W tym momencie kelner przyniósł kolację i wino. Wino było znakomite, a danie smakowało jak domowe. W milczeniu zaczęliśmy jeść. Nagle Maggie ni stąd, ni zowąd rzuciła:
– Nic nie wiedziałeś o Corlissie, prawda? Dopóki nie puściłam farby.
– Wiedziałem, że Minton coś ukrywa. Myślałem, że chodziło o kapusia z…
– Bzdura. Upiłeś mnie, żeby ze mnie wszystko wyciągnąć.
– Wydaje mi się, że kiedy się spotkaliśmy, byłaś już pijana.
Zastygła z uniesionym widelcem, z którego zwisała wstążka makaronu z sosem pesto. Potem wycelowała we mnie widelec.
– Słusznie. Podobno chciałeś rozmawiać o naszej córce?
Nie spodziewałem się, że pamięta. Wzruszyłem ramionami.
– Chyba miałaś rację w zeszłym tygodniu. Hayley musi częściej widywać ojca.
– No i co w związku z tym?
– No i chcę z nią częściej być. Lubię na nią patrzeć. W sobotę byliśmy w kinie. Siedziałem trochę bokiem, żebym mógł widzieć, jak ogląda film. Chciałem widzieć jej oczy.
– Witaj w klubie.
– Nie wiem. Może powinniśmy ustalić jakiś grafik, co? Żebym mógł się z nią spotykać mniej więcej regularnie. Czasem mogłaby nawet u mnie przenocować – to znaczy, gdyby chciała.
– Mówisz poważnie? To u ciebie coś nowego.
– Rzeczywiście, ale dlatego, że wcześniej nie zdawałem sobie z tego sprawy. Gdy była mała, właściwie nie potrafiłem z nią znaleźć wspólnego języka. Nie wiedziałem, co z nią robić. Głupio się czułem. Teraz jest inaczej. Lubię z nią rozmawiać. Być z nią. Więcej się uczę od niej niż ona ode mnie, wiesz?
Nagle poczułem na nodze jej dłoń.
– Wspaniale – powiedziała. – Cieszę się, że to mówisz. Ale nie spieszmy się za bardzo. Przez cztery lata widywała cię tak rzadko, że nie zamierzam robić jej nadziei, gdyby potem się okazało, że znowu znikniesz.
– Rozumiem. Zrobimy, jak sobie zażyczysz. Chcę ci tylko powiedzieć, że będę przy niej. Obiecuję.
Uśmiechnęła się, pragnąc mi wierzyć. A ja to samo obiecałem sobie – Świetnie – powiedziała. – Naprawdę się cieszę, że chcesz. Weźmiemy kalendarz, ustalimy daty i zobaczymy, jak to się ułoży.
Zabrała rękę i jedliśmy dalej w milczeniu. Kiedy prawie kończyliśmy, Maggie znów mnie zaskoczyła.
– Obawiam się, że nie mogę dzisiaj prowadzić – oświadczyła.
Skinąłem głową.
– Ja też.
– Jak to, nic po tobie nie widać. Wypiłeś tylko pół piwa w…
– Nie, ja też się obawiam, że masz rację. Ale nie musisz się martwić. Odwiozę cię do domu.
– Dziękuję.
Sięgając przez stół, położyła dłoń na mojej ręce.
– A przywiózłbyś mnie rano po samochód?
Uśmiechnęła się do mnie słodko. Spojrzałem na nią, usiłując przeniknąć duszę tej kobiety, która przed czterema laty kazała mi się wynosić. Kobiety, z którą nie umiałem sobie poradzić i za którą nigdy nie przestałem tęsknić, a kiedy mnie zostawiła, uwikłałem się w związek od początku skazany na klęskę.
– Jasne – odparłem. – Przywiozę.
Piątek, 18 marca
Rozdział 17
Zbudziwszy się rano, zobaczyłem swoją ośmioletnią córkę śpiącą między mną a moją byłą żoną. Przez wysokie okienko rozetowe do pokoju sączyło się światło. Kiedy tu mieszkałem, nie przepadałem za tym oknem, bo każdego ranka wpuszczało za dużo światła.
Spoglądając na okrągły wzór rzucany na spadzisty sufit, analizowałem wydarzenia poprzedniego wieczoru, przypominając sobie, że w restauracji wypiłem całą butelkę wina minus jeden kieliszek. Odwiozłem Maggie do domu, a kiedy wszedłem, zobaczyłem, że nasza córka już zasnęła – we własnym łóżku. \.
