– Warsztat pracy?
– Można to tak nazwać.
– Czy te odkrycia zmieniły pana opinię o ofierze napaści?
– Nie.
– Dlaczego nie?
– Bo każdy może być ofiarą. Prostytutka i papież, nieważne.
Ofiara to ofiara.
Dobrze to przećwiczyli, pomyślałem. Minton zaznaczył coś w notatniku i kontynuował przesłuchanie.
– Kiedy przybył pan do szpitala, czy zapytał pan ofiarę o słuszność swojej teorii dotyczącej obu sypialni i charakteru jej pracy zarobkowej?
– Tak, zapytałem.
– I co panu odpowiedziała?
– Oświadczyła wprost, że jest panienką. Nie próbowała tego ukrywać.
– Czy coś w jej zeznaniu różniło się od relacji o napaści, które zebrał pan na miejscu zdarzenia?
– Nie, nic. Powiedziała, że otworzyła drzwi oskarżonemu, który natychmiast uderzył ją w twarz i wepchnął do mieszkania. Tam zadał jej więcej ciosów i wyciągnął nóż. Powiedział, że ją zgwałci, a potem zabije.
Minton dalej zgłębiał szczegóły śledztwa, zaczynając powoli nudzić przysięgłych. Kiedy nie zapisywałem pytań, które chciałem zadać Bookerowi, spoglądałem na przysięgłych i zauważyłem, że natłok informacji wyraźnie ich dekoncentruje.
Wreszcie, po dziewięćdziesięciu minutach przesłuchiwania detektywa przez oskarżenie, nadeszła moja kolej. Planowałem szybko to załatwić. Podczas gdy Minton dokonywał wiwisekcji całej sprawy, ja chciałem wkroczyć i wydłubać chrząstki z kolan.
– Detektywie Booker, czy Regina Campo wyjaśniła panu, dlaczego skłamała policji?
– W rozmowie ze mną nie skłamała.
– Być może w rozmowie z panem nie, ale funkcjonariuszom z patrolu, Maxwell i Santosowi, powiedziała, że nie wie, dlaczego podejrzany przyszedł do jej mieszkania.
– Nie byłem obecny przy tej rozmowie, więc nie mogę zeznać, czy tak było. Wiem tylko, że była przerażona, bo właśnie została pobita i zagrożono jej gwałtem i śmiercią.
– Twierdzi więc pan, że w takich okolicznościach dopuszczalne jest okłamywanie policji.
– Nie, tego nie powiedziałem.
Zerknąłem do notatek. Nie zamierzałem trzymać się ustalonego porządku pytań. Strzelałem na chybił trafił, próbując wytrącić go z równowagi.
– Czy sporządził pan spis garderoby, jaką znalazł pan w sypialni, której pańskim zdaniem pani Campo używała do uprawiania prostytucji?
– Nie. To było tylko moje spostrzeżenie. Uznałem, że nie jest istotne dla śledztwa.
– Czy któryś z tych kostiumów w szafie mógłby być stosownym strojem do seksualnych praktyk sadomasochistycznych?
– Nie potrafię tego ocenić. Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie.
– A kasety pornograficzne? Czy spisał pan ich tytuły?
– Nie. Powtarzam, nie sądziłem, aby mogły mieć związek ze śledztwem, którego celem było ustalenie sprawcy tej brutalnej napaści.
– Przypomina pan sobie, czy tematem któregoś z tych filmów nie był sadomasochizm, krępowanie czy praktyki podobnej natury?
– Nie, nie przypominam sobie.
– Czy pouczył pan panią Campo, aby pozbyła się kaset i strojów przed wizytą przedstawicieli obrony pana Rouleta w mieszkaniu?
– Oczywiście, że nie.
Zaznaczyłem to w notatniku i kontynuowałem.
– Czy kiedykolwiek rozmawiał pan z panem Rouletem o tym, co się zdarzyło tamtego wieczoru w mieszkaniu pani Campo?
– Nie, nie zdążyłem. Zasłonił się adwokatem.
– Rozumiem, że chce pan przez to powiedzieć, iż skorzystał z konstytucyjnego prawa do milczenia?
– Tak, tak właśnie zrobił.
– Czyli według pańskiej wiedzy nigdy nie rozmawiał z policją o tym, co zaszło?
– Zgadza się.
– Czy pańskim zdaniem pani Campo została uderzona z dużą siłą?
