Ponieważ na mocy doktryny Seldona bieg historii jest bardzo trudno odwrócić (chyba że, o czym większość seldonistów — mimo przykrego incydentu z Mułem — zapomina, mamy do czynienia z czymś nieprzewidywalnym), stolicą Fundacji mógł w każdej sytuacji pozostać Terminus. Była to jednak tylko możliwość. Seldon, podczas swego dopiero co zakończonego pojawienia się w postaci pięćsetletniego hologramu, ocenił spokojnie stopień prawdopodobieństwa pozostania stolicy na Terminusie na 87,2 procenta.
Niemniej jednak, nawet dla seldonistów, oznaczało to, że możliwość przeniesienia stolicy w jakieś miejsce bliższe centrum Federacji Fundacyjnej, z wszystkimi strasznymi, zarysowanymi przez Seldona konsekwencjami takiego posunięcia, była prawdopodobna w 12,8 procenta. Ta możliwość nie stała się rzeczywistością z pewnością tylko dzięki pani burmistrz Branno.
Było pewne, że nigdy by do tego nie dopuściła. Mimo znacznego spadku popularności, trwała od dawna niezłomnie na stanowisku, że Terminus, który był od początku siedzibą Fundacji, powinien nią nadal pozostać. Przeciwnicy polityczni przedstawiali (dość udatnie, trzeba przyznać) w karykaturach jej wydatną szczękę jako grożący obsunięciem się granitowy blok.
I oto teraz Seldon poparł jej punkt widzenia i — przynajmniej w tej chwili — dawało jej to miażdżącą przewagę nad przeciwnikami. Mówiono, że przed rokiem wyznała, iż jeśli Seldon za swym następnym pojawieniem się poprze ją, to uzna, iż wypełniła swe zadanie i wycofa się z czynnego życia, kontentując się rolą zasłużonego polityka i nie ryzykując sławy, którą mogłaby utracić w dalszych walkach politycznych.
Prawdę mówiąc, nikt w to nie wierzył. Walka polityczna to był jej żywioł i teraz, kiedy pojawił się i znikł hologram Seldona, nic w jej zachowaniu nie wskazywało na to, że zamierza się wycofać.
Mówiła czystym głosem, nie starając się ukryć swego fundacyjnego akcentu (była niegdyś ambasadorem w Mandress, ale nie przyswoiła sobie starego, imperialnego sposobu mówienia, który był teraz tak modny i łączył się nierozerwalnie z quasi — imperialnymi ciągotami ku wewnętrznym Prowincjom).
— Kryzys Seldona został zażegnany. Zgodnie ze starą, dobrą tradycją nie będziemy stosowali żadnych represji wobec tych, którzy opowiedzieli się po przeciwnej stronie. Nie będziemy ich także piętnować w oczach opinii publicznej. Wielu ludzi chciało tego, czego nie chciał Seldon, lecz działali oni w dobrej wierze. Nie ma sensu wypominać im błędów, gdyż broniąc swego dobrego imienia mogliby się posunąć nawet do tego, by zakwestionować cały Plan Seldona. Jest u nas w zwyczaju, że strona, która przegrała, przyjmuje swoją porażkę ze spokojem i bez dalszych, zbędnych dyskusji. A zatem zarówno my, jak i nasi niedawni przeciwnicy, uważamy sprawę za zamkniętą.
Przerwała na chwilę, popatrzyła po twarzach zebranych i podjęła na nowo:
— Minęło już pięćset lat, panowie radni, połowa tego czasu, który oddziela od siebie dwa imperia. Był to trudny okres, ale zrobiliśmy dużo. Już teraz jesteśmy niemal Imperium Galaktycznym i nie mamy żadnych poważnych zewnętrznych wrogów.
Gdyby nie Plan Seldona, bezkrólewie trwałoby trzydzieści tysięcy lat. Być może po trzydziestu tysiącach lat nie byłoby już w Galaktyce siły zdolnej stworzyć nowe imperium. Być może składałaby się ona tylko z odizolowanych od siebie i ginących cywilizacji.
Wszystko, co osiągnęliśmy, zawdzięczamy Hariemu Seldonowi i dalej na nim musimy polegać. Teraz, panowie radni, prawdziwe zagrożenie dla Planu stanowimy my sami. Dlatego od tej pory nie może być żadnych publicznych zastrzeżeń co do jego wartości. Umówmy się, że poczynając od dzisiaj,, nikt nie będzie oficjalnie poddawał planu w wątpliwość, krytykował go czy uznawał za niewłaściwy. Musimy przyjmować go bez zastrzeżeń. Jego słuszności dowiodło minione pięćset lat. Ma on zapewnić bezpieczną przyszłość rodzajowi ludzkiemu i nie wolno nam dopuścić do żadnych zmian czy odstępstw od niego. Czy zgadzacie się ze mną?
