O cholera!
…co potrafi przecież byle wiedźma. Oczywiście, ze względów estetycznych zalecałbym Ci używanie zwyczajnej miotełki do ubrania, której, jeśli dobrze ściśniesz ją udami, nie widać spod płaszcza.
Bez trudu możesz również miotać ogniem piekielnym. W tym celu możesz posłużyć się zwyczajnym dezodorantem, po natarciu go magicznym proszkiem (znajdziesz go w tej samej kopercie co niniejszy list; składu chemicznego Ci nie podaję, bo sam nie jestem pewien). Po namaszczeniu pojemnika umieść go w używanej skarpetce i zostaw na noc w północnym kącie pokoju, przykrywszy całość niniejszą kartką – na rewersie jest kilka znaków kabalistycznych. One sprawią, że ingrediencja nabierze odpowiedniej mocy. Ognia piekielnego w sprayu należy używać wobec celów tak cywilnych, jak umundurowanych, znajdujących się w niewielkiej odległości, nigdy pod wiatr. Najlepiej jednak stosuj go na postrach, gdyż widok palących się nieszczęśników może Ci popsuć apetyt.
Uważaj natomiast przy przechodzeniu przez ściany. Tak, tak, posiadasz i tę umiejętność, aliści pamiętaj, umożliwia ona wyłącznie przenikanie ścian tradycyjnych – zbudowanych z drewna, kamienia lub cegły. Złe rozeznanie może sprawić, że uwięźniesz w trocinobetonie, zbrojonym plastiku czy innym współczesnym świństwie. Ą więc najpierw musisz dokładnie zapoznać się, z jakim materiałem masz do czynienia.
Przy odpowiedniej koncentracji siły woli możesz również zmienić się w dowolne zwierzę. Postępuj jednak rozważnie, jesteś niewprawnym transformatorem, a więc istnieje zawsze ryzyko związane z powrotem. Pamiętaj – przebywając w ciele zwierzęcia, posiadasz inteligencję równą średniej arytmetycznej Twego poziomu i owego stworzenia. Jeśli więc chciałbyś zostać np. gąbką, wasza średnia stałaby się tak niska, że uniemożliwiłaby Ci pomyślenie zaklęcia pozwalającego powrócić do pierwotnych kształtów. Aha, jeszcze jedno: wszelkie zaklęcia działają tylko wówczas, gdy są wyrażane w stanie całkowitego spokoju i zdecydowania. Jakiekolwiek wahania w momencie transformacji mogą mieć trudne do wyobrażenia następstwa. Inne umiejętności, jak telepatia, hipnoza, transmutacja metali w złoto, ożywianie zmarłych, leżą również w zakresie twych kompetencji, ale wymagają lat ćwiczeń. Na razie wiać Ci ich nie polecam.
Wracając do zagadnień werbunku. Gdyby zawiodła perswazja, zdobądź jakikolwiek przedmiot osobisty należący do opornego, nakryj go kartką papieru, na której, na zasadzie odbicia w lustrze, napisz sadzą jego nazwisko. Potem okręć się sześć razy w lewo na lewej pięcie (nie śmiej się, są to praktyki wypróbowane przez cale tysiąclecie), a na papierze ukaże się skuteczny sposób na opornego…
Jaki na przykład?
Po odebraniu od zwerbowanego przysięgi lojalności i ustaleniu systemu kontaktowego (tu był odsyłacz na drugą stronę pełną pouczeń szczegółowych) zaznacz, że cała akcja rozpocznie się w dniu otwarcia szóstej koperty.
Tyle na dziś. Jeśli będziesz miał chwilą wolnego czasu, wspomnij ciepło Twojego stryja, któremu w tej chwili jest bardzo gorąco, ale nie ma nic lepszego na starość jak ognista sauna. Sześć razy sześć – sześćdziesiąt sześć. Z serdecznymi przekleństwami. Ja.
Jeszcze dzień wcześniej na podobne pouczenia Fawson zareagowałby śmiechem, aliści kaskada wydarzeń płynąca wartko jak woda w spłuczce toaletowej im. Niagary sprawiła, że obecnie nawet najabsurdalniejsze zdarzenia przyjmował serio. Postanowił poprzestać na małym teście. Skoncentrował się i sprawdziwszy fakturę hotelowych drzwi (były mocne, przedwojenne, chyba dębowe), postanowił przez nie przeniknąć. Ruszył ostre, śmiało wsunął dłoń i głowę w rozsuwającą się materię, ale prawie jednocześnie napotkał pewien opór.
Pewnie farba! – Szarpnął mocniej, rozległ się trzask.
Kiedy z powrotem znalazł się w pokoju, z ubrania pozostały strzępy. To znaczy, bawełniana podkoszulka i gatki były nie uszkodzone, koszula natomiast i spodnie, poszarpane i podarte wzdłuż i wszerz, pozostały po wewnętrznej stronie zamkniętych drzwi. Przez moment stał osłupiały nad ruiną przyodziewku, ale już po chwili zrozumiał – nie przenikały przez ścianę te części garderoby, które wyprodukowano z tworzyw syntetycznych.
Dochodziło południe. Najwyższy czas, aby złożyć uszanowanie księciu Drakuli – pomyślał Meff. Przez moment zastanawiał się, czy nie polecieć do celu na miotełce wiszącej w przedpokoju, ale przypomniawszy sobie o konieczności konspiracji, zdecydował się na tramwaj.
