Pater pomyślał, że specjalista od murarki ze słowem LOVE nie był złym człowiekiem.
Gdańsk, 20.06.2006, 13:55
Kartka z trójkątami przykryta była aktówką. Na biurku leżały materiały z archiwum. Pater otworzył teczkę i w pierwszej chwili pomyślał, że zaszła pomyłka. Na wierzchu znalazł kilka kserokopii z „Faktu" i „SuperExpressu". Wszystkie artykuły były ozdobione fotografiami znanej aktorki. Na nielicznych zdjęciach z uśmiechem, odbierała jakieś nagrody. Ale większość przedstawiała twarz zmienioną niemal nie do poznania. Gdyby nie podpisy, można by pomyśleć, że chodzi o inne osoby. Po chwili Pater zrozumiał, że to jednak nie pomyłka. Zaczął przeglądać artykuły.
Gdy skończył, spojrzał na puste krzesło po drugiej stronie biurka. Komisarz Andrzej Światło był na urlopie w Grecji. A właśnie teraz przydałby się Paterowi wspólnik, czyli ktoś, z kim można by omówić sprawę.
Światło był starszy od Patera o pięć lat i przeklinał swoje nazwisko, które wielu wciąż kojarzyło się z czasami stalinizmu i oficerem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, który w 1953 roku uciekł na Zachód. Ironią losu było to, że komisarz Światło miał na drugie imię tak samo jak postać z czasów Polski Ludowej. „Józef – Pater wielokrotnie słyszał sapiącego Światłę: to po marszałku. Nie po Stalinie. To na cześć Piłsudskiego".
Ale i tak mało kto w to wierzył.
Wszyscy wiedzieli jednak, że Światło jest nadzwyczaj sprawnym policjantem i teraz jego doświadczenie przydałoby się Paterowi. Zwłaszcza że wycinki z gazet spowodowały, że coś w sprawie „Edenu" drgnęło.
– Nie sądziłem, że gustuje pan w takich gazetach. – Kulesza patrzył nadkomisarzowi przez ramię.
– Ja też nie – odpowiedział Pater.
Wreszcie zaczęło coś się dziać. Nadkomisarz czekał jeszcze na jedną wiadomość.
Telefon zadzwonił o siódmej.
Gdańsk, 21.06.2006, 11:45
Spotkanie miało wyglądać na przypadkowe. Umówili się w centrum rozrywki dość wcześnie. Nie była to pora zakochanych, umawiających się tu na randki, ani godzina eleganckich dwudziesto- trzydziestolatek na szpilkach i w pełnym makijażu, traktujących centrum jako wybieg dla modelek. Pater żałował, że doktor Paweł Kwieciński chciał się spotkać tak wcześnie.
Poznali się sześć lat temu. Pater do dziś pamiętał tę sprawę. Gwałt i morderstwo szesnastolatki. Jak się później okazało, ofiara była sąsiadką doktora. Pater pamiętał stalowy uścisk Kwiecińskiego na swoim nadgarstku i zapamiętał słowa anatomopatomorfologa: „Czasem pożegnanie z bliskimi następuje na tym stole. Niech pan, komisarzu, złapie tego skurwysyna. Obieca mi to pan?"
Pater wówczas niczego nie obiecał. Rozwiązał sprawę. Od tamtego czasu z Kwiecińskim spotykał się nie tylko zawodowo. Okazało się, że doktor jest fanatykiem rocka i jazzu. Nie jakiejś tam udziwnionej alternatywy, ale starego, dobrego Milesa i Coltrane'a. Od czasu znajomości z doktorem jazzowa dyskografia Patera znacznie się rozrosła.
– Nie mam dla ciebie kolejnego bootlegu wielkiego Trane'a – powiedział Kwieciński wczoraj, kiedy zatelefonował punktualnie o siódmej. – Ale mam coś, co cię chyba bardziej zaciekawi.
Teraz siedzieli obaj przy kawie z mlekiem. Ekspres do kawy co chwila zagłuszał dźwięki telewizora, gdzie eksperci analizowali kolejny raz mecze Polaków na mundialu.
– Jarek, nie muszę ci mówić, że tej rozmowy nie było. Wiesz, co by się stało, gdyby dowiedzieli się, że przekazałem ci te informacje?
Pater podniósł filiżankę do ust i niemal niezauważalnie skinął głową. Oczywiście, że zdawał sobie sprawę.
– Zatem słuchaj. Pamiętasz, jakie buty miał na sobie Maziarski, gdy znaleźliśmy go w „Edenie"?
