– Nie waż się nigdy grozić mojej rodzinie – powiedziałem opanowanym głosem, który drżał jednak od gniewu. – Chcesz się odegrać na mnie, świetnie, odgrywaj się na mnie. Ale jeżeli kiedykolwiek zagrozisz mojej córce, zagrzebię cię tak głęboko, że nikt cię nigdy nie znajdzie. Zrozumiałeś, Louis?
Wolno pokiwał głową, a na jego twarzy zjawił się uśmiech.
– Jasne, Mick. Czyli się rozumiemy.
Puściłem jego rękę i ruszyłem w głąb korytarza, gdzie znajdowały się toalety i gdzie czekała Sobel, rozmawiając przez telefon. Szedłem jak ślepiec, myśląc tylko o groźbach pod adresem mojej córki.
Otrząsnąłem się jednak, zbliżając się do detektyw Sobel. Na mój widok zamknęła komórkę.
– Witam, pani detektyw – powiedziałem.
– Dzień dobry, panie Haller.
– Mogę spytać, co pani tu robi? Przyszła mnie pani aresztować?
– Przyszłam, bo mnie pan zaprosił, nie pamięta pan?
– Hm, nie bardzo.
Zmrużyła oczy.
– Powiedział pan, żebym wpadła zobaczyć proces.
Uświadomiłem sobie, że mówi o niezręcznej rozmowie, jaką odbyliśmy w moim domu w poniedziałek wieczorem podczas rewizji.
– Ach, tak, zapomniałem. Ale cieszę się, że skorzystała pani z zaproszenia. Wcześniej widziałem tu chyba pani partnera. Co się z nim stało?
– Jest gdzieś w budynku.
Próbowałem zinterpretować tę informację. Nie odpowiedziała mi na pytanie, czy przyszła mnie aresztować. Wskazałem przeciwległy koniec korytarza, gdzie było wejście na salę rozpraw.
– I co pani sądzi?
– Ciekawe. Żałuję, że nie jestem muchą na ścianie w gabinecie sędzi.
– Proszę zostać. To jeszcze nie koniec.
– Może zostanę.
Zaczęła wibrować moja komórka. Sięgnąłem pod marynarkę i zdjąłem telefon z paska. Z numeru na wyświetlaczu wynikało, że dzwonił ktoś z prokuratury.
– Muszę odebrać – powiedziałem.
– Naturalnie.
Otworzyłem telefon i zacząłem iść w stronę Rouleta, który spacerował po korytarzu.
– Halo?
– Witam, panie Haller, tu Jack Smithson z prokuratury okręgowej. Jak mija dzień?
– Bywało lepiej.
– Ale nie po tym, co panu zaproponuję.
– Słucham.
Rozdział 43
Sędzia nie zjawiła się na sali piętnaście minut po wyznaczonej godzinie. Wszyscy czekaliśmy. Roulet i ja przy stole obrony, jego matka i Dobbs za nami w pierwszym rzędzie. Przy stole prokuratorskim Minton nie występował już solo. Obok niego siedział Jack Smithson. Pomyślałem, że chyba pierwszy raz od roku znalazł się na sali rozpraw.
Minton wyglądał na przybitego i pokonanego. Patrząc na niego, można by go wziąć za oskarżonego siedzącego obok adwokata. Winnego wszystkich zarzutów.
Na sali nie było detektywa Bookera i zastanawiałem się, czy nad czymś pracuje, czy po prostu nikt nie zadzwonił do niego ze złą wiadomością.
Odwróciłem się, spojrzałem na duży zegar i publiczność. Ekran przygotowany do prezentacji Mintona zniknął. To był znak tego, co miało nastąpić. Zobaczyłem Sobel siedzącą w ostatnim rzędzie, ale nigdzie nie mogłem dojrzeć jej partnera ani Kurlena. Poza tym nie było nikogo innego prócz Dobbsa i Windsor, ale oni się nie liczyli.
Rząd zarezerwowany dla dziennikarzy był pusty. Media nie zostały zawiadomione. Dotrzymałem tego punktu umowy ze Smithsonem.
Woźny Meehan zarządził ciszę na sali i sędzia Fullbright zajęła swój fotel, wionąc ku nam zapachem bzu. Podejrzewałem, że w gabinecie wypaliła jeszcze jednego czy dwa papierosy i obficie spryskała się perfumami, żeby to zamaskować.
– Dowiedziałam się od swojej asystentki, że mamy wniosek w sprawie stan Kalifornia kontra Louis Ross Roulet.
Minton wstał.
– Tak, wysoki sądzie.
Zamilkł, jak gdyby nie mógł nic więcej z siebie wydusić.
– Panie Minton, czyżby przekazywał mi pan wniosek telepatycznie?
– Nie, wysoki sądzie.
Minton spojrzał na Smithsona, który wykonał przyzwalający gest.
– Oskarżenie wnosi o oddalenie wszystkich zarzutów przeciwko Louisowi Rossowi Rouletowi.
