– Czy dlatego, że policja była współwinna zorganizowania podstępu przeciw panu Bentleyowi?
Minton zgłosił sprzeciw.
– Jestem pewien, że pan Corliss nie ma pojęcia, co zdecydowało o braku zarzutów o krzywoprzysięstwo.
Fullbright podtrzymała sprzeciw, ale nic mnie to już nie obchodziło. Przesłuchanie doszło do takiego miejsca, że nic nie mogło mi przeszkodzić. Przeszedłem do kolejnego pytania.
– Czy jakiś prokurator lub funkcjonariusz policji prosił pana, żeby zbliżył się pan do pana Rouleta i nakłonił go do zwierzeń?
– Nie, chyba po prostu tak się szczęśliwie złożyło.
– Nie kazano panu nakłonić pana Rouleta do przyznania się do winy?
– Nie.
Przez dłuższą chwilę patrzyłem na niego z obrzydzeniem.
– Nie mam więcej pytań.
Pełnym godności krokiem wróciłem na miejsce i ze złością cisnąłem kasetę na stół.
– Panie Minton? – zwróciła się do prokuratora sędzia.
– Nie mam więcej pytań – odrzekł słabym głosem.
– Dobrze – powiedziała Fullbright. – Przysięgli udadzą się na wcześniejszy lunch. Chciałabym, aby wszyscy wrócili na salę punktualnie o trzynastej.
Uśmiechnęła się sztucznie do przysięgłych, czekając, aż opuszczą salę. Kiedy jednak zamknęły się za nimi drzwi, uśmiech zniknął.
– Chcę widzieć strony w moim gabinecie – oznajmiła. – Natychmiast.
Nie czekała na odpowiedź. Wstała z fotela tak raptownie, że jej czarna toga załopotała jak peleryna samej śmierci.
Rozdział 41
Zanim weszliśmy z Mintonem do jej gabinetu, sędzia Fullbright zdążyła już zapalić papierosa. Zaciągnęła się nim głęboko i od razu zgasiła papierosa o szklany przycisk do papieru, a niedopałek włożyła do zamykanej plastikowej torebki. Zamknęła ją, zwinęła i włożyła do torby. Nie zamierzała pozostawiać dowodów swojej niesubordynacji nikomu, nawet sprzątaczkom. Wydmuchała dym w stronę umieszczonego w suficie wywietrznika, po czym utkwiła wzrok w Mintonie. Widząc wyraz jej oczu, cieszyłem się, że nie jestem na jego miejscu.
– Do cholery, panie Minton, co pan zrobił z moim procesem?
– Wysoki…
– Zamknąć się i siadać. Obaj.
Spełniliśmy rozkaz. Sędzia opanowała się i pochyliła nad biurkiem. Wciąż patrzyła tylko na Mintona.
– Kto dołożył należytej staranności, żeby sprawdzić pańskiego świadka? – spytała spokojnie. – Kto go prześwietlił?
– Hm, to znaczy… przejrzeliśmy tylko jego sprawy z okręgu. Nie było żadnych sygnałów ostrzegawczych. Sprawdziłem nazwisko w komputerze, ale nie używałem jego inicjałów.
– Ile razy dotychczas w okręgu wykorzystano jego zeznania?
– W sądzie tylko raz. Ale udzielał informacji jeszcze w trzech sprawach, jakie udało mi się znaleźć. Nie było nic o Arizonie.
– Nikomu nie przyszło do głowy sprawdzić, czy nie występował gdzie indziej, ani użyć inicjałów?
– Chyba nie. Przekazał mi go pierwszy prowadzący sprawę prokurator. Pomyślałem po prostu, że wszystko zostało sprawdzone.
– Bzdura – odezwałem się.
Sędzia spojrzała na mnie. Mogłem siedzieć i spokojnie przyglądać się upadkowi Mintona, ale nie zamierzałem pozwolić, żeby pociągnął ze sobą w przepaść Maggie McPherson.
– Pierwszym prokuratorem była Maggie McPherson – powiedziałem. – Prowadziła sprawę raptem trzy godziny. Jest moją byłą żoną i kiedy tylko zobaczyła mnie na rozprawie wstępnej, wiedziała, że musi się wycofać. A ty dostałeś sprawę jeszcze tego samego dnia, Minton. Kiedy twoim zdaniem miała prześwietlić świadka, zwłaszcza że pojawił się dopiero po posiedzeniu wstępnym? Przekazała go dalej i tyle.
Minton otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale sędzia nie dopuściła go do głosu.