Po zwolnieniu opiekunki Maggie otworzyła drugie wino. Gdy je skończyliśmy, wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do sypialni, którą dzieliliśmy przez cztery lata, lecz do której już od czterech lat nie miałem wstępu. Ale wino zasnuło mi pamięć mgłą i nie potrafiłem sobie przypomnieć, czy powrót do sypialni okazał się triumfem czy porażką. Nie pamiętałem też, jakie słowa padły między nami i jakie zostały złożone obietnice.
– To nie fair wobec niej.
Odwróciłem głowę na poduszce. Maggie też się obudziła. Patrzyła na anielską twarzyczkę naszej śpiącej córki.
– Co jest nie fair?
– Że cię tu zobaczy, kiedy się obudzi. Może sobie niepotrzebnie robić jakieś nadzieje albo pomyśli coś, czego nie powinna.
– Jak się tu dostała?
– Przyniosłam ją. Miała koszmary.
– Często ma koszmary?
– Kiedy śpi sama. W swoim pokoju.
– Czyli zwykle śpi tutaj?
Coś w moim tonie się jej nie spodobało.
– Nie zaczynaj. Nie masz pojęcia, co to znaczy samotnie wychowywać dziecko.
– Wiem. Nic nie mówię. To co mam zrobić? Wyjść, zanim się obudzi? Mógłbym się ubrać i udawać, że właśnie wpadłem, żeby cię podrzucić po samochód.
– Nie wiem. Przede wszystkim się ubierz. I staraj się jej nie obudzić.
Wyśliznąłem się z łóżka, chwyciłem ubranie i ruszyłem do łazienki dla gości. Zachodziłem w głowę, co mogło wywołać u Maggie tak radykalną zmianę zachowania. Pewnie alkohol. Albo coś, co zrobiłem czy powiedziałem, kiedy przyjechaliśmy do mieszkania. Ubrałem się szybko, wróciłem korytarzem do sypialni i zajrzałem do środka.
Hayley wciąż spała. Z ramionami rozrzuconymi na poduszkach przypominała aniołka z rozpostartymi skrzydłami. Maggie wkładała bluzę i spodnie od dresu, które miała jeszcze od czasów naszego małżeństwa. Przekroczyłem próg i podszedłem do niej.
– Wyjdę i wrócę za jakiś czas – szepnąłem.
– Co? – odburknęła ze złością. – Mieliśmy przecież pojechać po samochód.
– Mówiłaś, że nie chcesz, żeby mnie zobaczyła, kiedy się obudzi.
Wyjdę, wypiję gdzieś kawę i wrócę za godzinę. Potem razem pojedziemy po samochód i podrzucę Hayley do szkoły. Mógłbym ją nawet odebrać, jeśli chcesz. Mam dzisiaj wolne.
– Tak po prostu? Zamierzasz zacząć wozić ją do szkoły?
– To moja córka. Nie pamiętasz, co ci wczoraj mówiłem?
Lekko wysunęła szczękę, a ja z doświadczenia wiedziałem, że to ostrzeżenie przed atakiem ciężkiej artylerii. Maggie wrzuciła wyższy bieg.
– No tak, ale sądziłam, że tylko tak mówisz – odparła.
– To znaczy?
– Myślałam, że próbujesz coś ze mnie wydobyć o swojej sprawie albo po prostu zaciągnąć mnie do łóżka. Nie wiem.
Zaśmiałem się, z niedowierzaniem kręcąc głową. Wszystkie fantazje, jakie jeszcze wczoraj snułem, prysły w jednej chwili.
– To nie ja zaprowadziłem cię do sypialni – zauważyłem.
– Ach, czyli chodziło tylko o sprawę. Chciałeś sprawdzić, co wiem.
Przez dłuższą chwilę przyglądałem się jej bez słowa.
– Nie dam rady z tobą wygrać, co?
– Na pewno nie, kiedy próbujesz mnie podejść i zachowujesz się jak adwokat.
Ilekroć dochodziło między nami do słownych potyczek, Maggie zawsze była górą. Prawdę mówiąc, cieszyłem się w duchu, że na gruncie zawodowym występował między nami konflikt interesów i nie musiałem stawać z nią w szranki podczas procesu. Po kilku latach pewni ludzie – w większości obrońcy, którzy polegli z jej ręki, zaczęli utrzymywać, że był to główny powód, dla którego się z nią ożeniłem. Żeby uniknąć spotkania z nią oko w oko w sądzie.
– Wiesz co – powiedziałem. – Wrócę za godzinę. Jeżeli chcesz, żeby cię podwieźć do samochodu, którym nie mogłaś wczoraj wrócić, bo byłaś zbyt pijana, bądź gotowa. I przygotuj Hayley.
– Nie trzeba. Weźmiemy taksówkę.
– Podwiozę was.
– Nie, weźmiemy taksówkę. I mów trochę ciszej.