Sędzia skinęła głową, jak gdyby spodziewała się tego ruchu.
Usłyszałem, jak ktoś za moimi plecami głośno wstrzymał oddech, i domyśliłem się, że to Mary Windsor. Wiedziała, co się stanie, ale panowała nad emocjami, dopóki nie usłyszy tego na własne uszy.
– Z możliwością wznowienia postępowania czy bez? – spytała sędzia.
– Bez możliwości wznowienia postępowania.
– Jest pan pewien, panie Minton? Oskarżenie nie będzie mogło wytoczyć nowego procesu.
– Tak, wysoki sądzie, wiem – odrzekł Minton z nutą irytacji w głosie. Nie miał ochoty, żeby sędzia tłumaczyła mu prawo.
Fullbright coś zapisała, po czym znów spojrzała na Mintona.
– Uważam, że oskarżenie powinno przedstawić jakieś uzasadnienie wniosku. Wybraliśmy ławę przysięgłych i przez ponad dwa dni słuchaliśmy zeznań. Dlaczego oskarżenie podejmuje taką decyzję na tym etapie procesu?
Wstał Smithson. Był wysoki i szczupły i miał bladą cerę. Wyglądał jak typowy okaz prokuratora. Nikt nie chciał, by prokuratorem okręgowym został jakiś grubas, a Smithson miał nadzieję kiedyś objąć ten urząd. Miał na sobie grafitowy garnitur oraz swój znak rozpoznawczy: bordową muszkę wraz z chustką w identycznym kolorze wystającą z kieszonki. Wśród adwokatów krążyła plotka, że doradca polityczny polecił mu zbudować rozpoznawalny wizerunek medialny, aby podczas wyborów elektorat był przekonany, że już go zna. Dziś znalazł się w sytuacji, w której nie chciał pokazywać swojego wizerunku elektoratowi.
– Jeśli wolno, wysoki sądzie – powiedział.
– Proszę o zaprotokołowanie obecności na sali zastępcy prokuratora okręgowego Johna Smithsona z wydziału w Van Nuys. Witamy, Jack. I słuchamy.
– Wysoki sądzie, poinformowano mnie, że w interesie wymiaru sprawiedliwości należy wycofać zarzuty przeciwko panu Rouletowi.
Wymówił błędnie nazwisko Rouleta.
– Czy to jedyne uzasadnienie, jakie chcesz nam przedstawić, Jack? – spytała sędzia.
Smithson zwlekał z odpowiedzią. Ponieważ na sali nie było dziennikarzy, stenogram z rozprawy miał być jawny i jego słowa miały się przedostać do opinii publicznej.
– Wysoki sądzie, poinformowano mnie, że w śledztwie i późniejszym postępowaniu prokuratorskim doszło do pewnych nieprawidłowości. Prokuratura opiera się na wierze w nienaruszalność naszego wymiaru sprawiedliwości. Osobiście stoję na jej straży w wydziale Van Nuys i traktuję ją bardzo, bardzo poważnie. Lepiej więc wycofać zarzuty, niż w jakikolwiek sposób sprzeniewierzyć się zasadom sprawiedliwości.
– Dziękuję, panie Smithson. To krzepiące słowa.
Sędzia znów coś zapisała, po czym spojrzała na stół obrony.
– Wniosek oskarżenia został przyjęty – oświadczyła. – Wszystkie zarzuty przeciwko panu Rouletowi zostają oddalone bez możliwości wznowienia postępowania. Panie Roulet, został pan oczyszczony z zarzutów i jest pan wolny.
– Dziękuję, wysoki sądzie – powiedziałem.
– O trzynastej wrócą przysięgli – dodała Fullbright. – Wyjaśnię im, jaką podjęto decyzję. Jeśli przedstawiciele stron życzą sobie być przy tym obecni, z pewnością będą musieli odpowiedzieć na pytania przysięgłych. Obecność nie jest jednak konieczna.
Skinąłem głową, lecz nie powiedziałem, czy przyjdę. Wiedziałem, że nie przyjdę. Przestałem się interesować dwunastką ludzi, którzy byli dla mnie tak ważni przez ostatni tydzień. Znaczyli dla mnie tyle co kierowcy jadący autostradą w przeciwnym kierunku.
Minęli mnie i dłużej o nich nie myślałem.
Sędzia opuściła swoje miejsce, a Smithson był pierwszą osobą, która wyszła z sali. Nie miał nic do powiedzenia ani Mintonowi, ani mnie. Zależało mu przede wszystkim na tym, aby się zdystansować od tej prokuratorskiej katastrofy. Spojrzałem na Mintona, którego twarz przybrała kredowobiałą barwę. Przypuszczałem, że niedługo znajdę jego nazwisko w książce telefonicznej. Prokuratura nie będzie miała ochoty go zatrzymać, więc powiększy armię adwokatów, płacąc wysoką cenę za pierwszą lekcję prawa karnego.