– Owszem. Dwukrotnie rozesłaliśmy ulotki. Pierwsze trafiły do wszystkich licencjonowanych biur handlu nieruchomościami działających w okolicy, a drugie wysłaliśmy indywidualnie do wszystkich licencjonowanych agentów, kobiet i mężczyzn.
– Czy w ulotkach umieszczono informacje o wyglądzie i metodach działania gwałciciela?
– Tak.
– Czyli jeśli ktoś chciałby spreparować opowieść, jakoby został zaatakowany przez tego gwałciciela, znalazłby w ulotce wszystkie niezbędne informacje, zgadza się?
– Owszem, jest taka możliwość.
– Nie mam więcej pytań, wysoki sądzie.
Minton usiadł dumny z siebie, a Lambkin został zwolniony, ponieważ ja też nie miałem więcej pytań. Poprosiłem sędzię o kilka minut na naradę z klientem i nachyliłem się do Rouleta.
– To już – powiedziałem. – Tylko ty nam zostałeś. Jesteś czysty i Minton niewiele może ci zrobić. Powinieneś być bezpieczny, chyba że pozwolisz mu się podejść. Nie zmieniłeś zamiaru?
Roulet od początku mówił, że chce zeznawać i zaprzeczyć zarzutom. Powtórzył to przy lunchu. Wręcz się tego domagał. Zawsze byłem zdania, że ze składaniem zeznania przez klienta wiąże się ryzyko, ale i zysk. Wszystko, co mówił, mogło obrócić się przeciw niemu, gdyby oskarżeniu udało się wyciągnąć z tego korzyść dla siebie.
Wiedziałem też jednak, że mimo wielokrotnego pouczania ławy o prawie oskarżonego do milczenia, przysięgli zawsze chcą usłyszeć od oskarżonego, że tego nie zrobił.
– Chcę to zrobić – szepnął Roulet. – Poradzę sobie z prokuratorem.
Odsunąłem krzesło i wstałem.
– Wysoki sądzie, obrona powołuje na świadka Louisa Rossa Rouleta.
Rozdział 36
Iouis Roulet ruszył w stronę miejsca dla świadków jak koszykarz wprowadzony do gry z ławki rezerwowych. Sprawiał wrażenie człowieka, który od dawna czeka na okazję, by dać odpór niesłusznym zarzutom. Dobrze wiedział, że przysięgli zwrócą uwagę na jego gotowość do zeznań.
Po krótkiej części wstępnej od razu przystąpiłem do rzeczy. Odpowiadając na moje pytania, Roulet uczciwie przyznał, że wieczorem szóstego marca przyszedł do „Morgan's” poszukać damskiego towarzystwa. Oświadczył, że nie chodziło mu w szczególności o skorzystanie z usług prostytutki, choć nie wykluczał takiej możliwości.
– Byłem już z kobietami, którym musiałem płacić – powiedział.
– Dlatego nie miałbym nic przeciwko temu.
Zeznał, że siedząc w barze, nie utrzymywał kontaktu wzrokowego z Reginą Campo, dopóki sama do niego nie podeszła. Według jego słów, to ona była stroną inicjującą rozmowę, ale ten fakt wówczas go nie zaniepokoił. Oferta miała charakter otwarty. Regina Campo powiedziała, że po dziesiątej będzie wolna i może ją odwiedzić, jeśli nie ma innych planów.
Roulet wspomniał o próbach znalezienia kobiety, której nie będzie musiał płacić. Trwające godzinę poszukiwania w „Morgan's” i „Lampligłiter” nie przyniosły jednak skutku, pojechał więc pod adres, jaki dostał od Campo, i zapukał do drzwi.
– Kto panu otworzył?
– Ona. Uchyliła drzwi i spojrzała na mnie.
– Regina Campo? Kobieta, która zeznawała tu dziś przed południem?
– Tak, to była ona.
– Czy przez szparę w drzwiach widział pan jej całą twarz?
– Nie. Uchyliła je tylko odrobinę. Widziałem jedynie jej lewe oko i część lewej strony twarzy.
– W którą stronę otworzyły się drzwi? Czy szpara, przez którą pan ją widział, była z prawej czy lewej strony?
– Stojąc przed drzwiami, widziałem ją przez uchylone drzwi z prawej.
– Uściślijmy to. Szpara była po prawej stronie, zgadza się?
– Zgadza się.
– Czyli jeśli pani Campo stała za drzwiami i wyglądała przez szparę, patrzyła na pana lewym okiem.
– Zgadza się.
– Czy widział pan jej prawe oko?
– Nie.
