– Generałowi? – Śmiała się i przez chwilę miała autentyczne szczęście w oczach. Rozumiałem, dlaczego. – Z wojska go wywalą.
– Dostał Virtuti. Dobrze, że go wywieźli na rehabilitację do tych Stanów, bo tu by go wielbiciele zwyczajnie zadeptali. Pierwszy wojenny bohater od sześćdziesięciu lat. Niedawno widziałem sondaż na najpopularniejszego Polaka. Pobił Małysza i był o jeden punkt za papieżem.
– Naprawdę się cieszę. – Naprawdę się cieszyła i zwyczajnie musiała to powiedzieć. Położyła dłoń… w pierwszej chwili myślałem, że na sercu, ale starała się siedzieć w skromnej pozie, z kolanem przy kolanie, i po prostu brzuch zawędrował tak wysoko. – Jeśli to chłopiec, to będzie Filip.
– Filip?
– Nawet nie wiem, jak ma na imię. – Jej radosny uśmiech zaczął przygasać. – Głupio, nie? Potem już wiedział, o co chodzi z Sabahem, i dalej o mnie walczył, a ja nawet…
– No to dziewczynce damy Filipinka – przerwałem. – A tak w ogóle to czemu nie wiesz? Zabroniłaś mówić? Wolisz niespodziankę?
Z uśmiechu nic nie pozostało. Była zbyt zakłopotana. Znów pochyliła się, by zyskać na czasie masażem stopy. Brzuch naparł na piersi, uniósł je. Gdyby była biała, poczerwieniałaby w tej chwili od ucisku na parę naczyń krwionośnych. Jako lekarz nie mogłem na to spokojnie patrzyć.
– Poddusisz ją. – Przykucnąłem, wziąłem w dłoń kostkę Gabrieli, przestawiłem stopę daleko w bok. Potem, nim zareagowała, drugą. – Tak się to robi. Nie chcę mieć córki kretynki. Nie byłaś u ginekologa, co?
– Skąd wiesz? – zapytała cicho. Omijała mnie wzrokiem. Stopy zostały posłusznie tam, gdzie je ustawiłem, ale kolana instynktownie skłaniały się ku sobie. Jakby w obawie, że skorzystam z okazji i… no, tego akurat nie byłem pewien. Mogła się bać, że zaczną ją tam obmacywać dłonie faceta, a mogła, że lekarza.
– Gapa, wyglądasz, jakbyś zeszła z plakatu: „Pomóż głodującej Afryce”. Tyłek ci powinienem sprać. Czy ty w ogóle coś jadasz?
– Sprać? – Teraz już ledwo ją słyszałem. – Ty? Niby dlaczego?
W końcu do tego doszliśmy.
– Bo to i moje dziecko.
– Nie bój się – powiedziała trochę za szybko. – Niczego od ciebie nie chcę. Przyjechałam do Polski, bo… Jak się gubi paszport i resztę, to ambasada i tak załatwia darmowy bilet, więc co mi szkodziło? – Szukała przez chwilę kolejnych argumentów. – I o pieluchy tu łatwiej.
– Gdzie mieszkasz? – zapytałem spokojnie i na tyle rzeczowo, by zrozumiała, że nie ma sensu kręcić. Pochyliła się, znów umknęła wzrokiem ku stopie pod pretekstem konieczności jej wymasowania. Przemknęła mi przez głowę mściwa myśl, że jeśli los nie zakpił ze mnie tak okrutnie i w końcu mi ją podaruje, to nie będzie miała się jak wykręcić i dostanę jej bose stopy za każdym razem, gdy najdzie mnie ochota. Będzie musiała grzecznie siedzieć na drugim końcu kanapy i cierpliwie czekać, aż się nacieszę ich dotykiem. Albo wysłucha paru gorzkich słów na temat nieczystych zagrań w trakcie poważnych rozmów.
– To taki… no, ośrodek jakby. Dla samotnych matek. Krótko tu jestem, nie było czasu się…
– Przytułek. – Delikatność odłożyłem na lepsze czasy. Te z kanapą i jej nogami na mych kolanach. – Nie masz grosza przy duszy.
– Rozglądam się za jakąś pracą – bąknęła. – A mieszkanie… Sam mówiłeś, że połowa tego po dziadku jest moja. Dorota musi mnie…
– Pani agronom w siódmym miesiącu ciąży? Pracodawcy się o ciebie pozabijają. – Nie próbowała komentować. – A do tej suki nie pójdziesz. Zresztą jej mąż pije. Cztery wizyty, trzy trafienia. Nie będę ryzykował, że jakiś menel zrzuci ze schodów moje dziecko. To cholernie strome schody.
