Doszedł wreszcie do kościoła, szybko wbiegł na schodki i nagle padł. Na moment go ogłuszyło. Jego głowa zderzyła się z niewidzialnym murem o elastyczności sztucznego tworzywa. Spróbował ponownie. Daremnie. Wokół świątyni ciągnęła się całkowicie przeźroczysta ściana, uniemożliwiająca wstęp.
Skrzypnęły zawiasy, drzwi uchyliły się i z kościółka wyszła mała ciemnowłosa dziewczynka. Przeszła, obok Meffa i uśmiechnęła się przyjaźnie. Z jej twarzy emanowała pogoda i spokój. Usiłował przedostać się w tym samym miejscu. Znowu ściana!
Teraz dotarło do niego to, czego nie przyjmował, nie chciał i nie mógł przyjąć do wiadomości przez ostatnią dobę. Klamka zapadła. Podpisał. Zaprzedał się. Strach uniósł mu włosy na głowie, a uszami duszy posłyszał chlupot rozżarzonej lawy. Jednocześnie dobiegł go własny krzyk:
– Nie chcę być diabłem! Nie chcę być diabłem! Boże, ratuj!
Z głuchym łoskotem zatrzasnęły się wrota świątyni. Fawson usiłował klęknąć, ale nie mógł, tak jakby jego ciało otoczył gorset, usta, które składał do modlitwy, ciskały wulgarne złorzeczenia. Obrócił się. Trójka “opiekunów" oczekiwała, oparta o stojącego mercedesa. Najczarniejszy z “cerberów" machał znajomym pakietem piekielnej korespondencji. W głębi siedziała piękna z dworca lotniczego. Ona też? Zrezygnowany ruszył w kierunku wozu. A co miał robić?
IV.
Drogi Mój wielce, zwłaszcza że Jedyny, Bratanku! Odwołany na wiosną prośbę i ze względu na zły stan zdrowia, co zwykło u nas chodzić w parze, zostawiłem Cię poniekąd bez pożegnania, ale jest też i Twojej winy trochę, albowiem trudno było mi Cię pożegnać, kiedy tak raptownie, jak mawiają w kołach zbliżonych do Hollywoodu, film Ci się urwał…
Meff przerwał na moment lekturę i podrapał się w głowę: skąd stryj, pisząc ten list jakiś czas temu, na co wskazywały i pożółkły papier, i wyblakły atrament, mógł przewidzieć, jaki obrót przybierze wieczorek powitalno-pożegnalny w jego górskiej daczy? Czytał jednak dalej.
Jak mogłeś się zorientować, jestem zwolennikiem stawiania na młodych i puszczania ich od razu na głębokie wódy (chyba pomyłka literowa – powinno być wody"), bo tylko w ten sposób mogą się czegoś nauczyć. Jak mawiają w naszych stronach: “Uczyć się, uczyć i jeszcze raz uczyć!" List ten, jak zapewne zauważyłeś, nosi numer jeden. Od tej chwili co dwa dni będziesz otwierał kolejną kopertę. I tak masz czynić, aż się wypełni to, co się ma wypełnić! Piszę stylem cokolwiek chropawym, ale niestety, nasza literatura piekielna od wieków drepcze w miejscu, zresztą, prawdę powiedziawszy, nie wydała ona dotąd ani swego Szekspira, ani Boileau, a Dante, choć korzystał z naszych inspiracji, potem się ich wyparł. Kiedy u zarania świata nastąpiło “podzielenie kompetencji", “Białe" nie tylko dostały pierwszy ruch, ale również mogły wybierać specjalizację. Wybrały kierunki humanistyczne, nam z konieczności przypadły nauki techniczne. Jak zapewne słyszałeś, przez długie wieki “konkurencja" określała je mianem wiedzy tajemnej, rzucała kłody pod nogi alchemikom i lekarzom. Stąd piekło – kiedyś sam to stwierdzisz – jest całkiem nieźle rozwinięte cywilizacyjnie. Elektryfikację przeprowadziliśmy już w XVII wieku, a wszystkie diabły funkcyjne mają służbowe ślizgacze do poruszania się w płynnej lawie…
A więc jednak nie narty ciągnięte przez potępionych?
