Roulet stał przy barierce, ściskając matkę. Dobbs gratulacyjnym gestem poklepywał go po ramieniu. Ale adwokat rodziny chyba jeszcze nie doszedł do siebie po ostrej naganie w korytarzu.
Kiedy skończyły się uściski, Roulet odwrócił się do mnie i z wahaniem podał mi rękę.
– Nie myliłem się co do ciebie – rzekł. – Wiedziałem, że jesteś najlepszy.
– Chcę dostać pistolet – odparłem z kamienną twarzą, bez śladu radości z powodu zwycięstwa.
– Oczywiście.
Odwrócił się do matki. Po chwili wahania otworzyłem aktówkę i zacząłem układać w niej akta.
– Michael?
Zobaczyłem Dobbsa, który wyciągał do mnie rękę ponad barierką. Uścisnąłem ją.
– Dobra robota – rzekł Dobbs, jak gdybym musiał to usłyszeć właśnie od niego. – Jesteśmy ci bardzo wdzięczni.
– Dzięki za szansę. Wiem, że z początku miałeś wątpliwości.
Byłem na tyle uprzejmy, że nie wspomniałem o wybuchu Mary Windsor na korytarzu i o tym, co podobno mówiła.
– To dlatego, że cię nie znałem – odparł. – Teraz już cię znam.
I wiem, kogo polecać swoim klientom.
– Dziękuję. Ale mam nadzieję, że twoi klienci nigdy nie będą mnie potrzebować.
Zaśmiał się.
– Ja też!
Potem przyszła kolej na Mary Windsor. Wyciągnęła do mnie rękę.
– Panie Haller, dziękuję za syna.
– Proszę bardzo – odrzekłem bezbarwnym głosem. – Niech pani na niego uważa.
– Zawsze uważam.
Skinąłem głową.
– Może wyjdą państwo na korytarz, a ja dołączę za chwilę. Muszę jeszcze załatwić kilka spraw z asystentką i panem Mintonem.
Odwróciłem się z powrotem do stołu. Potem podszedłem do biurka asystentki.
– Kiedy będę mógł dostać podpisaną decyzję?
– Wydamy ją jeszcze dzisiaj po południu. Jeżeli pan nie przyjdzie, możemy panu przysłać.
– Świetnie. Można też prosić o faks?
Obiecała przesłać pismo faksem i dałem jej numer w mieszkaniu Lorny Taylor. Nie byłem pewien, jak wykorzystam ten dokument, ale przypuszczałem, że decyzja o oddaleniu zarzutów pomoże mi znaleźć jakiegoś klienta.
Gdy wróciłem po aktówkę, zauważyłem, że detektyw Sobel wyszła z sali. Został tylko Minton. Powoli zbierał swoje rzeczy.
– Szkoda, że nie miałem okazji zobaczyć tej komputerowej prezentacji – powiedziałem.
Pokiwał głową.
– Tak, była całkiem niezła. Mogła nawet przekonać przysięgłych.
– Co teraz zamierzasz robić?
– Nie wiem. Zobaczę, czy uda mi się to przeczekać i zostać w prokuraturze.
Wcisnął akta pod pachę. Nie miał teczki. Musiał tylko zejść na drugie piętro. Posłał mi surowe spojrzenie.
– Wiem tylko, że nie chcę usiąść przy drugim stole. Nie chcę zostać kimś takim jak ty, Haller. Wolę spać spokojnie.
Minął bramkę i zamaszystym krokiem wyszedł z sali. Spojrzałem na asystentkę, sprawdzając, jak zareagowała na jego słowa. Zachowywała się, jakby nic nie słyszała.
Nie spiesząc się, podążyłem za Mintonem. Wziąłem aktówkę i wychodząc za barierkę, odwróciłem się. Spojrzałem na pusty fotel sędziowski i umieszczone przed nim godło stanu. Skinąłem głową do nikogo konkretnego i wyszedłem.
Rozdział 44
Roulet i jego świta czekali na mnie w korytarzu. Rozejrzałem się i zobaczyłem Sobel stojącą przy windach. Rozmawiała przez komórkę, czekając chyba na windę, chociaż nie widziałem, żeby świecił się przycisk.
– Michael, pójdziesz z nami na lunch? – spytał na mój widok Dobbs. – Chcemy to uczcić!
Zauważyłem, że znów zwraca się do mnie po imieniu. Zwycięstwo u każdego wzbudza życzliwość.
