Выбрать главу

Powiedziałem:

— Chcę wrócić na Ziemię wcześniej niż za sto lat.

— Ja też — rzekł Saburo.

— I ja też — dodał Larsen. — Na przykład dziś na kolację.

Artur Lepelier zmrużył oczy, a Ludwik powiedział z wolna:

— Chcesz zmniejszyć szybkość?

— Chcę wrócić do domu znacznie wcześniej niż za sto lat — powiedziałem. — Istnieje możliwość, żeby wykonać całą pracę i wrócić do domu nie za sto lat, ale za parę miesięcy.

— To niemożliwe — rzekł Mikimi. — Utopia — westchnął Artur.

Larri oparł podbródek na swych potężnych pięściach i zapytał:

— O co chodzi? Wytłumacz, kapitanie.

Do wyjścia w strefę ASL (absolutnie swobodnego lotu) pozostało jeszcze parę dni. Usiadłem w fotelu między Arturem i Larsenem i powiedziałem Siergiejowi:

— Wytłumacz.

— Wiadomo, że im mniejsza jest różnica między szybkością gwiazdolotu a prędkością światła, tym wolniej upływa czas w gwiazdolocie, zgodnie z teorią względności. Ale to prawo jest tym bardziej uzasadnione, im mniejsze jest przyśpieszenie gwiazdolotu i im krótszy czas pracy silnika. Jeżeli zaś przy zbliżonych do prędkości światła szybkościach gwiazdolot bez przerwy leci przy włączonym silniku, jeżeli przyśpieszenia będą dostatecznie duże, jeżeli przy barierze światła powstaje utrata przyśpieszenia, wtedy… Trudno przewidzieć, co wtedy nastąpi. Współczesna maszyna matematyczna nie jest w stanie wyprowadzić ogólnych wniosków. Jednak według niektórych indywidualnych hipotez teoria grawitacji nie wyklucza możliwości powstania zjawisk innego rzędu. Czas w gwiazdolocie przyśpieszy swój bieg. Na statku upłyną dziesiątki lat, a na Ziemi tylko miesiące. („Muromiec” jest pierwszym na świecie przelotowym statkiem fotonowym. Na nim można przeprowadzić ten eksperyment). Co prawda będzie to nad wyraz trudne. Będzie wymagało całych lat lotu z potwornym przeciążeniem — pięcio— lub siedmiokrotnym…

— Utopia — rzekł Artur i westchnął znowu.

— Nie — rzekł Porta. — Niezupełnie.

Bardzo liczyłem na Portę. Był biologiem, lecz wiedza jego, jak mi się zdawało, obejmowała wszystkie chyba dziedziny prócz lingwistyki deskrypcyjnej.

— Słyszałem c tym — rzekł. — Ale to teoria. I to… — prztyknął palcami.

Ale to nie była tylko teoria. Przed trzema laty przeprowadzałem loty doświadczalne na „Muromcu” w strefie ASL. Czterdzieści dni przesiedziałem w amortyzatorze, prowadząc gwiazdolot z przyśpieszeniem 4 „g”. Gdy wróciłem, okazało się, że chronometr pokładowy wykazywał czternaście sekund różnicy. Przebyłem w przestrzeni o czternaście sekund dłużej, niż to wykazały zegary na Ziemi. Opowiedziałem o tym eksperymencie.

— O — powiedział Porta. — To dobrze.

— Ale to muszą być okrutne przeciążenia — powiedziałem. Bezwzględnie musiałem ich o tym uprzedzić, chociaż załogę skompletowałem z doświadczonych astronautów, dobrze znoszących podwójne albo nawet potrójne przeciążenie.

— Jakie? — zapytał Larri.

— Pięciokrotne. Aloo nawet siedmiokrotne.

— O — rzekł Porta. — To niedobrze.

— To znaczy, że ja będę ważył pół tony — powiedział Larri i ryknął takim śmiechem, że wszyscy zadrżeli.

— A Rada wie? — zapytał Saburo. Miał on duże poczucie odpowiedzialności.

— Oni nie wierzą, że coś z tego wyjdzie — odparł Siergiej. — Ale zezwolili… oczywiście, o ile wy się zgodzicie.

— Ja też nie wierzę — rzekł bardzo głośno Artur. — ‘Przeciążenia, indywidualne hipotezy… Na czym oprzecie te hipotezy?

Zagłębili się w dyskusji, a ja poszedłem do kabiny sterowniczej. Rzecz jasna, że nie przestraszyli się przeciążeń, chociaż wszyscy dobrze wiedzieli, czym to pachnie. Zgadzali się już, oponował tylko Artur, który okropnie chciał, żeby go przekonali. W pół godziny później przyszli wszyscy razem do kabiny sterowniczej.

— Bierzmy się do dzieła, kapitanie — powiedział Larri.

— Wrócimy do domu — dodał Artur. — Do domu. Nie po prostu na Ziemię, ale do domu.

— Nawet jeżeli nam się nie uda — stwierdził Saburo — to bezwzględnie trzeba przeprowadzić doświadczenie.

— Co prawda pięciokrotne przeciążenie… — Porta znów poruszył palcami.

— Tak, pięciokrotne — powiedziałem. — Nawet siedmiokrotni. I to nie jeden dzień, nie tydzień. Jeżeli wytrzymamy.

