– Czy znał pan panią Campo przed spotkaniem w barze tamtego wieczoru?
– Nie, nie znałem.
– Jak doszło do tego spotkania?
– Po prostu do niej zadzwoniłem i powiedziałem, że chcę się z nią zobaczyć, a ona zaproponowała „Morgan's”. Znałem lokal, więc się zgodziłem.
– Jak pan do niej zadzwonił?
– Normalnie, telefonem.
Kilku przysięgłych parsknęło śmiechem.
– Przepraszam. Domyślam się, że skorzystał pan z telefonu.
Chciałem zapytać, skąd pan wiedział, jak się z nią można skontaktować.
– Widziałem jej ogłoszenie na stronie internetowej, spodobało mi się, to zadzwoniłem i umówiliśmy się. Po prostu. Jej numer jest w ogłoszeniu.
– I spotkał ją pan w „Morgan's”.
– Tak, mówiła, że tam się zawsze umawia na randki. No i wypiliśmy parę drinków, pogadaliśmy, spodobaliśmy się sobie i tyle. Potem do niej poszedłem.
– Kiedy był pan w jej mieszkaniu, uprawialiście seks?
– Jasne. Po to tam poszedłem.
– I zapłacił pan jej za to?
– Czterysta dolców. Warto było.
Zobaczyłem, jak twarz jednego z przysięgłych oblewa się purpurą. Wiedziałem już, że trafiłem bez pudła podczas ustalania składu ławy. Zależało mi na nim, bo przyniósł ze sobą Biblię i czytał ją w trakcie rozmów z pozostałymi kandydatami. Minton tego nie zauważył, skupiając się na przesłuchaniach kandydatów. Ale ja zobaczyłem Biblię, a kiedy nadeszła pora rozmowy z jej właścicielem, zadałem mu niewiele pytań. Minton zaakceptował jego kandydaturę, ja też. Uznałem, że łatwo go będzie nastawić przeciwko ofierze, kiedy się dowie, czym zajmuje się Campo. Krwisty rumieniec na jego policzkach potwierdził moje przypuszczenia.
– O której godzinie opuścił pan jej mieszkanie? – pytał dalej Minton.
– Zdaje się, że za pięć dziesiąta – odrzekł Talbot.
– Mówiła panu, że spodziewa się następnej wizyty?
– Nie, nic takiego nie powiedziała. Właściwie zachowywała się tak, jakby na ten wieczór już skończyła.
Wstałem, zgłaszając sprzeciw.
– Nie sądzę, żeby pan Talbot był kompetentną osobą, aby oceniać zachowanie i zamiary pani Campo.
– Podtrzymuję sprzeciw – oznajmiła sędzia, zanim Minton zdążył wygłosić ripostę.
Prokurator kontynuował przesłuchanie.
– Panie Talbot, czy mógłby pan powiedzieć, w jakim stanie fizycznym była pani Campo, kiedy wychodził pan od niej krótko przed dziesiątą wieczorem szóstego marca?
– Była całkowicie zaspokojona.
Na sali gruchnął gromki śmiech, a dumny z siebie Talbot rozpromienił się w uśmiechu. Zerknąłem na człowieka z Biblią, który mocno zaciskał szczęki.
– Panie Talbot – powiedział Minton. – Mam na myśli stan fizyczny. Czy kiedy pan wychodził, była ranna i krwawiła?
– Nie, miała się doskonale. Kiedy wyszedłem, była zdrowa jak ryba. Wiem, bo miałem ją na haczyku.
Znów się uśmiechnął, zadowolony z wyrażenia. Tym razem nie było słychać śmiechu, a sędzia miała już dosyć jego dwuznacznych uwag. Upomniała go, aby zachował dla siebie bardziej nieprzyzwoite określenia.
– Przepraszam, wysoki sądzie – odrzekł.
– Panie Talbot – ciągnął Minton. – Gdy opuścił pan jej mieszkanie, pani Campo nie miała żadnych ran na ciele?
– Nie. Żadnych.
– Nie krwawiła?
– Nie.
– Nie uderzył pan jej ani nie wyrządził żadnej innej krzywdy?
– Nie. To, co zrobiliśmy, odbyło się za obopólną zgodą i było przyjemne. Zero przemocy.
– Dziękuję, panie Talbot.
Zanim wstałem, przez chwilę spoglądałem w notatki. Potrzebowałem przerwy, by wyraźnie oddzielić przesłuchanie prokuratorskie od mojego.
– Panie Haller? – zniecierpliwiła się sędzia. – Chce pan przesłuchać świadka przeciwnej strony?