– Dlaczego suki?
– Pisałem jej w tym drugim liście, że chcę ci pomóc. Ojciec zna faceta, który prowadzi spore przedsiębiorstwo rolne. Coś by dla ciebie znalazł. Na Pomorzu, jak komuś niestraszna wieś, to można też całkiem tanio kupić mieszkanie… Miała cię tylko namówić do powrotu, jeśli się odezwiesz.
– Piątego marca nawet ja nie wiedziałam, czy będę miała dziecko.
Tym razem śmiało patrzyła mi w oczy. Kobiecie trudno przyznawać się do takich rzeczy, ale nie próbowała żadnych manewrów przy bolących nogach. Uświadomiłem sobie, że jeszcze nigdy nie stchórzyła, kiedy potrzebowałem jej odwagi. Albo chociaż uważała, że mogę potrzebować.
– Cieszę się, że się zdecydowałaś.
– Ja też – powiedziała zwyczajnie i po prostu. – Tylko nie wiem, skąd wiedziałeś. Nikomu nie mówiłam, że jestem w ciąży.
– Nie wiedziałem.
– Nie? – Jej głos spowolniał. – To dlaczego…?
– Powiedziałem, że zwisa mi, czyje jest. – Dotknąłem jej brzucha. Pierwszy raz tak naprawdę, jak ojciec. – Może to za duży skrót myślowy. To dobrze, że moje. Cudownie. Naprawdę. Ale gdyby nawet nie moje… W Ogadenie nie było żadnego dziecka. A też jakoś… Szukałem cię. Od lutego, ale wcześniej nie było pewności… Mogli mi jednak obciąć tę nogę.
– Szukałeś? – Jej dłonie spoczywały po bokach brzucha, tam, gdzie się wycofały, by zrobić miejsce mojej. Niedaleko. Ale między naszymi rękoma pozostawało trochę wolnej przestrzeni.
– To był właściwie gwałt. Zaręba jest wszystkim, czego nienawidzę w wojsku, a ty właśnie z nim… Byłem na ciebie wściekły. Pomyślałem sobie: „Zwykłe kurwiątko”. Więc nawet nie pocałowałem, tylko… Ale…
– Całowałeś mnie.
– Wiem, pamiętam. Ale nie wtedy. Chodzi mi o… – trochę mocniej nacisnąłem na jej brzuch. – No, jak je robiliśmy. Robiłem. – Uczciwość wymagała tego sprostowania.
– Robiliśmy – powiedziała cicho. – I pocałowałeś mnie. Tylko na koniec, ale na pewno. Ja też pamiętam. Jeszcze byłam na chodzie. – Jej dłonie przesunęły się kawałeczek do przodu, dotknęły mojej koniuszkami szczupłych palców. – Może i chciałeś mnie ukarać. Ale to nie był gwałt. Mogłam cię jedną ręką… Jeśli masz wyrzuty sumienia, to niepotrzebnie.
– Mam.
– No to nie miej. Było całkiem fajnie.
– Nie tobie.
– Guzik wiesz, jak mi było.
– Leżałaś jak lalka. Przedtem…
Poczekała, ale ponieważ nie umiałem dokończyć, zrobiła to za mnie. Po swojemu oczywiście.
– Przedtem to ty leżałeś jak lalka. I co? Tak źle ci było?
– Też skończyło się na narobieniu apetytu – mruknąłem z mieszaniną goryczy, skrępowania i mrocznej satysfakcji. Podała mi argument na tacy.
– Źle ci było? – jej głos stwardniał. Wzruszyłem nieznacznie ramionami. Musiałem się uśmiechnąć. – No widzisz. Małe radości też cieszą.
– Ale za takie coś – położyłem drugą dłoń na jej brzuchu – należy się wiele dużych. Cholernie słona cena za jedną małą.
Znów zrobiła mi miejsce, brzucha okazało się jednak trochę za mało dla czterech dłoni i parę naszych palców musiało się podzielić miejscem. Z prawej górą były te białe, ale z lewej…
W końcu i ona mnie dotknęła. Sama, bez przymusu.
– Co robisz w tej bramie? – Uśmiechała się samymi oczami.
– Czasem tu zachodzę. Miłe miejsce.
Rozejrzała się demonstracyjnie.
– Masz specyficzny gust.
– To już ustaliliśmy. – Teraz drgnęły także kąciki jej ust, więc zebrałem się na odwagę, podniosłem dłoń i niespiesznie, dając jej czas na reakcję, wsunąłem w krótki rękaw sukienki. Reakcji nie było. Pomijając lekkie zesztywnienie. – No proszę. Koniec z niechlujstwem.
– Jacek…