Выбрать главу

Może była gdzieś ustawka? Poker byłby dobrym rozwiązaniem. Mógłby zapewnić alibi i rozluźnić nerwy napięte do granic wytrzymałości. Ale o ustawce wiedziałby wcześniej. Poza tym nie miał gwarancji, że wszyscy gracze potwierdziliby jego wersję wydarzeń. Na wszelki wypadek nadłożył drogi i podjechał pod „Mandaryna". Rzut oka na parking wystarczył. Nie było volkswagena Jezusa z Oliwy ani samochodów innych pokerzystów. Ubranie z „Edenu" cisnął w dwóch torbach foliowych koło podobnych toreb podrzucanych w pobliżu śmietników. Drzwi mieszkania starał się otworzyć jak najciszej. By sąsiedzi nie zorientowali się, kiedy wrócił.

W mieszkaniu pomyślał, że wyłączy telefon. Nagra na automatyczną sekretarkę wiadomość, że prosi o kontakt po zakończeniu urlopu. Ale tego też nigdy nie robił. Byłoby to równie niewiarygodne jak noc w klubie. W końcu wyjął wycinek zabrany z pokoju Czekańskiego. Wpisał w Google nazwisko Romana Madziara i już miał zatwierdzić hasło klawiszem „enter", gdy zawahał się. Przecież jego komputer będzie jedną z pierwszych rzeczy, które przeszukają. I od razu zorientują się, że dotarł do informacji, którą mógł zdobyć tylko nielegalnie. Podczas gościnnego występu w „Edenie".

Wtedy przypomniał sobie pożegnalne zdanie Wielocha. Był w tym głębszy sens. Pater chciał zatrzeć po sobie ślady tak, jakby to zrobił przestępca. I okazało się, że nie urnie. Od lat ściga rozmaitych wykolejeńców, pomyleńców, bydlaków i zwyrodnialców, ale nie potrafi wejść w ich skórę. Ciągle myśli jak pies gończy, który złapał trop ściganej zwierzyny, a nie jak ścigany.

– Próbuję zachowywać się jak przestępca. Tymczasem on jest rzeczywiście zwierzęciem, nie kalkuluje, działa instynktownie. Zbrodnia też jest instynktownym sposobem rozwiązywania problemów i radzenia sobie ze światem. Dlatego najczęściej na pytanie, które zadaję wszystkim podejrzanym: „dlaczego", otrzymuję najczęściej tę samą odpowiedź: „nie wiem".

Dopiero po chwili nadkomisarz zorientował się, że mówi sam do siebie. I pomyślał, że zdarza mu się to coraz częściej.

Popatrzył na zdjęcie zamieszczone w piśmie modelarskim i przypomniał sobie skrzepy krwi na zmasakrowanej, oskalpowanej głowie Ryszarda Maziarskiego, który ostatecznie okazał się Romanem Madziarem. Raz jeszcze zawahał się, po czym wyszedł z Google. Usłyszał pisk opon pod falowcem. Któryś z sąsiadów włączył stację muzyczną z obłędną muzyką techno. A więc jednak. Za chwilę wpadnie kilku osiłków w kominiarkach, za nimi triumfujący Paprzycki albo rozwścieczony Lewar. I ujrzy Wielocha oraz Kuleszę skutych kajdankami, ze spuszczonymi głowami. Dopiero po kilku sekundach zrozumiał, że muzyka dobiega z samochodu. Wyjrzał przez okno i zobaczył trzech nastolatków.

– Lacha, wyłącz to, w kurwę jebany – wykrzyknięto z galerii.

Na dole ktoś się zaśmiał. Jeden z chłopaków uniósł rękę. Pater nie miał wątpliwości, że pokazuje mieszkańcom falowca środkowy palec.

Zasnął nad ranem. Wcześniej, w stercie książek pod ścianą, znalazł Park Gorkiego. Skóropodobne wydanie w serii arcydzieł literatury współczesnej. Takie samo miał Czekański. Jedyny „Swarzędz", który mu pozostał po wyprowadzce Izy.

– Zapomniałaś jednej książki – przypomniał jej w sądzie tuż przed wejściem na salę.

Pamięta, że ze zdumieniem popatrzyła na niego, a potem na wyciągniętą w jej stronę rękę.

– Ten chłam zostaw dla siebie – usłyszał.

Nienawidził Parku Gorkiego. Nienawidził do ostatniej nocy. Otworzył na chybił trafił i przebiegł wzrokiem stronę. Trafił na ulubiony fragment. Radziecki milicjant rozmawia ze zbrodniarzem. „Powiem panu, dlaczego kocham śnieg. Panu pierwszemu to mówię. Kocham śnieg, ponieważ skrywa trupy".

Gdy obudził się o dziewiątej, sięgnął po telefon. Nie było nowych wiadomości. Zrozumiał, że nalotu ludzi w kominiarkach nie będzie.