– Hm… – odparłem, wciąż patrząc na Sobel. – Chyba nie mogę.
– Dlaczego? Na pewno dziś po południu nie masz żadnej rozprawy.
Wreszcie spojrzałem na Dobbsa. Miałem ochotę odpowiedzieć, że nie pójdę z nimi na lunch, bo już nigdy więcej nie chcę widzieć ani jego, ani Mary Windsor, ani Louisa Rouleta.
– Chyba zostanę i porozmawiam z przysięgłymi, kiedy wrócą o pierwszej.
– Po co? – zdziwił się Roulet.
– Chciałbym wiedzieć, co myśleli i jakie mieliśmy szanse.
Dobbs poklepał mnie w ramię.
– Trzeba się uczyć, żeby następnym razem być jeszcze lepszym.
Nie mam ci tego za złe.
Wyglądał na zachwyconego wiadomością, że nie będę im towarzyszył. Miał swoje powody. Prawdopodobnie chciał, żebym zszedł mu z drogi i umożliwił odbudowanie dobrych stosunków z Mary Windsor. Tę licencję chciał mieć znów tylko dla siebie.
Usłyszałem stłumiony dzwonek windy i spojrzałem w głąb korytarza. Sobel stała przed otwierającymi się drzwiami windy. Wychodziła z sądu.
Ale wtedy z windy wyszli Lankford, Kurlen i Booker. Razem z Sobel skręcili w naszą stronę.
– Wobec tego zostawiamy cię – rzekł Dobbs zwrócony plecami do nadchodzących detektywów. – Mamy rezerwację w „Orso” i obawiam się, że jeśli mamy zdążyć wrócić na drugą stronę wzgórza, to już jesteśmy spóźnieni.
– W porządku – odparłem, wciąż patrząc w głąb korytarza.
Dobbs, Windsor i Roulet odwrócili się, stając twarzą w twarz z detektywami.
– Louisie Roulecie – zaczął Kurlen. – Jesteś aresztowany. Proszę się odwrócić i złożyć ręce za plecami.
– Nie! – wrzasnęła Mary Windsor. – Nie możecie…
– Co to ma znaczyć?! – krzyknął Dobbs.
Kurlen nie odpowiedział ani nie czekał, aż Roulet spełni jego polecenie. Wystąpił naprzód i brutalnie odwrócił Rouleta. Wykonując przymusowy obrót, Roulet utkwił we mnie wzrok.
– Co się dzieje, Mick? – zapytał spokojnie. – To się nie powinno zdarzyć.
Mary Windsor ruszyła synowi na ratunek.
– Zabierzcie ręce od mojego syna!
Chwyciła Kurlena, ale Booker i Lankford szybko wkroczyli do akcji i łagodnie, lecz stanowczo oddzielili ją od Rouleta.
– Droga pani, proszę się odsunąć – polecił Booker. – Bo każę panią aresztować.
Kurlen zaczął odczytywać Rouletowi jego prawa. Windsor stała obok, ale nie zamierzała milczeć.
– Jak śmiecie? Nie wolno wam tego robić!
Wiła się w miejscu, wyglądając, jak gdyby jakieś niewidzialne ręce powstrzymywały ją od kolejnego ataku na Kurlena.
– Mamo – rzekł Roulet i jego głos poskutkował lepiej niż rozkazy detektywów.
Windsor ustąpiła. Poddała się, ale Dobbs nie zamierzał kapitulować.
– Za co go aresztujecie? – spytał.
– Jest podejrzany o morderstwo – wyjaśnił Kurlen. – Morderstwo Marthy Renterii.
– To niemożliwe! – krzyknął Dobbs. – Wszystko, co wygadywał ten Corliss, to kłamstwa. Oszaleliście? Przez jego kłamstwa sędzia oddaliła zarzuty.
Kurlen przerwał odczytywanie praw Rouletowi i spojrzał na Dobbsa.
– Jeśli to kłamstwo, to skąd pan wie, że mówił o Marcie Renterii?
Dobbs zdał sobie sprawę z własnego błędu i cofnął się o krok.
Kurlen uśmiechnął się.
– Tak właśnie myślałem – rzekł.
Chwycił Rouleta za łokieć i znów go odwrócił.
– Idziemy – rozkazał.
– Mick? – powiedział Roulet. (
– Detektywie Kurlen – poprosiłem. – Czy mogę chwilę porozmawiać z klientem?
Kurlen popatrzył na mnie, jakby chciał mnie ocenić, po czym skinął głową.