Выбрать главу

– Co proponujesz? – Na wąsach Paprzyckiego osiadły krople potu.

– Układ. Po pierwsze, od tej chwili, Wiesiu, to ty będziesz moim kretem. Chcę wiedzieć wszystko o tym, co mnie interesuje. Po drugie, powiesz mi, kto jest waszym kretem. Nie zaprzeczaj, wciąż macie człowieka u nas. To na początek. Potem pomyślimy, co dalej.

Rozmawiali jeszcze kilka minut.

– Wszystko?

– Nie. – Pater wachlował się programem, który zabrał swojemu rozmówcy. – Kajak. Dmuchana lala. Mam pierwszeństwo. To się nazywa ius primae noctis - zaśmiał się.

Paprzycki czuł się upokorzony. Nie dlatego, że Pater domagał się prawa pierwszej nocy. Wiesław Paprzycki nienawidził, gdy ktoś mówi do niego „Wiesiu", a Pater, używając zdrobniałej formy imienia, przekroczył tego dnia wszelkie normy.

Komenda Wojewódzka Policji w Gdańsku,

ul. Okopowa 15, 21.07.2006, 17:15

Starszy aspirant Rafał Wiechniarek przyzwyczaił się do służbowego forda. Gdy teraz szedł do prywatnego samochodu, czul, że coś jest nie w porządku. Jego skoda, zwana pieszczotliwie fabisią, wyglądała jakoś inaczej. Przeczucie nie zawiodło aspiranta Wiechniarka. Przód fabisi obniżył się nieco. Nie mogło być inaczej, skoro dwa przednie koła były przebite.

– Co jest, kurwa! No co to jest! – Wiechniarek podszedł do posterunkowego stróżującego na parkingu.

– Nie wiem, naprawdę nie wiem – młody chłopak starał się tłumaczyć. – Zostałem wezwany… – zawahał się. – Nie mogę mówić, gdzie zostałem wezwany. Byłem tam pierwszy raz w życiu. – Wypiął się dumnie.

– Twoje wspomnienia gówno mnie obchodzą! – krzyczał Wiechniarek. – Wylatujesz z policji! Od jutra już tu nie pracujesz…

– Tam na górze – przerwał posterunkowy – powiedzieli, bym panu to dał. – Wrócił do strażniczej budki i wręczył Wiechniarkowi kartkę.

– A to co, kurwa… – Głos starszego aspiranta Rafała Wiechniarka zamarł.

Kolorowa kartka była okładką płyty DVD. Wśród różów i fioletów mały czarny zwierzak wdrapywał się na kopiec. Tytuł płyty brzmiał: Przygody Kredka.

Sopot, „Mandaryn", 23.07.2006, 2:46

Pater wpatrywał się w nieprzeniknioną twarz przeciwnika. Jezus z Oliwy zdjął okulary i wytarł je flanelową koszulą. Przez moment Pater zobaczył oczy. Śmiertelnie zmęczone oczy. Ten człowiek wkrótce umrze – pomyślał.

– Zauważyłem, że pan kuleje. Stało się coś? – Profesor odsłonił damę pik.

– Próbowałem wybiec przed szereg. Tak się to kończy.

Na stole leżał as, walet, dziesiątka pik. A także dwie inne karty, które nie interesowały Patera.

W powietrzu unosił się dym papierosów mentolowych. Pater w rozpiętej koszuli wyglądał jak starzejąca się gwiazda rocka.

– Wiem, że to nie był żart. Wcale pan nie żartował. – Lustrzane okulary Jezusa wróciły na miejsce. – To jak? Mam tego króla? Jeśli nie mam, przegrałem. A propos króla. Co tam z pańskim profesorem? Tym antropologiem i medykiem w jednym…

Głowa Patera nie radziła sobie z prawem ciążenia. Tej nocy wypił stanowczo za dużo. Zwłaszcza jak na człowieka, który unika mocnych alkoholi.

– Wejherowo… – wyszeptał Pater.

– Mówi pan o profesorze czy o sobie?

– Wejherowo…

Nie odpowiedział. Nie czekał, aż Jezus z Oliwy odkryje ostatnią kartę. Wstał i ręką rozpędzał dym z papierosów. Jakby odganiał insekty podczas upałów.

Za pierwszym razem nie trafił w drzwi.

Zatoczył się, obił o framugę i zaklął.

Dopiero wtedy wyszedł.

Podziękowania

Pragniemy podziękować wszystkim, którzy pomogli nam w pisaniu tej powieści. W szczególności dziękujemy za konsultację i – po wielekroć – bezcenne wskazówki komisarzowi Krzysztofowi Tkaczykowi z Komendy Stołecznej Policji oraz doktorowi Jakubowi Trnce – medykowi sądowemu z Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej we Wrocławiu. Podziękowania należą się również Przemysławowi Szczurkowi za uważną lekturę całości oraz mecenasowi Dariuszowi Mikołajczykowi za inspirującą opowieść o drodze na Wejherowo.

Marek Krajewski i Mariusz Czubaj

Marek Krajewski

***

Mariusz Czubaj

]

***