Выбрать главу

Zbierała się przez chwilę z następnym pytaniem.

– Miałeś mnie zabić?

– Powinienem – uśmiechnął się, muskając grzbiet jej dłoni grzbietem swojej. – Idziesz siusiu, trafiasz na Mengeszę, wbija ci nóż… Albo nawet topisz się w tej sadzawce. Byłaś nawalona jak… Dosypałem ci do drinka tego, co Pawlikiewiczowi. Pamiętasz, że pokazywałaś mi film?

– Pokazywałam? – Z jej twarzy trudno było cokolwiek wyczytać.

– Myślałem o tym, by go po prostu wykraść. Bez mocnego dowodu „Gazeta” nie rzuci przecież podejrzeń na bratnie mocarstwo. Ale było za późno. Przespałaś się już ze mną, a Rysiek podpieprzył głowicę.

– Zauważyłeś – pokiwałem głową. – Wtedy, jak wpadłeś na UAZ-a.

– Od początku wiedziałem, że się zorientuje. Ale miałem nadzieję, że po prostu przymknie oczy.

– Chcieliście go kupić?

– Jest za porządny. Ale jest też patriotą. Na to liczyłem. Nie patrz tak – uśmiechnął się do Agnieszki. – Tak też to się objawia: przymykaniem oczu. Wszyscy handlują śmiercią. Cały świat. Tylko ci duzi narzucają reguły, wydają zezwolenia i robi się to legalne. Dla ich firm. Praktycznie przestaliśmy eksportować broń. Ruscy sprzedają ułamek tego, co w czasach radzieckich. I co? Więcej wojen, więcej trupów. Zachód wszedł na opróżnione rynki. Wiesz, jak polski pilot widzi patriotyzm? Wyprodukować i sprzedać jak najwięcej sokołów. Nieważne komu. Jak się nie będą zabijać naszą bronią, to będą to robić amerykańską, francuską czy chińską. A my zostaniemy bez przemysłu zbrojeniowego. Gówniany kraik Trzeciego Świata. Wiesz, co to suwerenność? To fabryki broni na własnym terytorium. Morawski też tak myśli. Mógł przemilczeć tego sokoła.

– Rozmawiałeś z nim? – zapytałem.

– Bez przesady. Rozwaliłby mnie. Co innego bronić dobrego imienia Świdnika, a co innego… To porządny gość. Ale nabroił. Gdyby głowica odjechała UAZ-em, Zaręba nie poszedłby na całość. Zdobyłbym jakoś film Agnieszki i po sprawie. Nikt by nie zginął.

– Nikt? – Agnieszka postarała się o beznamiętny ton.

– Pawlikiewicz nie widział UAZ-a z miejsca, gdzie siedział. Ale widział radio i śmigłowiec. To o nie chodziło. Musiałem zniszczyć nadajnik Filipiaka, by załapać się na operatora i być w kontakcie z Zarębą. Sokoła też musiałem uziemić. Na dobre. Gdyby chodziło o przystopowanie pościgu za Mengeszą, zrobiłbym to elegancko, od środka. Jeden poluzowany kabelek. Ale Rysiek dokręciłby go w końcu i poleciał do Addis Abeby wyznaczoną przez generała trasą. Nie mogłem ryzykować. Za duża pokusa dla Zaręby. Jeden strzał i po kłopotach.

– Dwa – mruknęła. – Nie poleciałabym z wami.

– Tym bardziej. Sokół by spadł, ty zaczęłabyś węszyć, bo to trochę za dużo przypadków naraz. Nie wybroniłbym cię.

– Aha – wykrzywiła twarz w szyderczym grymasie. – Zrobiłeś to wszystko, żeby mnie wybronić. Jak miło.

– Nie wierzysz? Mam milion i ciebie. Na cholerę mi więcej? – Uśmiech zastygł jej na ustach. – Powinienem rąbnąć ci negatyw tej pierwszej nocy. Nikt by nie zginął, a ty guzik byś udowodniła. Ale już nie umiałem. Wzięło mnie. Wiedziałabyś, że to ja, nie chciałabyś mnie znać. – Popatrzył w moją stronę, błysnął zębami. Nadal czarujący, mimo strużki śliny sączącej się po brodzie. – Ale nam się trafiło, co, Jacek? Dwie Heleny Trojańskie w jednym śmigłowcu.

Zerknąłem w lewo. Ta druga, ciemnoskóra, wpatrywała się w niego oczami wielkości spodków.

– Dwie? – Ledwie ją usłyszałem.

– Też namieszałaś – przyznał. – Ale to od Agi się zaczęło. Mogłem to rozegrać inaczej. Sabah nie dogoniłby nas, nie byłoby wojny, tej jatki. Tyle że i nas by nie było. Mnie i Agi.

– Zabijałeś ludzi. – Agnieszka starała się wtłoczyć w słowa i gniew, i pogardę, ale zmieściła tylko płaczliwą skargę.

– Giełza sam się zabił.

– Przeszkadzał ci.

– Pewnie. I nawet zastanawiałem się… Ale jego znałem. Wiesz, jak ciężko zabić kogoś, kogo zdążyłeś poznać?