– Nieważne, kto powinien to zrobić. Nie zrobiono tego porządnie i dopuszczenie do zeznań tego człowieka było moim zdaniem rażącym naruszeniem zasad przez prokuraturę.
– Wysoki sądzie – odburknął Minton. – Nie zrobiłem…
– Proszę zostawić tłumaczenia dla swojego szefa. To jego będzie pan musiał przekonywać. Jaka była ostatnia propozycja złożona przez oskarżenie panu Rouletowi?
Minton zamarł, niezdolny wykrztusić słowa. Odpowiedziałem za niego.
– Zwykła napaść, sześć miesięcy w okręgowym.
Sędzia zdziwiona uniosła brwi.
– I nie przyjął pan jej?
Pokręciłem głową.
– Mój klient nie zgadza się na żaden wyrok skazujący. Oznaczałby dla niego ruinę. Wybiera ryzyko i werdykt przysięgłych.
– Chce pan unieważnienia procesu? – spytała.
Zaśmiałem się, potrząsając głową.
– Nie, nie chcę unieważnienia procesu. Prokuratura zyskałaby czas, żeby wszystko naprawić, a potem znów nas zaatakować.
– W takim razie czego pan chce?
– Czego chcę? Mile widziane byłoby zalecenie wydania wyroku.
Ostateczne oddalenie zarzutów. W przeciwnym razie czekamy do końca.
Sędzia skinęła głową, kładąc na biurku splecione dłonie.
– Zalecenie wyroku to niedorzeczność, wysoki sądzie – powiedział Minton, odzyskując głos. – Zresztą i tak proces się kończy.
Równie dobrze możemy poczekać na werdykt ławy. Przysięgłym się to po prostu należy. Przez jeden błąd oskarżenia nie ma powodu zrywać całego procesu.
– Niech się pan nie wygłupia, panie Minton – ucięła sędzia.
– Nie chodzi o to, co się należy przysięgłym. Moim zdaniem błąd, który pan popełnił, w zupełności wystarczy. Nie mam ochoty, żeby sprawa trafiła do mnie rykoszetem z sądu drugiej instancji, do czego z pewnością by doszło. Miałabym na głowie pańskie naruszenie zasad…
– Nie znałem przeszłości Corlissa! – kategorycznie oświadczył Minton. – Przysięgam na Boga, że nie znałem.
Po tych stanowczych słowach w gabinecie na chwilę zapadła cisza. Szybko ją jednak przerwałem.
– Tak samo jak nic nie wiedziałeś o nożu, Ted?
Fullbright spojrzała na Mintona, potem na mnie i znów na Mintona.
– Jakim nożu? – spytała.
Minton milczał.
– Powiedz.
Pokręcił głową.
– Nie wiem, o czym mówi – rzekł.
– Wobec tego niech pan mi powie – zwróciła się do mnie sędzia.
– Gdybym chciał czekać na wszystkie dowody aż do ujawnienia, równie dobrze mógłbym od razu dać sobie spokój – powiedziałem.
– Świadkowie znikają, zeznania się zmieniają – jeżeli człowiek siedzi i czeka, sprawę ma przegraną.
– Dobrze, ale co z nożem?
– Musiałem zacząć pracę nad sprawą. Poprosiłem więc swojego detektywa, żeby wykorzystał swoje kontakty i zdobył raporty. To uczciwe. Ale już na niego czyhali i podłożyli mu fałszywy raport z analizy broni, więc nic nie wiedziałem o inicjałach. Dowiedziałem się dopiero po formalnym ujawnieniu dowodów.
Sędzia zacisnęła wargi w wąską kreskę.
– To zrobiła policja, nie prokuratura – wtrącił pospiesznie Minton.
– Pół minuty temu twierdził pan, że nie wie, o co chodzi – powiedziała Fullbright. – I nagle pan sobie przypomniał. Nie obchodzi mnie, kto to zrobił. Chce pan powiedzieć, że naprawdę doszło do czegoś takiego?
Minton niechętnie skinął głową.
– Tak, wysoki sądzie, ale przysięgam…
– Wie pan, co z tego wynika? – przerwała mu sędzia. – Że od początku do końca tej sprawy prokuratura nie grała fair. Nieważne, kto co zrobił ani czy detektyw pana Hallera postąpił niewłaściwie.
Oskarżenie musi być wolne od takich podejrzeń. A dziś na sali rozpraw okazało się, że jest wręcz przeciwnie.
– Wysoki sądzie, to nie tak…
– Ani słowa więcej, panie Minton. Chyba już dość usłyszałam.