– Jakieś sportowe. Też zwróciłem na to uwagę, ale…
– Tak, wiem, co chcesz powiedzieć – przerwał niecierpliwie Kwieciński, a Pater zrozumiał, że za chwilę dowie się czegoś, co kolejny raz przekona go, że doktor jest jednym z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie. – To były nowe buty, protektory nie miały śladu zużycia. Słowem: po prostu wygodne buty, w sam raz dla inwalidy. Ale jeśli tak, to może wyjaśnisz mi, dlaczego Maziarski miał odciski na palcach i szorstkie pięty?
Pater milczał.
Powinien sam to zauważyć. Pewnie tak by się stało, gdyby nie żar lejący się z nieba. Wyszedł z pokoju, a potem pojawił się Paprzycki z Lewarem. I było po sprawie.
– Stopy osoby, która nie chodzi, są zwykle delikatne, wyszczuplone – kontynuował doktor. – Te nie były. No ale ostatecznie mogły to być odciski powstałe wtedy, gdy ofiara jeszcze miała sprawne nogi. Jedźmy dalej. Pamiętasz, w jakim stanie były jego spodnie.
– Tak, myślałem wtedy…
– Chodzi mi o dół. – Kwieciński podniósł rękę i powtórzył zamówienie. – Podwinięte nogawki. Czasem śladem jest nie to, co widzimy, ale to, czego nie ma.
– Nie bardzo rozumiem – powiedział Pater.
– Ten facet nie miał zaników mięśniowych w kończynach dolnych. A powinien mieć. I jeszcze jedno. Nie zauważyłem też śladów zanieczyszczania się.
Pater spojrzał pytająco.
– Osoby z porażonymi kończynami mają też z reguły porażone zwieracze. Nie kontrolują oddawania kału i moczu. Zwykle pozostawia to ślady na ubraniu, zwłaszcza na bieliźnie.
– A w tym przypadku nic… – dopowiedział Pater.
– A w tym przypadku nic – Kwieciński powtórzył niczym refren. – Oczywiście z żywym byłoby łatwiej.
Stuknąłbym go młoteczkiem w kolano. Poważnie – doda! pewniejszym głosem, gdy dostrzegł zdziwienie na twarzy Patera. – Stara, niezniszczalna metoda. Taki – wykonał od niechcenia ruch nadgarstkiem – evergreen w naszym zawodzie. Odruchów nie skontrolujesz, bo są niezależne od woli. I jeszcze jedno. Maziarski farbowa! włosy. Dodawał sobie siwizny. Większość na ogól stara się ją tuszować.
Pater spojrzał na trzydziestolatkę, która przeszła koło nich. Ta z pewnością nie musiała niczego tuszować.
– Chcesz powiedzieć, że Maziarski celowo dodawał sobie lat? I co? – zawiesił głos. – Normalnie chodził? Kwieciński popatrzył w telewizor.
– Może nie biegał tak jak ten – wskazał głową napastnika Ekwadoru, biegnącego z piłką wzdłuż linii. – Ale wszystko wskazuje, że był sprawnym, dość wysportowanym facetem.
Pater poczuł ucisk na pęcherz. Gdy wstawał do toalety, wydawało mu się, że napotkał twarz funkcjonariusza ABW spotkanego w „Edenie". Pokręcił głową i po chwili zobaczył na ekranie obrońcę Jopa, nieudolnie wybijającego piłkę w pole. Chyba nerwy odmawiają mi posłuszeństwa – pomyślał.
Gdy wrócił, Kwiecińskiego nie było. Pater uśmiechnął się. Doktor nie lubił podziękowań. Na stole leżał opłacony rachunek z dopiskiem uczynionym ręką zimnego doktora, jak zwykło się określać profesję Kwiecińskiego: „Wisisz mi ten koncert Davisa z Japonii. Wiesz, który".
Jakaś kobieta spojrzała na Patera, ale on nie odwzajemnił uśmiechu.
Gdańsk, 22.06.2006, 14:00
Po dłuższym milczeniu usłyszał w słuchawce kobiecy głos. Sekretarka poinformowała go, że szef jest na międzynarodowej konferencji w hotelu „Grand" w Sopocie. Pater przypomniał sobie niedawną klęskę w pokerze i drogę na Wejherowo.
– Proszę więc powtórzyć… – zawahał się. – Albo nie. Sam mu to powiem.
Dwie godziny później był w hotelu. Kartka formatu A4 z napisem „Marketing i Nowoczesne Świadczenia Opieki Społecznej" oraz z dorysowaną poniżej strzałką wskazywała, gdzie odbywa się konferencja. Jej uczestnicy właśnie jedli obiad. Chili con came zamarło na widelcu jednego z uczestników w połowie drogi do ust.