– Tak, słyszałem wszystko, ale to w niczym nie zmienia moich zamiarów. Mam jednak dla ciebie propozycję, która jest aktualna tylko do poniedziałkowego posiedzenia. Potem nie będzie już wyboru. Twój klient staje przed sędzią i przysięgłymi na własne ryzyko. Nie uda ci się mnie zastraszyć terminem sześćdziesięciu dni.
Będę gotowy.
Poczułem się, jakbym tkwił zanurzony w wodzie i każde moje słowo zmieniało się w bańkę powietrza, która pękała na powierzchni i ulatywała. Nikt nie rozumiał, co mówię. Nagle uświadomiłem sobie, że chyba coś przeoczyłem. Coś istotnego. Być może Minton był żółtodziobem, ale nie był głupi, a ja lekkomyślnie założyłem, że jest. Prokuratura okręgowa Los Angeles przyjmowała najlepszych z najlepszych absolwentów prawa. Minton wspominał o USC, a tamtejszy wydział prawa opuszczali wybitni fachowcy. To tylko kwestia doświadczenia. Mintonowi być może brakowało doświadczenia, ale nie brakowało mu prawniczej inteligencji. Zdałem sobie sprawę, że odpowiedzi na tę zagadkę muszę szukać u siebie, nie u Mintona.
– Coś przeoczyłem? – spytałem.
– Nie wiem – odparł Minton. – Reprezentujesz potężną obronę.
Co mógłbyś przeoczyć?
Przez chwilę wpatrywałem się w niego, aż wreszcie zrozumiałem.
W ujawnionych przez niego dowodach czaił się jakiś haczyk. Cienka teczka kryła coś, czego nie było w grubej teczce Levina. Coś, co pozwoliłoby oskarżeniu przymknąć oko na fakt, że Reggie Campo sprzedawała seks. Minton sam mi to zdradził. Prostytutki też bywają ofiarami.
Miałem ochotę przerwać tę rozmowę, otworzyć teczkę z dowodami i porównać je ze wszystkim, co wiedziałem o sprawie. Ale nie mogłem tego zrobić w jego obecności.
– No dobrze – powiedziałem. – Jak brzmi twoja propozycja?
Klient i tak jej nie przyjmie, ale mu przekażę.
– Czeka go odsiadka. To nie podlega dyskusji. Jesteśmy skłonni nagodzić zarzut do napaści z bronią i pobicia z usiłowaniem gwałtu.
Wyrok mniej więcej ze środka skali, czyli około siedmiu lat.
Skinąłem głową. Napaść z bronią w ręku, pobicie i usiłowanie gwałtu. Siedem lat oznaczało w istocie cztery lata za kratkami. Propozycja nie była zła, ale tylko przy założeniu, że Roulet naprawdę popełnił przestępstwo. Jeżeli był niewinny, żadna oferta nie była do przyjęcia.
Wzruszyłem ramionami.
– Powtórzę mu – powiedziałem.
– Pamiętaj, tylko do odczytania oskarżenia. Jeżeli się zgodzi, lepiej zadzwoń do mnie w poniedziałek z samego rana.
– W porządku.
Zamknąłem aktówkę i wstałem. Pomyślałem sobie, że Roulet pewnie czeka na mój telefon z wiadomością, że koszmar się skończył. Tymczasem ja miałem mu przedstawić propozycję siedmioletniej odsiadki.
Minton podał mi rękę. Obiecałem, że do niego zadzwonię, po czym opuściłem gabinet. W korytarzu prowadzącym do portierni natknąłem się na Maggie McPherson.
– Hayley świetnie się bawiła w sobotę – powiedziała, mając na myśli naszą córkę. – Jest zachwycona i ciągle o tym mówi. Podobno w ten weekend też chcesz się z nią zobaczyć.
– Tak, jeżeli nie masz nic przeciwko temu.
– Dobrze się czujesz? Wyglądasz na lekko oszołomionego.
– To był ciężki tydzień. Cieszę się, że jutro nie mam żadnych spotkań. Co Hayley bardziej pasuje, sobota czy niedziela?
– Wszystko jedno. Widziałeś się z Tedem w sprawie Rouleta?
– Tak. Przedstawił mi propozycję.
Uniosłem aktówkę, pokazując, że wynoszę od niego ofertę ugody.
– Teraz muszę spróbować ją sprzedać – dodałem. – Może być ciężko. Facet twierdzi, że tego nie zrobił.
– Myślałam, że wszyscy tak mówią.
– Z tym jest inaczej.
– To powodzenia.
– Dzięki.
Ruszyliśmy w przeciwne strony, ale coś sobie przypomniałem i zawołałem za nią:
– Wszystkiego dobrego z okazji świętego Patryka.