Na temat naszego świata narosło mnóstwo, nieporozumień i zafałszowań, wynikających z konsekwentnej nieżyczliwości “Białych", którzy całe wieki starali się naszą czerń jeszcze bardziej zaczernić. Wizy udzielane przez nas hojnie, podobnie jak stypendia twórcze dla ziemskich artystów, wykorzystywane były w sposób niegodziwy do szpiegowania naszych posunięć, mącenia w głowach młodym diabłom, a na zewnątrz do czarnej propagandy. Taki Memling na przykład przebywał u nas sześć miesięcy na koszt Piekielnego Związku Artystów Plastyków, a potem obsmarował nas w swym Sądzie Ostatecznym w sposób złośliwy i tendencyjny. Bardziej wierne prawdzie malowidło Hieronima Boscha zostało błędnie zatytułowane i prawdziwy obraz piekła określony jako Ogród rozkoszy. Owszem, nie taimy, panuje u nas niezbędna dyscyplina i skromne warunki bytowe, ale wynikają one jedynie z konieczności zachowania hartu ducha (stąd stałe hartowanie poprzez kąpiele w smole i siarce, zresztą krótkie i pod okiem lekarzy) oraz przeciwdziałania nieustannym podchodom strony przeciwnej.
Jednakowoż nie będę rozwodził się nad opisami naszych stron, przodujących nie tylko pod względem termicznym. Sam wpadniesz, to zobaczysz.
Pragnę przejść do szczegółów misji, której końca mój wiek i zużycie nie pozwalają mi doczekać. Twoje pierwsze zadanie po ustaleniu bezpiecznej bazy winno polegać na zmontowaniu odpowiedniej ekipy, niezbędnej do przeprowadzenia akcji, której szczegóły ujawnię Ci w następnych listach. Tu uwaga! – nie radzę Ci otwierać ich już teraz, napisane są bowiem atramentem, który staje się widoczny dopiero w określonym terminie. We wszystkich swych poczynaniach możesz zdać się na moich chłopców. Są to ćwierćdiabły niższego zaszeregowania, poczciwe, choć prymitywne, wyhodowane przez naszych zasłużonych naukowców drogą krzyżówek i doboru nienaturalnego. Mają zakodowane bezbłędne posłuszeństwo i imperatyw zapewnienia Ci bezpieczeństwa. W wypadku konfliktu tych dwóch zdań, Twoje bezpieczeństwo znajduje się na pierwszym miejscu! Oczywiście, mają również polecenie, i to nie podlegające dyskusji, niedopuszczania do Twego wycofania się z przedsięwzięcia, o co, rzecz jasna, nikt Cię nie podejrzewa. A umieją to robić! A zatem pierwsza sprawa, zgromadzenie współpracowników…
– Skąd mam ich, u licha, wziąć? – jęknął Meff.
Skąd masz ich, u licha, wziąć? – zapytasz zapewne, Drogi Mój jak złoto na światowej giełdzie, Bratanku. Mogę Ci przytoczyć jedynie cytat z konkurencji: “Szukajcie, a znajdziecie". Listę kontaktów znajdziesz w książce Who is who in Heli? w suplemencie pt. The world of demons, który możesz otrzymać w każdy piątek o północy na placu Bastylii, gdzie zwykły gromadzić się cienie Wielkiego Terroru. Dziełko wymaga, rzecz jasna, aktualizacji, ale jako człowiek wprawiony w działalności reklamowej i handlowej poradzisz sobie z tym, tuszę, bez trudu.
