– Piekło – wydukał prokurator, z wyraźnym żalem oderwawszy wzrok od zgrabnej towarzyszki Murzyna.
– Wal, o co chodzi, Jarek. Prosto jak z mostu. Wiesz o tym, że i tak powiem, co będę chciał.
– Prowadziłeś dwie sprawy, w których profesor Jan Czekański był biegłym. – Pater ugryzł się w język, aby nie poprawić frazy „prosto jak z mostu". – Co to były za sprawy i jakie ekspertyzy sporządził Czekański?
– Kancelaria tajna – odpowiedział Masio po chwili, kiedy zimny łyk wódki spłynął powoli do jego trzewi.
– Tam są akta tych spraw. Wiesz, co to znaczy? To znaczy, że te sprawy mają klauzulę „ściśle tajne". I akurat o nich nie będę mówił.
– Są one zamknięte czy nie?
– Są zamknięte.
– No to muszą być także w zwykłej kancelarii. – Pater odczul ulgę, gdy uświadomił sobie, że materiały te są jednak dostępne i nie musi Masia o nic błagać.
– Ależ oczywiście. – Masio znów zawiesił wzrok na dziewczynie towarzyszącej Murzynowi. – Weźmiesz te akta do ręki i co znajdziesz? Jedną kartkę, na której będzie zapisany numer statystyczny sprawy i odsyłacz do kancelarii tajnej. Dużo sobie poczytasz!
Masio dopił wódkę i zapalił papierosa. Wpatrywał się w Patera uporczywie i nieco ironicznie. To mogło oznaczać do ut des, daj mi coś, a ja ci w zamian też coś dam. Z całą pewnością nie chodziło o pieniądze. Masio cieszył się zasłużoną opinią nieprzekupnego i pryncypialnego. Pater kilkanaście sekund myślał, co mógłby zaoferować prokuratorowi. Chłodno analizował. Masio siedział w krawacie. Jeszcze nie był w domu. Poszedł do pubu prosto z pracy. I siedzi tu sam wiele godzin i pije. Aż przyjedzie po niego żona. Dzień dzielony pomiędzy pracę, wódkę i nadopiekuńczą żonę. Masio jest sam czy samotny? Może zaoferować mu swoje towarzystwo? Może napić się z nim wódki?
– Posłuchaj, Misiek – powiedział Pater z uśmiechem, który miał być najszczerszy w jego życiu. – Co ci szkodzi powiedzieć? Stara sprawa. Zamknięta. Pomóż mi, a potem pogadamy o futbolu.
– Misiek to mówią kurwy do swoich klientów – odrzekł cicho Masio, wypił na raz drugi kieliszek wódki i uniósł w górę dwa palce.
– Przy twoim tempie – zwrócił się do Masia wytatuowany barman, najwyraźniej dobrze znający stałego bywalca powinieneś skleić sobie palce, a łokieć
oprzeć na jakiejś podstawce. Byłoby to zamówienie nieustanne. Permanentne. Jak makijaż permanentny. Jak tatuaż.
– A ty zamiast klapać mordą – prokuratorowi najwyraźniej nie podobał się familiarny ton barmana – patrz, kiedy kończę, i stawiaj kolejne kielonki. Czyli wykonuj swoją robotę.
Pater ze współczuciem spojrzał na młodzieńca, z którego dobry humor uleciał bardzo szybko. Masio wpatrywał się w wysokie oszronione kieliszki, napełniane finlandią, a w pubie robiło się coraz tłoczniej. Dominowały barwy Francji, choć tu i ówdzie pojawiały się kanarkowe koszulki Brazylii. Pater wstał z barowego stołka. Widział, że prośba o wyjawienie szczegółów obu spraw będzie równie skuteczna, jak przekonywanie zgromadzonych w pubie kibiców, aby zechcieli opuścić lokal i spędzić wieczór nad brzegiem morza.
– Powiedz mi, Krzysztofie… – Pater wyjął z kieszeni pięciozłotową monetę. – Kto ma dostęp do tych akt? Tylko tyle, a ja ci powiem, kogo należy obstawić na mistrza.
– To żadna tajemnica. – Masio obracał kieliszek na kartonowej podstawce. – Prokurator okręgowy, jego zastępca i prokurator rejonowy.
– Należy postawić na Portugalię – odpowiedział Pater, wręczył barmanowi monetę i wyszedł z lokalu.
