Szef wywiadu 13. Armii skierował mnie na skrócony kurs przygotowawczy do pracy w trzeciej grupie.
— Tak, tak… wiem… wejdź. — Uśmiecha się szeroko. Łapy majak kleszcze kraba. — Oficerowie informacji powinni pracować właśnie u nas, winni zrozumieć, jak składa się w jedną całość strzępki danych, i jaką mają wartość. Przebieraj się.
Sam jest bosy, ubrany w zieloną kurtkę i w zielone spodnie, miękkie, ale chyba bardzo wytrzymałe. Ręce obnażone po łokcie przywodzą mi na myśl owłosione łapska chirurga, który przed pięcioma laty zbierał mnie z powrotem do kupy.
Jesteśmy w dużej nasłonecznionej sali gimnastycznej. Stojące samotnie na środku dwa krzesła wydają się zagubione w przestrzeni.
— Siadaj.
Siadamy na krzesłach twarzami do siebie.
— Połóż ręce na kolanach, swobodnie. Siedź tak zawsze. W każdej sytuacji musisz być całkiem rozluźniony. Dolne zęby nie powinny dotykać górnych. Szczęka ma leciutko zwisać. Rozluźnij kark. Nogi. Stopy. Nigdy nie zakładaj nogi na nogę, to tamuje krwioobieg. No, dobrze. — Wstał, obszedł mnie ze wszystkich stron, oglądając krytycznie. Potem obmacał moją szyję, mięśnie pleców, dłonie.
— Nigdy nie bębnij palcami po stole. To zachowanie typowe dla neurasteników. Radziecki wywiad wojskowy takich nie potrzebuje. No cóż, rozluźniłeś się wystarczająco, możemy przystąpić do zajęć.
Siada na krześle, rękami trzymając się siedzenia buja się na dwóch tylnych nóżkach, po czym niespodziewanie odchyla się do tyłu i razem z krzesłem przewraca na wznak. Uśmiecha się. Zrywa się z podłogi. Podnosi krzesło, siada na nim z rękami złożonymi na kolanach.
— Zapamiętaj, kiedy przewracasz się razem z krzesłem do tyłu, nic ci nie grozi, jeśli tylko nie masz za plecami muru albo dołu. Upadek na wznak siedząc na krześle jest równie niegroźny, jak stawanie na kolanach czy na czworakach. Ale natura ludzka przeciwstawia się upadkowi do tyłu. Jedyne, co nas powstrzymuje, to nasza psychika… Chwyć dłońmi za siedzenie… Nie będę cię ubezpieczać, i tak nic ci nie może się stać… Rozhuśtaj się na tylnych nóżkach… Zaraz, chwilę. Boisz się?
— Boję się.
— To nic, to normalne. Każdy się boi. Przytrzymaj się siedzenia. Zacznij bez mojej komendy. Bujaj się.
Balansowałem przez moment, po czym silniejszym wahnięciem naruszyłem równowagę i krzesło wolniutko poczęło zsuwać się w otchłań. Sufit gwałtownie leciał do góry, ale upadek przeciągał się. Czas stanął w miejscu. I raptem oparcie krzesła runęło na podłogę. Wtedy dopiero przestraszyłem się naprawdę i zarazem roześmiałem się z ulgą: głowa instynktownie odchyliła się lekko do przodu, dlatego zwyczajnie nie mogłem uderzyć się potylicą. Cały impet uderzenia przypadł na plecy, przyciśnięte do oparcia krzesła. Powierzchnia pleców przewyższa znacznie powierzchnię stóp i dlatego upadek na wznak jest łagodniejszy, niż zeskok z krzesła na ziemię.
Podał mi rękę pomagając wstać z podłogi.
— Czy mogę spróbować jeszcze raz?
— No pewnie — uśmiecha się.
Siadam na krześle, chwytam siedzenie i lecę w tył.
— Jeszcze raz! Jeszcze! — krzyczę zachwycony.
— Dobra, dobra, naciesz się do woli.