Oczywiście, czasy dla naszego przedsięwzięcia są znacznie cięższe, niż ongiś bywało. Jeszcze parę tysiącleci temu lasy obfitowały nie tylko w tury i niedźwiedzie, ale w rozmaite nimfy, najady i driady. Stada centaurów pasły się na stokach górskich, o fauna łatwiej było niż o szczura, hasło: “Czarownice w każdej gminie" miało pełne pokrycie w rzeczywistości. A strzygi, upiory, demony? Jakaż była ich rozmaitość, samych wampirów mieliśmy zarejestrowane czterdzieści cztery gatunki. Żaden uczciwy zamek nie mógł obejść się bez widma – strachy zbierały się na rozdrożach gęściej niż autostopowicze, błędne ognie mnożyły się jak robaczki świętojańskie, istniały nawet związki zawodowe dzieciobójczyń czy wręcz Stowarzyszenie Wyższej Użyteczności Wiedźm i Złośliwych Karłów… “Aby groza rosła w silę, a strachy żyły do ostatniej kropli krwi!" Dziś, gdy cały nasz świat przetrzebiono jak faunę sawann afrykańskich i wyrzucono za sprawą bezdusznego racjonalizmu poza nawias nauki do spluwaczki z gusłami i przesądami, pozostały zaledwie metafizyczne niedobitki. Ale nie sądź, że Druga Strona znajduje się w lepszej kondycji! Nie uwierzysz, w XIII wieku podaż aniołów straży przekraczała popyt; bywało, możni tego świata mieli pięciu czy sześciu takich pięknoduchów, a i tak grzeszyli ile wlazło. A dziś? W większości regionów jeden anioł stróż przypada na dzielnicę, i to na pół etatu, a są kraje, gdzie ledwie kilku rencistów usiłuje konspiracyjnie kontynuować ten zawód…
Ale dlaczego?
Zapewne ciśnie Ci się na usta, Bratanku Mój Miły jak krew ze zsiadłym mlekiem, pytanie – dlaczego? Dlaczego zmarnieliśmy, przygaśliśmy, zeszliśmy na pięćdziesiąty piąty plan? Odpowiem Ci krótko: Ewolucja! Organy nie używane zamierają. A my w którymś momencie przestaliśmy być potrzebni. Zaczęło się banalnie, od sprawy wodzenia na manowce i na pokuszenie. Wraz z nastaniem renesansu ludzie jęli grzeszyć na potęgę, nie czekając nawet no nasze namowy. Pewne złagodnienie Drugiej Wysokiej Strony, która zawierzywszy złudnemu przekonaniu, że samo doskonalenie ludzkiego umysłu będzie wystarczającym gwarantem rozwoju moralności, wycofała się w zacisze, gdzieś na wschód od Edenu, coraz rzadziej stosując środki represyjne, spowodowało, że ludzie przestali się bać. Liberalizacja w szeregach “Białych" (od wieków przestano stosować numery w rodzaju Sodoma i Gomora, Potop czy Plagi Egipskie) sprawiła, że bojaźni było coraz mniej, a coraz mocniej utwierdzało się przekonanie wśród ludzi, że mogą wszystko. Ewolucje zaś mają to do siebie, że rozwijają się tylko w jednym kierunku. Ody postęp ludzkiej emancypacji ruszył, zdechł pies! Klamka zapadła. Sytuacja, która początkowo wydawała się niezwykle dla nas korzystna, wkrótce zaczęła wpływać demobilizująco: z pokolenia na pokolenie diabły stawały się mniej agresywne, mniej rzutkie, poczęły przejawiać zainteresowania kulturą i sztuką, coraz rzadsze były akty prokreacyjne, zapanowała moda “diabeł z diabłem", co, jak wiadomo, bywa przyjemne, ale dzieci z tego nie ma. Szeregi zawodowców topniały z roku na rok. Piekielna elita nie wychylała nosa ze swych pieleszy. Trzeba też pamiętać, że nasz świat posiada pewne wymagania, jeśli idzie o komfort intymności. Upiory nie znoszą nowego budownictwa, jarzeniowego światła, rusałki chorują w wodach masowo odwiedzanych przez turystów. A z kolei anioł nie jest w stanie wyżyć w jednym pokoju z telewizorem. Tymczasem wszystko co tajemne, oświetlono, co skryte, wyświetlono, a mateczniki, ostoje wilkołaków, wycięto… Skutki sam widzisz.