Spojrzał na zegarek. Po wyjściu z klimatyzowanego pubu dostał się w mocny żar zachodzącego słońca. Upał opadł na niego jak mokra szmata. Było późno. Mogę nie zdążyć na spotkanie z doktorem Boruckim – pomyślał. Lepiej obejrzeć mecz w pubie i wrócić do domu. Na wspomnienie pubu zrobiło mu się niedobrze. Siedzieć obok spoconego Masia i zadzierać głowę w stronę umocowanego pod sufitem telewizora. A obok śliczna dziewczyna całująca się z Murzynem. Byłaby w wieku jego córki, gdyby kiedykolwiek miał córkę, tak jak inni w jego wieku. Wybrał numer Boruckiego. Doktor, wyraźnie poirytowany, przesunął termin spotkania na pojutrze i rozłączył się bez słowa pożegnania. Pater stał przez chwilę na chodniku i myślał o prokuraturze okręgowym, o jego zastępcy i o prokuratorze rejonowym. Nie znał osobiście żadnego z nich. Nie wiedział, jak do nich dotrzeć. Nigdy żaden z nich nie będzie miał dla niego czasu. Trzeba pójść do domu i włączyć telewizor. Wypić piwo i zasnąć głuchym snem. Zapomnieć o tym prywatnym śledztwie, którego zakończenia nikt nie pragnie. Chyba nawet on sam.
Pater poczuł żar bijący od jakiegoś ludzkiego ciała. Zdawało mu się, że to reaktor wyrzuca z siebie ciepło każdym porem skóry. Obok niego stał Masio, palił papierosa i wpatrywał się w Patera długo i uporczywie. Nadkomisarz włożył komórkę do kabury przy pasku i spojrzał na Masia pytająco.
– Coś ci powiem, stary. – Prokurator zdusił niedopałek czubkiem brudnego, dawno niepastowanego buta. – Należy ci się coś za twój portugalski typ. Czekański sporządził ekspertyzy w dwóch sprawach, które prowadziłem. Wiem, że był biegłym w innych sądach, poza Gdańskiem. W jednej z moich spraw napisał charakterystykę pisma runicznego, w drugiej wypowiadał się na temat symboliki i kultu drzew. Więcej spraw mu nie zlecałem. To tyle.
– Nie zlecałeś? Czemu?
– Wnioskowałem o wyłączenie go jako biegłego z moich spraw. – Masio oparł się o parapet dużego okna lokalu. – Wiesz co, Jarek? Ten Czekański to chory na alzheimera, pojebany sekciarz. A poza tym jego ekspertyzy były do kitu. Opowiem ci o ostatniej sprawie.
Gdańsk, 24.03.2004, 11:05
Sędzia spojrzała z niechęcią na Czekańskiego. Poruszyła głową, a jej wylakierowane jasne włosy ani na milimetr nie zmieniły ułożenia.
– Czy profesor mógłby już zmierzać do konkluzji? – zapytała, z trudem hamując irytację.
Wszyscy na sali rozpraw wyraźnie się ożywili, a szczególnie dwaj młodzieńcy z ufarbowanymi na czarno włosami, których odgradzała od reszty sali barierka ławy oskarżonych. Spojrzeli podmalowanymi oczami na Czekańskiego. Jeden z nich założył długi kosmyk za ucho, ostentacyjnie objawiając czarne spiczaste paznokcie. Byli znużeni. Wiedzieli, że teraz zostaną zdruzgotani i nic ich nie uratuje.
– Oczywiście, wysoki sądzie – powiedział Czekański – już zmierzam do konkluzji. Drewno osikowe ma symbolikę wyraźną i dość jednoznaczną. Wiąże się z wampiryzmem i satanizmem. Zaostrzonym osikowym kołkiem unieszkodliwiano wampira. Uważam, że skrzyżowane osikowe kijki znalezione na miejscu zbrodni mają dwojakie znaczenie symboliczne. Po pierwsze, sugerują profanację krzyża, czyli kierują naszą uwagę ku ideologii satanistycznej, po drugie – są wyraźną pieczęcią mordercy, jego zdecydowaną i jednoznaczną identyfikacją. Te dwa kijki, zlekceważone pierwotnie przez policję, są oczywistym dla specjalisty przesłaniem. Są przyznaniem się do winy. Mówią one krótko i dobitnie: to my, sataniści, popełniliśmy tę zbrodnię.
To oni, sataniści – Czekański podniósł głos i skierował zakrzywiony palec w stronę czarnowłosych młodzieńców – zamordowali tę niewinną młodą dziewczynę.