– Sądzę, że tak. Miała poważne rany cięte i opuchliznę twarzy.
– Proszę więc opowiedzieć przysięgłym o spowodowanych ciosami obrażeniach, jakie znalazł pan na rękach pana Rouleta.
– Owinął pięść tkaniną, żeby ochronić rękę. Nie miał żadnych widocznych obrażeń dłoni.
– Czy udokumentował pan ten brak obrażeń?
Booker był zdumiony pytaniem.
– Nie – odrzekł.
– Czyli polecił pan udokumentować i sfotografować obrażenia pani Campo, ale nie widział pan potrzeby, aby udokumentować brak obrażeń pana Rouleta, zgadza się?
– Nie wydawało mi się konieczne fotografowanie czegoś, czego nie było.
– Skąd pan wie, że owinął pięść tkaniną, aby ochronić rękę?
– Pani Campo powiedziała mi, że tuż przed zadaniem ciosu miał owiniętą rękę.
– Czy znalazł pan tę tkaninę, którą rzekomo owinął sobie rękę?
– Tak, była w mieszkaniu. To taka serwetka jak z restauracji.
Znaleziono na niej krew ofiary.
– Czy była na niej krew pana Rouleta?
– Nie.
– Czy jakiś szczegół umożliwił identyfikację serwetki jako należącej do oskarżonego?
– Nie.
– Czyli dowodem na to były tylko słowa pani Campo, czy tak?
– Tak.
Odczekałem chwilę, zapisując coś w notatniku. Po chwili podjąłem przesłuchanie.
– Detektywie, kiedy się pan dowiedział, że Louis Roulet zaprzeczył, jakoby zaatakował panią Campo i jej groził, oraz że zamierza zdecydowanie bronić się przed stawianymi mu zarzutami?
– Chyba wtedy, kiedy zatrudnił pana.
Przez salę przemknął stłumiony śmiech.
– Czy brał pan pod uwagę inne przyczyny powstania obrażeń pani Campo?
– Nie, powiedziała mi, co się stało. Uwierzyłem jej. Oskarżony pobił ją i zamierzał…
– Dziękuję, detektywie Booker. Proszę tylko odpowiedzieć na postawione pytanie.
– Właśnie odpowiedziałem.
– Jeśli nie szukał pan innych przyczyn, ponieważ uwierzył pan w relację pani Campo, czy można powiedzieć, że wszystkie zarzuty opierają się jedynie na jej słowach i tym, co według niej zdarzyło się w jej mieszkaniu wieczorem szóstego marca?
Booker zastanawiał się przez chwilę. Wiedział, że prowadzę go prosto w pułapkę, którą sam zmontował, a takie są najbardziej niebezpieczne.
– Nie tylko na jej słowach – odrzekł, sądząc, że znalazł wyjście.
– Są jeszcze dowody fizyczne. Nóż. Jej obrażenia. To więcej niż słowa.
Energicznie pokiwał głową.
– Ale czyż przedstawiona przez oskarżenie przyczyna powstania obrażeń i inne dowody nie biorą początku z jej opowieści o tym, co zaszło?
– Można tak powiedzieć – przyznał niechętnie.
– A więc jest drzewem, na którym wyrosły wszystkie te owoce, czy tak?
– Chyba nie użyłbym takich słów.
– Wobec tego jakich słów pan by użył, detektywie?
Miałem go. Booker dosłownie wił się na krześle. Minton wstał i zgłosił sprzeciw, twierdząc, że zadręczam świadka. Musiał to chyba usłyszeć w jakimś filmie albo w telewizji. Sędzia kazała mu usiąść.
– Proszę odpowiedzieć na pytanie, detektywie – powiedziała.
– Jak brzmiało pytanie? – Booker próbował zyskać na czasie.
– Nie zgodził się pan ze mną, kiedy nazwałem panią Campo drzewem, na którym wyrosły wszystkie dowody w sprawie – odrzekłem.
– Jeżeli się mylę, to jak określiłby pan jej rolę?
Booker uniósł ręce w geście kapitulacji.
– Jest ofiarą! Oczywiście, że jest ważna, bo opowiedziała nam, co się stało. Musimy polegać na jej słowach, żeby ustalić kierunek śledztwa.
– W tej sprawie polegacie przede wszystkim na jej słowach, prawda? Na słowach ofiary i głównego świadka przeciw słowom oskarżonego, zgadza się?