Wstałem i podszedłem do pulpitu.
– Tak, wysoki sądzie.
Położyłem na blacie notatnik i spojrzałem Talbotowi prosto w oczy. Uśmiechał się do mnie uprzejmie, ale wiedziałem, że jego życzliwość niedługo się skończy.
– Panie Talbot, czy jest pan prawo – czy leworęczny?
– Jestem leworęczny.
– Leworęczny – powtórzyłem jak echo. – Czy to prawda, że wieczorem szóstego marca, zanim opuścił pan mieszkanie Reginy Campo, poprosiła pana, żeby uderzył ją kilkakrotnie w twarz?
Minton zerwał się z krzesła.
– Wysoki sądzie, nie ma żadnych podstaw do zadawania pytań tego rodzaju. Pan Haller stara się jedynie zaciemnić sprawę, składając oburzające oświadczenia i nadając im formę pytań.
Sędzia spojrzała na mnie, czekając na odpowiedź.
– Wysoki sądzie, pytanie mieści się w przyjętej przez obronę hipotezie, którą nakreśliłem w mowie wstępnej.
– Zezwalam na pytanie. Proszę jednak o zwięzłość.
Pytanie zostało odczytane z protokołu, a Talbot z uśmiechem wyższości potrząsnął głową.
– To nieprawda. Nigdy w życiu nie skrzywdziłem kobiety.
– Uderzył ją pan trzykrotnie pięścią, prawda, panie Talbot?
– Nie, nie uderzyłem. To kłamstwo.
– Twierdzi pan, że nigdy w życiu nie skrzywdził kobiety.
– Zgadza się. Nigdy.
– Zna pan prostytutkę Shaquillę Barton?
Talbot zastanowił się przed odpowiedzią.
– Nic mi to nie mówi.
– Na stronie internetowej, gdzie reklamuje swoje usługi, występuje jako Okrutna Shaquilla. Może to coś panu mówi?
– Tak, chyba tak.
– Czy kiedykolwiek uprawiał pan z nią płatny seks?
– Tak, raz.
– Kiedy to było?
– Co najmniej rok temu. Może dawniej.
– I nie skrzywdził jej pan wówczas?
– Nie.
– A gdyby weszła na tę salę i powiedziała, że uderzył ją pan lewą ręką, czy byłoby to kłamstwo?
– Bezczelne kłamstwo. Spróbowałem raz i nie spodobała mi się ta ostra jazda. Wolę klasyczne sytuacje. Nawet jej nie dotknąłem.
– Nie dotknął jej pan?
– To znaczy, nie biłem jej i nie zrobiłem żadnej krzywdy.
– Dziękuję, panie Talbot.
Usiadłem. Minton nie kwapił się do pytań uzupełniających. Talbotowi pozwolono odejść, a Minton poinformował sędzię, że chciałby wezwać jeszcze tylko dwóch świadków, ale ich zeznania mogą być dłuższe. Sędzia Fullbright spojrzała na zegar i odroczyła rozprawę do następnego dnia.
Dwóch świadków. Wiedziałem, że chodzi o detektywa Bookera i Reggie Campo. Wyglądało na to, że Minton postanowił zrezygnować z powoływania na świadka kapusia, którego ukrył w szpitalu okręgowym – USC w ramach przedprocesowego programu terapeutycznego. Nazwisko Dwayne'a Corlissa nie figurowało na żadnej liście świadków ani w innych dokumentach oskarżenia. Pomyślałem, że może Minton dowiedział się o Corlissie tego, co zdołał ustalić Raul Levin. W każdym razie było jasne, że oskarżenie nie zamierza wykorzystać jego zeznań. Musiałem to zmienić.
Zbierając papiery i dokumenty, zebrałem się w sobie i postanowiłem porozmawiać z Rouletem. Spojrzałem na niego. Siedział, czekając na sygnał do wyjścia.
– Co o tym myślisz? – zapytałem.
– Myślę, że dobrze ci poszło. Było parę momentów uzasadnionych wątpliwości.
Zatrzasnąłem zamki aktówki.
– Dzisiaj tylko zasiałem ziarno. Jutro zacznie kiełkować, a w środę zakwitnie. Jeszcze nie widziałeś najlepszego.
Wstałem, zdejmując ze stołu aktówkę. Była ciężka od dokumentów i laptopa.
– Do jutra.
Wyszedłem przez bramkę w barierce. W korytarzu przed drzwiami sali czekali na Rouleta Cecil Dobbs i Mary Windsor. Kiedy wyszedłem, chcieli ze mną porozmawiać, ale minąłem ich.