– A ranni? Też sami się zabili?

– Dwaj byli praktycznie martwi. Krócej się męczyli.

– Świergocki miał szansę – mruknąłem.

– Nie miał. W tym sęk. Ani on, ani Gabriela, ani Agnieszka. Nie rozumiecie? Zaręba chciał wyciągnąć spod ochrony wojska i zlikwidować wszystko, na czym mu zależało. Ciężarówkę, bo wiedzieliśmy, że tylko gdzieś na niej może być ukryta głowica. Agę, bo sfotografowała śmigłowiec. Nawet ciebie – posłał spojrzenie Gabrieli. – Nie posłał cię sokołem do Kasali i potem pluł sobie w brodę. Wybuchła ta afera z Sabahem, okazałaś się idealnym piorunochronem. Nikt nie patrzył mi na ręce, bo wszyscy podejrzewali tę krętaczkę Asmare. Cudowny układ, tyle że śledztwa nie miałaś już prawa dożyć. Twoje zeznanie, ten podrobiony rozkaz wyjazdu… i Zaręba jest ugotowany. Straciłby wiarygodność.

– I tak by stracił – wzruszyłem ramionami. – Ta bajeczka o wybuchu walk w całej Etiopii… Wystarczyło, by jeden z nas…

– …zginął – dokończył. – Konkretnie: Filipiak. To on rozmawiał z generałem. Wszystko, co wiemy, wiemy od niego.

Zastanawiałem się nad tym najwyżej parę sekund.

– Bzdura. Taki numer by nie przeszedł. Że niby co: oszalał? Wymyślił sobie nieistniejącą wojnę?

– Nie mówię, że nie byłoby smrodu. Ale mając porucznika, który załamał się nerwowo, i generała, który łże w żywe oczy, zwykle zwala się winę na porucznika. Zwłaszcza martwego.

– Jego też miałeś zabić? – rzuciła przez zęby Agnieszka.

– Mówię, jak to widział Zaręba. Najlepiej wykończyć wszystkich. Ale jak się nie da, to najgroźniejszych. Nie był pewny swego. Nasi potrafili latać apache’em, ale jak im szło strzelanie, sami widzieliście. Osiem hellfire’ów i co? Jedna trafiona ciężarówka. Paliwa też mają mało. Działka mieli użyć w ostateczności. Amunicja jest zbyt charakterystyczna. No i mieliśmy się czym bronić. Musiał się liczyć z tym, że Tomczak nie wytłucze całego plutonu.

– Bo mu nie pomagałeś – zmrużyłem oczy. Uśmiechnął się lekko.

– Nie mieli pewności. Ile razy łączyliśmy się i pytali, jak wyprowadzić skuteczny atak, akurat wokół roiło się od ludzi Sabaha. Tak mówiłem. A przy nich apache nie miał prawa wytknąć nosa zza horyzontu. Sabah jest na noże z naszymi islamistami. Kiedyś żyli zgodnie: to wtedy zorganizowaliśmy mu te migi i ukraińskich pilotów. Ale w końcu się pożarli, jak to Somalijczycy. Nie trzymałby gęby na kłódkę, nawet gdyby go poprosić. APH dowiedziałoby się i Zaręba miałby przerąbane.

– To dlatego nie uprzedzili Sabaha o jemeńskim bombowcu?

– Zaręba pytał mnie wcześniej, czy mamy z nim kontakt. Powiedziałem mu o tych sześćdziesięciu pięciu megaherzach. Myślałem, że wynegocjuje rozejm. Nie chciałem tej jatki. Tylko trochę czasu, żeby znaleźć głowicę, wykraść dyskretnie ją i negatywy Agi. Oblężenie bez strzelania byłoby idealnym wyjściem. I Zaręba powiedział, że spróbuje się dogadać. Ale zamiast tego posłał Tomczaka w zasięg ukaefki. Zmienił częstotliwość, żeby przypadkiem Filipiak nie podsłuchał, i przedyktował Somalijczykom calutki spis naszego uzbrojenia. To dlatego migi atakowały tak skutecznie. Nic nie mogłem zrobić. Ale o bombowcu Zaręba nie odważył się mówić wprost. Już sobie nie ufaliśmy, a wiedział, że mogę przechwycić ich korespondencję. Uprzedziłbym Filipiaka i plan wziąłby w łeb.

– Ty też – zauważyłem.

– Niekoniecznie. Czekam, aż zobaczymy bombowiec, wpadam do Filipiaka, mówię, że przypadkiem podsłuchałem rozmowę między Sabahem a kimś, kto ma w tle ryk silników samolotowych. Myślisz, że dopuściłby iła nad wąwóz? – Uniosłem dłonie w geście kapitulacji. – Chyba liczyli na to, że Sabah nie ma rakiet. No i próbowali z nim pogadać tuż przed nalotem. Po arabsku, więc guzik zrozumiałem. Ale najwyraźniej nie uwierzył. Na wszelki wypadek wlazłem im na falę i zacząłem krzyczeć, że to podstęp, zrzut zaopatrzenia.