Na nasze zamówienie Akademia Nauk opracowała metodę wyskakiwania w pełnym biegu z pociągu, samochodu, albo tramwaju… Wzorów matematycznych nie potrzebujesz, zapamiętaj tylko wniosek: z rozpędzonego pociągu należy wyskakiwać tyłem i do tyłu, lądować na ugiętych nogach, starając się utrzymać równowagę i nie dotknąć ziemi rękami. W momencie zetknięcia z ziemią trzeba odbić się z całej siły i przez kilka sekund biec obok pociągu, stopniowo zwalniając. Nasi chłopcy skaczą z pociągów przy prędkości 75 kilometrów na godzinę. To ogólny standard. Ale są tacy, którzy potrafią ten wynik przebić zdecydowanie: skacząc ze znacznie szybszych pociągów, skacząc na nasypy, z mostów, skacząc z bronią w ręku, z obciążonym plecakiem. Zapamiętaj sobie raz na zawsze: grunt, to nie dotknąć rękami ziemi. Nogi cię utrzymają. Mięśnie nóg są obdarzone niezwyklą siłą, sprężystością i wytrzymałością. Dotknięcie ręką może naruszyć rozpędzony rytm nóg w biegu, spowodować upadek i śmierć w okropnych męczarniach. Zaczynamy trening. Najpierw symulator. Na prawdziwy pociąg przyjdzie czas. Prędkość początkowa: dziesięć kilometrów na godzinę…
Miesiąc później stoimy obaj na balustradzie mostu kolejowego. Hen, w dole — zimna, ołowianoszara rzeka wolno niesie swe wody, zwija się pod betonowymi przęsłami w potężne pierścienie jak wielki wąż. Już się nauczyłem i wiem, że człowiek potrafi chodzić nawet po drucie telegraficznym napiętym nad otchłanią. Wszystko zależy od psychicznej zaprawy. Człowiek musi mieć pewność, że nic złego się nie przydarzy, i wtenczas wszystko przebiegnie normalnie. Cyrkowcy potrzebują wielu lat na opanowanie rzeczy elementarnych. Mylą się. Nie mają naukowego podejścia. Opierają swoje przygotowanie na ćwiczeniach fizycznych, lekceważąc psychologię. Dużo trenują, ale nie chcą myśleć o śmierci, boją się jej, starają się ją obejść bokiem, zapominając, że można czerpać przyjemność nie tylko z cudzej śmierci, ale także ze swojej własnej. I tylko ludzie nie lękający się śmierci mogą dokonywać cudów.
— Głupcy powiadają, że nie należy patrzeć w dół! — krzyczy do mnie. — Jakaż rozkosz, oglądać wiry z tej wysokości!
Spoglądam w czeluść, i stopniowo przestaje mnie przyciągać, jak zahipnotyzowaną żabkę paszcza gadziny. I moje dłonie przestaje pokrywać obrzydliwa zimna wilgoć.
Dalsze zmiany w dowództwie 13. Armii. W każdej armii — po dwóch generałów-majorów artylerii. Jeden dowodzi wojskami rakietowymi i artylerią, drugi jednostkami obrony przeciwlotniczej. W 13. Armii odwołano obu.
W Karpackim Okręgu Wojskowym potężne zmiany.
Zmarł nagle dowódca okręgu generał-pulkownik Bisarin. Nie minął nawet rok odkąd dowodził Karpackim Frontem w Czechosłowacji. Pełen sił i tryskający zdrowiem, z lekkością i swobodą komenderował czterema armiami swojego frontu. Powiadają, że nigdy nie chorował. I oto odszedł.
Dowództwo okręgu wojskowego objął generał-lejtnant wojsk pancernych Obaturow. Z miejsca w sztabie okręgu rozpoczęło się masowe usuwanie ludzi Bisarina i zastępowanie ich ludźmi Obaturowa. Niebawem fala zmian potoczyła się w dół, ogarniając sztaby armii. Okręg liczy cztery armie: 57. Powietrzna, 8. Gwardyjska Pancerna, 13. i 28. Po miękkim dywanie naszego korytarza raźnie przemaszerowali dwaj nowi generałowie — nowy dowódca naszej 13. Armii i nowy szef sztabu.
Tego dnia otwieranie pancernych drzwi wydziału wywiadowczego spoczywało na mnie. Dzwonek. Przez wizjer widzę nieznajomego lejtnanta. O, wiem doskonale, kto zacz.
— Hasło?
— Omsk.
— Upoważnienie?
— 106.
— Proszę wejść. — Masywne drzwi płynnie ustąpiły, przepuszczając lejtnanta.
— Dzień dobry. Towarzyszu starszy lejtnancie, potrzebuję szefa wywiadu.
— Zaraz zamelduję. Proszę chwilę poczekać. Pukam do drzwi mojego przełożonego i wchodzę:
— Towarzyszu pułkowniku, przybył adiutant nowego dowódcy armii.
— Niech wejdzie.
Lejtnant wkroczył do gabinetu:
— Towarzyszu podpułkowniku, wzywa was głównodowodzący.