Było to tak trudne, że chwilami sądziliśmy, że nie wytrzymamy. W ciągu pierwszych miesięcy powoli zwiększałem przyspieszenie. Mikimi i Zawiałow sporządzili program cybernetyczny i przyśpieszenie zwiększało się automatycznie o jeden procent na dobę. Miałem nadzieję, że zdołamy się chociaż trochę przystosować. Ale okazało się, że to niemożliwe. Zmuszeni byliśmy zrezygnować z treściwego jedzenia i odżywialiśmy się bulionami i sokami. Po stu dniach nasza waga zwiększyła się trzykrotnie, a po stu czterdziestu — czterokrotnie. Leżeliśmy nieruchomo w hamakach i milczeliśmy, bo mówienie wymagało zbyt wielkiego wysiłku. Po stu sześćdziesięciu dniach przyśpieszenie osiągnęło 5 „g”. W tym czasie tylko Saburo Mikimi był w stanie przejść z mesy do kabiny sterowniczej nie mdlejąc przy tym. Nie pomagały amortyzatory, nie pomagała nawet anabioza. Próba zastosowania anabiotycznego snu w warunkach takiego przeciążenia spełzła na niczym. Porta cierpiał najwięcej ze wszystkich, lecz gdy ułożyliśmy go w „sarkofagu”, w żaden sposób nie mógł zasnąć. Wyglądał strasznie. Wszyscy wyglądaliśmy strasznie. Leżeliśmy przed sarkofagiem i patrzyliśmy na Portę.

— Dosyć, Wala — powiedział Sierioża. Poczołgaliśmy się do kabiny sterowniczej. Tam stał, tak, stał, Saburo z opadniętą dolną szczęką.

— Dosyć, Saburo — powiedziałem. Sierioża próbował się podnieść, ale znów upadł twarzą na podłogę.

— Dosyć — powtórzył. — Z Portą jest źle. Może umrzeć. Wyłącz reaktor, Saburo.

— Do trzykrotnego — powiedziałem.

Saburo, ledwo poruszając palcami, poskrobał paznokciami po pulpicie. I zrobiło się lekko. Zdumiewająco lekko.

— Trzykrotne — rzekł Saburo i usiadł obok nas na miękkiej podłodze. Poleżeliśmy chwilę, przywykając, potem wstaliśmy i skierowaliśmy się do mesy. Było nam o wiele lżej, ale spojrzeliśmy na siebie i z powrotem opuściliśmy się na czworaki.

Czas mijał. Szybkość własna[2]* „Muromca” przekroczyła prędkość światła i zwiększała się w dalszym ciągu o trzydzieści dwa metry na sekundę. Było nam bardzo trudno. Sądzę, że nikt z nas nie wierzył naprawdę w powodzenie eksperymentu. Za to każdy rozumiał, jakie konsekwencje mogą wynikać z powodzenia. I Larri Larsen, sapiąc i stękając, marzył, żeby w ciągu jednego życia oblecieć cały wszechświat i podarować go ludziom.

Porta poczuł się lepiej, dużo czytał i zajmował się teorią grawitacji. Od czasu do czasu kładliśmy go na parę tygodni do „sarkofagu”, ale to mu się nie podobało — nie chciał tracić czasu. Larri i Artur przeprowadzali obserwacje astronomiczne, Siergiej, Saburo i ja pełniliśmy dyżury. W przerwach między dyżurami obliczaliśmy bieg czasu w warunkach różnych układów przyśpieszenia i różnych indywidualnych hipotez. Larri zmuszał nas do gimnastykowania się i pod koniec pierwszego roku mogłem już bez większego wysiłku podciągnąć na drążku swoje dwa cetnary.

A tymczasem Tają nabierała coraz mocniejszego blasku w skrzyżowaniu promieni teleskopu kierunkowego. Tają stanowiła cel pierwszych trzech wypraw gwiezdnych. Była jedną z najbliżej Słońca położonych gwiazd, na których już dawno zaobserwowano pewne nieprawidłowości ruchu. Przypuszczano, że Tają posiada układ planetarny. Przed nami ku Tai leciał Bykow na „Promieniu” i Gorbowski na „Terielu”. Bykow po przeleceniu każdych pięćdziesięciu tysięcy jednostek astronomicznych zrzucał potężne radioboje. Nowa trasa miała być wyznaczona szesnastu takimi radiobojami, ale ułowiliśmy sygnały tylko siedmiu. Możliwe, że boje uległy zniszczeniu lub też zboczyliśmy trochę z właściwej trasy, lecz najprawdopodobniej po prostu wyprzedziliśmy Bykowa. Boje były zaopatrzone w instalacje odbiorcze pracujące na określonej częstotliwości. Można było zostawić zapis na taśmie dla tych, którzy będą przelatywali później. Jedna z boi przesygnalizowała w odpowiedzi na nasze pytanie: „Byłem tu. Czwarty rok lokalny. Gorbowski”. Niepodobna było z tego wywnioskować, o ile lat przed nami tędy przelatywał.

вернуться

2

* Szybkość własna — szybkość obliczana w odległościach mierzonych według nieruchomego obserwatora (na przykład z Ziemi) i okresów czasu mierzonych według zegara poruszającej się rakiety. Określona w ten sposób szybkość może naturalnie przekraczać prędkość światła.