Lecz Roulet był inny. Wyglądał jak ofiara drapieżnika. Był przerażony i nie obchodziło go, czy ktoś to widzi.
– Zostałem wrobiony – zapewnił mnie gorączkowo, nawet się nie starając ściszyć głosu. – Musi mnie pan stąd wydostać. Pomyliłem się co do tej kobiety, to wszystko. Teraz próbuje mnie wrobić i…
Gestem kazałem mu przerwać.
– Niech pan uważa na wszystko, co pan tu mówi – poradziłem cicho. – Niech pan uważa, dopóki pana stąd nie wyciągniemy i nie będziemy mogli porozmawiać na osobności.
Rozejrzał się, najwyraźniej nie rozumiejąc.
– Nigdy nie wiadomo, kto słucha – wyjaśniłem. – I nigdy nie wiadomo, kto powie, że coś od pana usłyszał, nawet gdyby nic pan nie mówił. Najlepiej w ogóle nie mówić o sprawie. Rozumie pan? Najlepiej z nikim o niczym nie rozmawiać, koniec kropka.
Skinął głową i pokazałem mu ławkę stojącą przy kratach. Sam zająłem ławkę pod przeciwległą ścianą.
– Przyszedłem pana poznać i przedstawić się – powiedziałem.
– Sprawę omówimy, kiedy już pan stąd wyjdzie. Rozmawiałem z adwokatem pańskiej rodziny, panem Dobbsem. Postanowiliśmy zawiadomić sędziego, że jesteśmy gotowi wpłacić kaucję. Zgoda?
Otworzyłem skórzaną teczkę Mont Blanc i przygotowałem się do sporządzenia notatek. Roulet przytaknął. Zaczynał się uczyć.
– To dobrze – ciągnąłem. – Proszę mi o sobie opowiedzieć. Ile pan ma lat, czy jest pan żonaty, co pan robi w życiu.
– Mam trzydzieści dwa lata. Mieszkam tu całe życie – nawet tu studiowałem. Na UCLA. Nie jestem żonaty. Nie mam dzieci. Pracuję…
– Rozwiódł się pan?
– Nie, nigdy się nie ożeniłem. Pracuję w firmie rodzinnej. Windsor Residential Estates. Windsor to nazwisko drugiego męża mojej matki. Nieruchomości. Sprzedajemy nieruchomości.
Wszystko notowałem. Nie unosząc głowy, zapytałem cicho:
– Ile pan w zeszłym roku zarobił?
Gdy Roulet nie odpowiedział, spojrzałem na niego.
– Po co chce pan to wiedzieć?
– Bo mam zamiar pana stąd wyciągnąć jeszcze przed zachodem słońca. Dlatego muszę dokładnie znać pańską sytuację. W tym także finansową.
– Nie wiem, ile dokładnie zarobiłem. Duża część to udziały w firmie.
– Nie składał pan zeznania podatkowego?
Obejrzawszy się przez ramię na pozostałych aresztantów, Roulet zniżył głos do szeptu.
– Składałem. Według niego moje dochody wyniosły ćwierć miliona.
– Ale twierdzi pan, że razem z udziałami w firmie tak naprawdę zarobił pan więcej.
– Owszem.
Przy kracie obok Rouleta stanął jeden z jego współwięźniów.
Drugi biały. Jego zachowanie zdradzało nerwowość – bezustannie poruszał rękami, łapiąc się za kieszenie i rozpaczliwie zaciskając palce.
– Słuchaj pan, ja też potrzebuję adwokata. Ma pan wizytówkę?
– Nie dla ciebie, stary. Mają tam już dla ciebie obrońcę.
Ponownie spojrzałem na Rouleta, czekając, aż ćpun odejdzie.
Ani myślał. Zerknąłem na niego.
– Słuchaj, to prywatna rozmowa. Mógłbyś zostawić nas samych?
Ćpun wykonał nieokreślony gest i poczłapał z powrotem do rogu celi. Zwróciłem się do Rouleta:
– A organizacje charytatywne?
– Co pan ma na myśli? – spytał.
– Czy bierze pan udział w akcjach dobroczynnych? Wspomaga instytucje charytatywne?
– Tak, firma wspiera fundację Make – a – Wish i schronisko dla dzieciaków, które uciekają z domu. Dom nazywa się „U przyjaciela” czy coś takiego.
– Świetnie.
– Wyciągnie mnie pan stąd?