– Och.
Zawróciła i podeszła do mnie.
– Stacey zostaje dzisiaj z Hayley dwie godziny dłużej. Parę osób od nas wybiera się po pracy do „Four Green Fields”. Masz ochotę na zielone piwo?
„Four Green Fields” to był irlandzki pub niedaleko administracyjnego centrum Van Nuys. Bywali tam prawnicy z obu stron barykady. Animozje rozpuszczały się w guinnessie o temperaturze pokojowej.
– Sam nie wiem – odrzekłem. – Muszę jechać za wzgórze do klienta, ale nie wiadomo, może zdążę wrócić.
– Będę tam tylko do ósmej, potem muszę zwolnić Stacey.
– Dobra.
Znów się rozstaliśmy i wyszedłem z budynku sądowego. Ławka, gdzie siedziałem z Rouletem, a potem z Kurlenem, była pusta. Usiadłem, otworzyłem aktówkę i wyciągnąłem teczkę z dowodami, które przekazał mi Minton. Przekartkowałem raporty, których kopie zdobyłem już dzięki Levinowi. Nie zauważyłem tu nic nowego, dopóki nie dotarłem do porównawczej analizy daktyloskopijnej, która potwierdzała to, co przypuszczaliśmy od początku: odciski zakrwawionych palców na nożu należały do mojego klienta, Louisa Rouleta.
Nie mogłem sobie jednak wytłumaczyć tym faktem zachowania Clintona. Przeglądałem dalej, aż wreszcie znalazłem odpowiedź w raporcie z analizy broni. Raport, jaki dostałem od Levina, był zupełnie inny, jak gdyby pochodził z innej sprawy i dotyczył innej broni. Czytając go, poczułem, jak na czoło występuje mi pot. Dałem się podejść. Ośmieszyłem się przed Mintonem, a co gorsza, przedwcześnie odkryłem swoją najsilniejszą kartę. Prokurator miał wideo z „Morgan's” i mnóstwo czasu, żeby się przygotować do wykorzystania tego dowodu w sądzie.
Wreszcie zatrzasnąłem teczkę i wyciągnąłem komórkę. Levin odebrał po dwóch dzwonkach.
– Jak poszło? – zapytał. – Premia dla wszystkich?
– Niezupełnie. Wiesz, gdzie Roulet ma biuro?
– Tak, na Canon w Beverly Hills. Dokładny adres mam w papierach.
– Spotkajmy się tam.
– Teraz?
– Będę za pół godziny.
Zakończyłem rozmowę, nie wdając się w dłuższą dyskusję, a potem zadzwoniłem do Earla. Musiał mieć w uszach słuchawki iPoda, bo odezwał się dopiero po siedmiu dzwonkach.
– Czekam na ciebie – powiedziałem. – Pojedziemy za wzgórze.
Zamknąłem telefon i wstałem z ławki. Idąc w stronę przejścia między gmachami sądu, skąd miał mnie zabrać Earl, czułem gniew.
Na Rouleta, na Levina, a przede wszystkim na siebie. Miałem jednak świadomość, że sytuacja ma też dobre strony. Byłem pewien tylko jednego – że moja licencja i dzień wielkiej zapłaty nie zniknęły z horyzontu. Sprawa miała się rozegrać do samego procesu, jeżeli Roulet nie zgodzi się na ofertę oskarżenia. A możliwość takiego rozstrzygnięcia była moim zdaniem podobna do możliwości, że w Los Angeles spadnie śnieg. Mogło do tego dojść, ale nie uwierzyłbym, dopóki bym tego nie zobaczył.
Rozdział 15
Kiedy bogacze z Beverly Hills chcą roztrwonić małą fortunę na odzież i biżuterię, jadą na Rodeo Drive. Kiedy chcą roztrwonić wielką fortunę na domy i mieszkania, idą kilka przecznic dalej, na Canon Drive, którą obsiadły ekskluzywne firmy handlu nieruchomościami prezentujące w swoich witrynach fotografie rezydencji wartych miliony dolarów, ustawione na złoconych stojakach jak dzieła Picassa czy van Gogha. Właśnie na tej ulicy w czwartek po południu znalazłem Windsor Residential Estates i Louisa Rouleta.
Gdy dotarłem na miejsce, Raul Levin już czekał – dosłownie.
Z butelką wody siedział w salonie jak w poczekalni, a Louis rozmawiał przez telefon w swoim gabinecie. Sekretarka, mocno opalona blondynka z fryzurą, która przesłaniała połowę jej twarzy jak kosa, poinformowała mnie, że szef przyjmie nas za kilka minut. Skinąłem głową i odszedłem od jej biurka.
– Możesz mi powiedzieć, co się dzieje? – zapytał Levin.