadka, podejrzanego zatrzymanego w mieszkaniu, krew ofiary na rękach podejrzanego, a nawet broń. Nie było powodu szukać dalej.
– Ale nas interesuje bar, nie kasa – zauważyłem.
– Wiem. Kasa stoi pod ścianą za barem. Kamera jest zamontowana w wykrywaczu dymu na suficie. Ściana w głębi jest wyłożona lurami. Kiedy zobaczyłem zapis na taśmie, zaraz się zorientowałem, że widzę cały bar w lustrze. Wszystko jest odwrócone. Zapisałem obraz na płycie, bo lepiej nim manipulować. Robić zbliżenia, powiększać i tak dalej.
Nadeszła nasza kolej. Zamówiłem dużą kawę ze śmietanką i cukrem, a Levin butelkę wody. Zabraliśmy napoje z powrotem do samochodu. Kazałem Earlowi zaczekać, aż obejrzymy DVD. Potrafię czytać podczas jazdy, ale podejrzewałem, że od wpatrywania się w mały ekran w trakcie pokonywania wyboistych ulic południowej części okręgu dostanę choroby lokomocyjnej.
Levin włączył DVD, uzupełniając zdjęcia o słowny komentarz.
Na ekranie ukazał się prostokątny bar „Morgan's” widziany z góry. Krzątały się przy nim dwie barmanki w czarnych dżinsach i białych koszulach związanych z przodu, by odsłaniały płaskie brzuchy, przekłute pępki i fragmenty tatuaży z tyłu nad paskami spodni. Tak jak mówił Levin, kamera była skierowana w stronę ściany i kasy, ale w lustrach w głębi widać było rząd klientów przy barze. Ujrzałem Louisa Rouleta siadającego samotnie w centralnym punkcie kadru. W lewym dolnym rogu ekranu był licznik klatek, a w prawym data i godzina. Wynikało z nich, że był szósty marca, godzina dwudziesta jedenaście.
– Przychodzi Louis – powiedział Levin. – A tutaj mamy Reggae Campo.
Wcisnął kilka guzików i zatrzymał obraz. Następnie przesunął na środek prawy margines ekranu. Przy krótszym boku baru z prawej siedzieli obok siebie kobieta i mężczyzna. Levin zrobił ich zbliżenie.
– Na pewno? – spytałem.
Widziałem tę kobietę tylko na zdjęciach, na których miała posiniaczoną i spuchniętą twarz.
– Tak, to ona. Oto nasz pan X.
– W porządku.
– Patrz teraz.
Levin ponownie włączył odtwarzanie i poszerzył kadr, żebyśmy znów widzieli cały bar. Następnie zaczął przewijać obraz do przodu.
– Louis pije martini, rozmawia z barmankami i prawie przez godzinę nic się nie dzieje – wyjaśnił.
Zerknął do notesu, gdzie miał notatki opatrzone numerami klatek. We właściwym momencie zwolnił obraz do normalnej prędkości i znów go przesunął tak, by pośrodku ekranu znów byli Reggie Campo i pan X. Zauważyłem, że była już dwudziesta czterdzieści trzy.
Pan X wziął z baru paczkę papierosów i zapalniczkę, po czym wstał. Ruszył w prawo, znikając z kadru.
– Idzie do wyjścia – powiedział Levin. – Na werandzie jest palarnia.
Reggie Campo patrzyła za odchodzącym panem X, a potem zsunęła się ze stołka i zaczęła iść wzdłuż głównej części baru, za plecami klientów. Mijając Rouleta, przesunęła palcami lewej ręki po jego ramionach, jak gdyby chciała go połaskotać. Roulet odwrócił się i spojrzał na Campo, która poszła dalej.
– Mały flirt – rzekł Levin. – Poszła do toalety.
– Według Rouleta było inaczej – przypomniałem mu. – Twierdził, że podeszła do niego, dała mu swój…
– Chwila – uspokoił mnie Levin. – Musi przecież stamtąd wrócić.