– Słucham pana? Coś do sprzedania, coś do kupienia? – zapytał Meffa mężczyzna zza lady.
Całe niewielkie pomieszczenie wypełniały towary wielobranżowe, adresowane, biorąc pod uwagę ich standard, najwyraźniej do przybyszów z uboższych stref konfekcyjnych.
Fawson, a właściwie don Diavolo, zawahał się. Byłżeby to słynny Książę z Karpat, ekstrem wampiryzmu, postrach niemego kina i przeciwników honorowego krwiodawstwa? Właściciel sklepiku wyglądał raczej na zabiedzonego Wiecznego Tułacza niż pysznego wielmożę z Siedmiogrodu. Chociaż, z drugiej strony, łysa czacha, gackowate uszy, kredowa biel cery i oczy tak głęboko wpadnięte, że przypominające światełka na końcu tunelu… Sam nie wiedząc dlaczego, Meff wymówił trzy słowa z listu stryja:
– Sześć razy sześć!
– Sześćdziesiąt sześć i – odstrzelił natychmiast sprzedawca, wbrew podstawowym zasadom matematyki. Jednocześnie jego gackowate uszy załopotały niespokojnie. – O co chodzi – powiedział lekko chrapliwie – ja już jestem na emeryturze.
– Porozmawiamy! – stwierdził szorstko nasz pół – diabeł, zaskoczony własną stanowczością.
– Ale o czym? Ja ze wszystkich zobowiązań wywiązuję się jak trzeba, milczę o zawodowych tajemnicach, dziesięcinę na fundusz podziemi przelewam, słuszną linię Najniższego Kręgu popieram, prowokacyjnego ssania krwi przypadkowych obywateli poniechałem…
– Musimy porozmawiać – powtórzył Meff.
Książę westchnął. Zamknął na klucz drzwi, wywiesił kartkę “Luka inflacyjna" i poprosił gościa na zaplecze, a ściślej mówiąc do szafy, która, ku zaskoczeniu Fawsona, okazała się windą. Nie pojechali jednak do piekła, tylko do piwnicy urządzonej z dużym smakiem w stylu dackim z okresu Trajana.
– Bieda biedą, ale żyć na jakimś standardzie trzeba – wyjaśnił gospodarz. – Ma pan jakieś najświeższe ploteczki z Dołu?
– Nie przyszedłem tu na ploteczki, Książę. Postawiono przed nami zadanie.
Drakula wyszczerzył zęby. A właściwie jeden ząb, mocno nadżarty próchnicą. Drugi kieł stracił snadź w dawniejszych czasach.
– Nie nadaję się do żadnych zadań. Jestem emerytem, emigrantem, starym, schorowanym człowiekiem, dawno nie uprawiającym zawodu. Jak chcielibyście mnie wykorzystać?
– Zgodnie z kwalifikacjami – rzekł wymijająco Fawson.
– Ależ to niemożliwe, zupełnie niemożliwe! – zawołał wampir rencista. – Ja już zapomniałem, jak to się robi. W jakiejkolwiek akcji byłbym najwyżej zawalidrogą. Dół dawno już powinien postawić na młodych!
– Jest rozkaz.
– Szanuję rozkazy. Jestem lojalnym członkiem wspólnoty, ale mogę przedstawić zaświadczenie lekarskie. O… – tu wskazał na ubytek kła. – Inwalidztwo drugiego stopnia. Powtarzam, sercem jestem z wami, znaczy z nami, ale naprawdę nie wiem, w czym mógłbym być przydatny.
– Jednak rozkaz…
– Wyrosłem z wieku, w którym można mnie zmilitaryzować. Jestem zasłużonym weteranem sekcji grozy, odznaczonym trzykrotnie czarnym kopytem, raz nawet z wielką wstęgą, A swoją drogą, źle musi być z kadrami, skoro zwracacie się do mnie. – Głos Księcia, choć podszyty starczymi tonami, stawał się z minuty na minutę coraz pewniejszy, widocznie otaksował młodego delegata i stwierdził, że da sobie z nim radę. Nagle zastrzygł uchem.
– Wybaczcie, coś tam się dzieje na górze, zajrzę do sklepu. Takie czasy, że zawsze coś się może zdarzyć.
Wykorzystując chwilową samotność, Meff spróbował recepty stryja. Na podłodze leżała niemiłosiernie brudna i powalana, chyba krwią, chusteczka do nosa ze złotym monogramem “D". Wyjął kartkę papieru. W sadzę zaopatrzył się rano, pisanie zajęło mu parę sekund, po czym począł okręcać się na lewej pięcie. Kiedy skończył, w głowie trochę mu wirowało, ale poniżej napisu ALUCARD pojawiło się, jakby wystukane na maszynie, zdanie: “Spytaj go o cztery dziewczyny". Nic więcej.
Wrócił stary wampir. Rzeczywiście, żal było na niego patrzeć. Utykał na prawą nogę i starczo trzęsły mu się wszystkie kończyny.
– Jakiś cymbał dobijał się do sklepu, jakby nie widział wywieszki! – powiedział.
– Wracajmy do sprawy – sucho zabrzmiał głos Mefista XIII.
– Bardzo żałuję, ale o żadnej sprawie nie może być mowy. Dziwię się, że Dół, poinformowany o mojej aktualnej kondycji, w ogóle zwraca się w takiej sprawie, i to, widzę, przez niższych funkcjonariuszy. Wydaje mi się…