Na ekranie znów coś drgnęło. Hasło „Roman Madziar" wyskoczyło w wyszukiwarce trzy razy. Za każdym na stronach dla modelarzy. Wszystkie dotyczyły modelu lotniskowca, który zdobył nagrody na międzynarodowych festiwalach modelarstwa. Informacje zamieszczono przed rokiem. O samym Madziarze było niewiele. Jedynie to, że kiedyś reprezentował Polskę na mistrzostwach świata i Europy w mikromodelarstwie.

Pater zalogował się na forum.

– Czy ktoś wie, co się dzieje z Romanem Madziarem?

Na odpowiedź czekał piętnaście minut.

– Ten od rc?

Pater nie wiedział, co odpisać. Odruchowo chciał odpowiedzieć: „Nie wiem". Wtedy jednak na pewno już nikt się nie odezwie. Stracił trochę czasu, zanim się zorientował, że RC to skrót stosowany do modeli zdalnie sterowanych. Na stronie pojawił się kolejny wpis.

– Nie, nie, o ile wiem, kapitan nie zajmował się rc, ale nie wiem co u niego.

– Dlaczego „kapitan"? – Pater znowu zapytał.

Raz jeszcze wpisał do wyszukiwarki hasło „Roman Madziar", poprzedzając je skrótem „kpt.". I w tym momencie komputer w Domu Kultury się zawiesił. Pater powiedział coś pod nosem i poczuł na sobie spojrzenie „opiekunki", jak w duchu nazwał kobietę z archaiczną trwałą.

Zadzwonił Kulesza.

– W zasadzie nic pilnego, panie nadkomisarzu. Mam informacje w sprawie tego doktorka…

Nic pilnego. Nie było nic pilniejszego od gościnnych występów w „Edenie" i efektów nocnego najścia. I tak dziwne, że Kulesza wytrzymał aż do południa.

– Nie mogę teraz rozmawiać, ale może coś z tego będzie – powiedział Pater. – No więc co z Marcińcem, bo, przypomnę ci, tak się doktorek nazywa.

– Lepiej. Lekarze cały czas zabraniają z nim rozmawiać.

– Masz tam kogoś?

– Nie. Ale prosiłem, by informowano mnie o wszystkich, którzy chcieliby go odwiedzić. No i był u niego jakiś obcokrajowiec…

– Obcokrajowcy też mają nazwiska – zauważył Pater.

– Tak, ale w izbie przyjęć nie potrafili się z nim dogadać. Wiem, że ta sprawa pana interesuje, więc dzwonię.

– Gdzie on leży?

Pater zanotował adres szpitala. Usłyszał odgłos zapalanego silnika.

– Jesteś sam?

Chwila wahania po drugiej stronie.

– Nie, jestem tu z kolegą.

– To pozdrów go. I dzięki. Dzięki za wszystko – dodał.

– Nie musi być pan aż tak serdeczny, panie nadkomisarzu. – W tle rozległ się śmiech Wielocha, a potem zaległa cisza.

A więc udało się – pomyślał Pater. Kajdanki z różowym futerkiem zrobiły swoje. Lewar w stroju Adama, przykuty do łóżka, też. Zrobili pewnie wiele, by uniknąć kompromitacji. Ci idioci wszystko muszą spaprać. Pater uśmiechnął się sam do siebie.

– A tak przy okazji tego, który wszystko spaprze, trzeba będzie coś jeszcze sprawdzić – Pater wycedził przez zęby. – Ale to potem.

Ponownie zalogował się na forum modelarzy. Nie rozczarował się tym razem. Przeczytał wpis:

– Kapitan, bo kiedyś podczas festiwalu w Łodzi powiedział, że jest kapitanem w wojsku, w takich służbach, o których się głośno nie mówi, ale to pewnie taki bajer.

Wreszcie mam coś – Pater był pewien, że przestaje szukać po omacku. Jeden element układanki wskoczył na swoje miejsce. Jeśli to, czego dowiedział się o Madziarze, kapitanie Madziarze – poprawił się w myślach – jest prawdą. Pora na element drugi. Na Czekańskiego. Człowieka, który przyciąga śmierć. Najpierw Madziarowi ściągnęli skórę, teraz niewiele brakowało, a rozpruto by skandynawistę, który o Czekańskim wiedział więcej, niż powiedział.

Zapłacił za kawę i internet. Opiekunka nie odezwała się słowem. Gdy wyszedł, siadła do komputera i zaczęła sprawdzać historię stron odwiedzanych tego dnia w sieci.

Bar „Alladyn ", 28.06.2006, 16:15

W mieszkaniu Pater przejrzał gazetę z programem. Okazało się, że środa i czwartek to dla piłkarzy dni wytchnienia przed ćwierćfinałami. W komórce znalazł numer do Filona – człowieka, który wiedział wszystko o rozgrywkach pokerowych w Trójmieście. Filon – przez dwóch erudytów zasiadających przy zielonym stoliku nazywany Filonem z Aleksandrii – był przedstawicielem wymierającego zawodu. Ten rekwizytor filmowy w godzinę był w stanie zdobyć każdy przedmiot, od rusznicy po automat perkusyjny, jakiego w latach osiemdziesiątych używał zespół Kombi.