– Spróbuję. Zarzuty są poważne – przed przyjazdem zdążyłem się dowiedzieć – poza tym mam przeczucie, że prokurator będzie chciała złożyć prośbę o odmowę zwolnienia za kaucją, ale mamy coś w ręku. Myślę, że uda mi się to wykorzystać.
Wskazałem na notatki.
– Nie będzie kaucji? – powiedział z przerażeniem w głosie.
Pozostali spojrzeli w jego stronę, bo to, co usłyszeli, było ich wspólnym koszmarem. Odmowa zwolnienia za kaucją.
– Proszę się uspokoić – rzekłem. – Mówiłem, że będzie chciała złożyć taką prośbę. Nie powiedziałem, że dostanie zgodę. Kiedy ostatni raz był pan aresztowany?
Zawsze znienacka zadaję to pytanie, patrząc klientowi w oczy, żeby się przekonać, czy nic mnie nie zaskoczy na sali rozpraw.
– Nigdy. Nigdy nie byłem aresztowany. Ta cała historia…
– Wiem, wiem, ale o tym nie będziemy tu rozmawiać, pamięta pan?
Skinął głową. Zerknąłem na zegarek. Zaraz miało się zacząć posiedzenie, a ja musiałem jeszcze pogadać z Maggie McPershing.
– Muszę iść – powiedziałem. – Zobaczymy się za kilka minut i wkrótce się okaże, czy będzie pan mógł stąd wyjść. Na sali proszę nic nie mówić bez konsultacji ze mną. Jeżeli sędzia spyta, jak się pan czuje, konsultuje się pan ze mną. Zgoda?
– A nie mam powiedzieć „niewinny” w odpowiedzi na zarzuty?
– Nie, nawet pana o to nie spytają. Dzisiaj tylko odczytają zarzuty, pomówią o kaucji i wyznaczą datę przedstawienia aktu oskarżenia. Dopiero wtedy nie przyzna się pan do winy. A więc dzisiaj nie mówi pan nic. Żadnych wybuchów oburzenia, nic. Jasne?
Przytaknął, marszcząc brwi.
– Poradzisz sobie, Louis?
Znów ponuro pokiwał głową.
– Muszę cię też poinformować – ciągnąłem – że za udział w pierwszej rozprawie i ustaleniu kaucji biorę dwa i pół tysiąca dolarów. Nie będzie z tym kłopotu?
Przecząco pokręcił głową. Dobrze, że nie mówił. Większość moich klientów zdecydowanie za dużo gada. Zwykle gadanie prowadzi ich prosto za kratki.
– To dobrze. O reszcie porozmawiamy, kiedy już stąd wyjdziesz i znajdziemy jakieś spokojne miejsce.
Zamknąłem skórzaną teczkę w nadziei, że ją zauważył i docenił, a potem wstałem.
– Jeszcze jedno – powiedziałem. – Dlaczego wybrałeś akurat mnie? Jest tylu adwokatów, dlaczego ja?
Pytanie nie mogło wpłynąć na nasze wzajemne relacje, ale chciałem sprawdzić prawdomówność Valenzueli.
Roulet wzruszył ramionami.
– Nie wiem – odparł. – Chyba widziałem pana nazwisko w gazecie i zapamiętałem.
– Co o mnie przeczytałeś?
– Artykuł był o sprawie, w której sąd odrzucił dowody przeciwko jakiemuś facetowi. Chyba chodziło o narkotyki. Wygrał pan sprawę, bo nie było innych dowodów.
– Sprawa Hendricksa?
Była to jedyna historia, jaka w ciągu ostatnich miesięcy mogła trafić do gazet. Hendricks był moim kolejnym klientem z „Road Saints” i ludzie z biura szeryfa założyli mu w harleyu nadajnik GPS, żeby namierzyć punkty dostawy towaru. Dopóki śledzili go na publicznych drogach, wszystko było w porządku. Kiedy jednak na noc schował motocykl we własnej kuchni, nadajnik stał się podstawą do oskarżenia policji o bezprawne najście. Sędzia oddalił sprawę już przy wstępnym przesłuchaniu, a „Times” zamieścił bardzo ładny kawałek na pierwszej stronie.
– Nie pamiętam, jak się nazywał klient – wyjaśnił Roulet. – Zapamiętałem tylko pana nazwisko. Kiedy dzwoniłem dzisiaj do poręczyciela, podałem mu nazwisko Haller i poprosiłem, żeby pana zawiadomił i dał znać mojemu adwokatowi. Czemu pan pyta?