– A więc gdyby miała siniec, rozcięcie czy inne uszkodzenie na prawej części twarzy, nie mógłby pan tego zobaczyć?
– Nie.
– Dobrze. Co się zdarzyło potem?
– Zobaczyła, że to ja, i zaprosiła mnie do środka. Otworzyła drzwi szerzej, ale wciąż za nimi stała.
– Nie widział pan jej?
– Niezupełnie. Wykorzystała skrzydło drzwi jako rodzaj zasłony.
– Co się później zdarzyło?
– Za drzwiami był przedpokój, z którego do salonu prowadziło przejście. Wskazała mi salon, więc poszedłem w tę stronę.
– Czy to oznacza, że w tym momencie stała za pana plecami?
– Tak. Kiedy skręciłem do salonu, była za mną.
– Czy zamknęła drzwi?
– Chyba tak. Usłyszałem szczęk zamka.
– I co potem?
– Dostałem czymś w tył głowy i upadłem. Straciłem przytomność.
– Wie pan, jak długo pozostawał pan nieprzytomny?
– Nie. Sądzę, że to trwało jakiś czas, ale ani policja, ani nikt inny mi tego nie powiedział.
– Czy pamięta pan, co się działo, kiedy odzyskał pan przytomność?
– Pamiętam, że miałem trudności z oddychaniem, a kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że ktoś na mnie siedzi. Leżałem na wznak i jakiś mężczyzna siedział na mnie. Gdy próbowałem się poruszyć, zdałem sobie sprawę, że na moich nogach też ktoś siedzi.
– Co się zdarzyło potem?
– Obaj mężczyźni ostrzegali mnie, żebym się nie ruszał, a jeden powiedział, że mają mój nóż i jeśli spróbuję się poruszyć albo uciec, nie zawahają się go użyć.
– Czy wtedy zjawiła się policja i został pan aresztowany?
– Tak, kilka minut później przyszedł policjant. Założył mi kajdanki i kazał wstać. Wtedy zobaczyłem, że mam krew na marynarce.
– A na dłoni?
– Nie widziałem, ponieważ miałem ręce skute za plecami. Ale usłyszałem, jak jeden z mężczyzn, którzy na mnie siedzieli, mówi policjantowi, że mam krew na ręce, i policjant owinął mi dłoń torebką. Tylko to poczułem.
– Jak to się stało, że miał pan krew na ręce i marynarce?
– Wiem tylko, że ktoś musiał je nią wymazać, bo ja tego nie zrobiłem.
– Czy jest pan leworęczny?
– Nie.
– I nie uderzył pan pani Campo lewą pięścią?
– Nie, nie uderzyłem.
– Zagroził pan, że ją zgwałci?
– Nie, nie zagroziłem.
– Powiedział jej pan, że ją zabije, jeżeli nie będzie posłuszna?
– Nie.
Miałem nadzieję wykrzesać z niego choć odrobinę wściekłości, którą widziałem pierwszego dnia w kancelarii CC. Dobbsa, ale Roulet był spokojny i opanowany. Postanowiłem, że na sam koniec muszę go trochę przycisnąć i wydobyć z niego tę złość. Podczas lunchu mówiłem mu, że chcę ją zobaczyć, i nie byłem pewien, co robił i co się stało z jego gniewem.
– Czy czuje pan złość z powodu oskarżenia o napaść na panią Campo?
– Oczywiście.
– Dlaczego?
Otworzył usta, ale się nie odezwał. Wydawał się oburzony takim pytaniem. Wreszcie odrzekł:
– Jak to dlaczego? Czy kiedykolwiek oskarżono pana o coś, czego pan nie zrobił, i nie mógł pan niczemu zaprzeczyć, tylko czekać?
Czekać przez długie tygodnie i miesiące, aż w końcu sprawa trafia do sądu i dopiero tam można powiedzieć, że padło się ofiarą spisku? Ale potem znów trzeba czekać, aż prokurator zbierze bandę łgarzy, każe mi wysłuchiwać ich kłamstw i czekać na swoją kolej.
Oczywiście, że czuję złość. Jestem niewinny! Nie zrobiłem tego!
Wypadł doskonale. Powiedział dokładnie to, o co chodziło, a poza tym trafiało to do każdego, kto kiedykolwiek padł ofiarą fałszywych oskarżeń. Lepszej odpowiedzi nie mogłem sobie życzyć, ale przypomniałem sobie o zasadzie: wkroczyć na krótko. Mniej zawsze oznacza lepiej. Usiadłem. Gdyby się okazało, że coś pominąłem, zawsze mogłem to naprawić w uzupełnieniu.