Odpowiedział jej cichy pomruk. Nie musiała rozglądać się po sali, by szukać bardziej wyraźnych dowodów aprobaty. Znała każdego członka Rady i wiedziała, jak zareaguje. Teraz, w chwili jej tryumfu, nikt nie odważy się sprzeciwić. Może za rok, ale nie teraz. A tym, co będzie za rok, będzie się przejmowała za rok.
Z tym, że zawsze…
— Czyżby kontrola myśli, pani burmistrz? — spytał Golan Trevize, schodząc wielkimi krokami po schodach między rzędami foteli i mówiąc donośnym głosem, jakby starał się zrekompensować w ten sposób milczenie pozostałych. Nie spojrzał nawet w stronę swego miejsca, które — jako że był nowym członkiem Rady — znajdowało się w tylnych rzędach.
Branno nadal nie podnosiła głowy. — Jak pan to ocenia, radny Trevize? — spytała.
— Tak, że rząd nie może znieść wolności słowa, że każdy obywatel — a więc oczywiście także radny czy radna, którzy zostali wybrani specjalnie w tym celu — ma prawo dyskutować na temat aktualnych wydarzeń politycznych, ale że żadne wydarzenie polityczne nie będzie rozpatrywane w oderwaniu od Planu Seldona.
Branno założyła ręce na piersi i podniosła głowę. Z jej twarzy nie można było nic wyczytać. — Radny Trevize — powiedziała — zabrał pan głos w tej debacie z naruszeniem regulaminu i porządku obrad. Ponieważ jednak prosiłam, by przedstawił pan swój punkt widzenia, odpowiem panu teraz.
Nie ma żadnych ograniczeń wolności wypowiedzi dotyczących Planu Seldona. To po prostu Plan, z samej swej istoty, ogranicza nas. Zanim hologram Seldona podejmie ostateczną decyzję, można interpretować zdarzenia na wiele różnych sposobów, ale z chwilą gdy decyzja ta już zostanie powzięta, jej zasadność nie może być kwestionowana na posiedzeniach Rady. Nie może też być kwestionowana z góry wypowiedziami typu: „Gdyby Seldon powiedział tak i tak, to myliłby się”.
— A gdyby ktoś rzeczywiście tak uważał, pani burmistrz?
— To mógłby dać temu wyraz jako osoba prywatna, omawiając tę sprawę w prywatnym gronie.
— A zatem ograniczenia dotyczące wolności wypowiedzi, które pani proponuje, mają dotyczyć tylko i jedynie wypowiedzi członków rządu.
— Tak. To nie jest żadna nowość w systemie prawnym Fundacji. Ta zasada była już stosowana przez burmistrzów, i to wywodzących się z różnych partii. Prywatny punkt widzenia jest bez znaczenia, natomiast opinia wyrażona oficjalnie ma swą wagę i może być niebezpieczna. Nie po to osiągnęliśmy tyle, żeby teraz narażać się na ryzyko przegranej.
— Pragnę zauważyć, pani burmistrz, że zasada, o której pani wspomniała, była stosowana, i to nadzwyczaj rzadko, w odniesieniu do konkretnych uchwał Rady. Natomiast nigdy nie zastosowano jej do czegoś tak ogólnego i nieokreślonego jak Plan Seldona.
— Plan Seldona wymaga szczególnej ochrony, ponieważ kwestionowanie jego rozstrzygnięć może być szczególnie niebezpieczne.
— Czy nie uważa pani… — Trevize odwrócił się, zwracając się teraz do członków Rady, którzy wstrzymali oddech, jak gdyby czekali na wynik pojedynku. — Czy nie uważacie panie i panowie, że mamy wszelkie powody, aby sądzić, że w ogóle nie ma żadnego Planu Seldona?
— Dzisiaj wszyscy byliśmy świadkami jego działania — rzekła burmistrz Branno, której spokój wydawał się wzrastać w miarę jak Trevizego ogarniał zapał krasomówczy.
— Właśnie dlatego, panie i panowie, że dzisiaj widzieliśmy jego działanie, możemy stwierdzić, że Plan Seldona, taki, w jaki nauczono nas wierzyć, nie może istnieć.
— Radny Trevize, łamie pan porządek obrad. Proszę zakończyć te wywody.