Выбрать главу

Russow nic nie odpowiedział, machinalnie spojrzał na szóstą lożę, gdzie siedział starzec, relatywista czwartego tysiąclecia, jeden z ocalałych uczestników lotu do Krabo — kształtnej Mgławicy. Niedawno skończył 206 lat. Starzec gawędził z grupą młodzieńców, którzy urodzili się w Mieście Wieczności, nigdy nie pływali po Rzece Czasu, jednakże byli gotowi lecieć choćby wokół wszechświata. Młodzieńcy przysłuchiwali się opowiadaniom Starca; oczy ich płonęły zachwytem, czasami jednak na twarzach pojawiał się wyraz smutku, gdyż, jak sądzili, urodzili się zbyt późno.

Fizyk szóstego tysiąclecia, który lepiej niż ktokolwiek inny był w stanie uchwycić zmienną istotę przeobrażeń pramaterii i w kilku słowach wyrazić podstawowy problem antygrawitacji lub nakreślić kwantową mapę świata — rozmawiał z poetą. Obaj, usiłując nie przerywać sobie wzajemnie, pochłonięci byli pasjonującym tematem i co chwila zwracali się o pomoc do sąsiadów.

Znakomity chemik, który ostatecznie przeniknął problem struktury kwasu nukleinowego, z ironią pocieszał młodzieńca w niebieskim ubraniu — technika maszyn elektronowych. Młodzieniec swój wolny czas poświęcał biologii. Z urywkowych zdań, dolatujących do niego, Russow pojął, że młody człowiek strącony został z Olimpu swych marzeń, otrzymawszy zamiast żywego białka… coś w rodzaju kancelaryjnego kleju, jakim posługiwali się jego odlegli przodkowie.

Było tu wreszcie kilku matematyków, opętanych wiecznie młodzieńczym marzeniem uczonych — myślą sformułowania w języku cyfr i równań fizyko — biologicznych praw przechodzenia indywiduum w inne wymiary przyrody.

Różnojęzyczny gwar miarowo przetaczał się po hallu, niczym poszum wywołany przypływem morza.

Russow często spoglądał w stronę drzwi wejściowych: czekał na pojawienie się członków Rady, by oznajmić im, że ma zamiar ponownie udać się w Kosmos.

Wkrótce ukazał się niewysoki, silnie zbudowany człowiek, skromnie i zwyczajnie ubrany. Przechodząc, uśmiechał się i witał z kosmonautami. Za nim grupkami, witając relatywistów i kosmonautów przyjaznymi gestami i uśmiechem, kroczyli tak samo zwyczajnie ubrani ludzie. Powitał ich przyjazny zgiełk głosów: byli to przewodniczący i członkowie Najwyższej Rady kierującej podbojem Kosmosu. Na konferencji tej mieli oni wybrać pilota — relatywistę dla kolejnego astrolotu, którego załoga składała się z ludzi ósmego tysiąclecia. Nic — ani niezwykle wysoka technika Nowego Świata, ani najbardziej udoskonalone automaty elektronowe, ani osiągnięcia astronawigacji, w których uogólnione zostało doświadczenie z podróży międzygwiezdnych odbytych w ciągu ubiegłych sześciu tysiącleci — nie mogło zastąpić drogocennego żywego doświadczenia relatywisty; doświadczenia, zdobytego tak drogo.

…Na trybunie pojawił się przewodniczący Rady i wzniesieniem ręki nakazał milczenie. Kiedy zaległa cisza, dał znak i na wschodniej ścianie sali miękko zamigotał błękitnawym światłem wklęsły ekran telewizora podłączonego do sieci światowej. Jednocześnie delikatnie zahuczała uniwersalna maszyna lingwistyczna, dokonująca przekładu słów przewodniczącego dla tych relatywistów, którzy niedawno przybyli do Miasta Wieczności i nie znali jeszcze języka epoki.

— Przyjaciele i bracia — przemówił dźwięcznym, czystym głosem. — Na początku sierpnia wysyłamy we wszechświat „Palladę”, najnowszy astrolot typu „KZ–7–IPH”[5]*. Celem lotu jest zbadanie systemu gwiezdnego Alfa Eridana. Ani jeden astrolot poprzednich tysiącleci nie był w pobliżu tej gwiazdy. Pośrednie dane zaczerpnięte z astronomii mówią o istnieniu tam bogatej strefy życia. Nie w imię tego, by w mapę Galaktyki wetknąć nową chorągiewkę z napisem: „Gwiazda zbadana”, a tym bardziej nie dla zaspokojenia pragnień amatorów silnych wrażeń wyrusza w Kosmos „Pallada”. Wiecie o tym lepiej ode mnie, najbardziej bowiem trwałe fundamenty pod gigantyczną piramidę współczesnej nauki założone zostały przez Tułaczy Kosmosu. Za cenę rezygnacji z życia wśród współczesnego wam pokolenia, za cenę życia tysięcy poległych astronautów, którzy przeorali dziobami swych rakiet niezmierzony ocean słońc leżących w płaszczyźnie trzeciej spirali Galaktyki, ludzkość zdobyła przebogatą wiedzę o właściwościach materii, o zmienności jedynego pola, o bilansie i sposobach wytwarzania energii. Naukowe wyniki każdej międzygwiezdnej ekspedycji, przywożącej na Ziemię informacje o drogach rozwoju innych społeczeństw istot rozumnych, równają się tysiącleciom ziemskich poszukiwań naukowych…

Przewodniczący zamilkł na chwilę, potem spokojniejszym już głosem ciągnął dalej:

— Ludzie ósmego tysiąclecia zwracają się do Tułaczy Kosmosu z prośbą o wzięcie udziału w ekspedycji. Kto chce być drugim pilotem?

Zapanowało milczenie. Relatywiści pogrążyli się w zadumie.

— Puścić się znowu w podróż po Rzece Czasu, by przybić do brzegu jeszcze bardziej odległej epoki Przyszłości? Utracić przed chwilą pozyskanych przyjaciół?… Nie potrafiłbym już… Dożyję reszty swych dni w Mieście Wieczności — spotkawszy się ze wzrokiem Russowa powiedział Ibanez, nawigator astrolotu z 2160 roku. — Zgadzasz się ze mną?

Russow spojrzał na niego nieobecnym wzrokiem i wstał.

Starzy relatywiści w dalszym ciągu porozumiewali się ściszonymi głosami. Ludzie ósmego tysiąclecia spoglądali na nich z wyrozumiałym, życzliwym uśmiechem. Właściwie Rada nigdy nie nalegała na ich udział w kolejnych wyprawach uważając, że relatywiści spełnili swój obowiązek wobec ludzkości. Ostatecznie Rada nie narzekała na brak entuzjastów lotów kosmicznych, ciągle oblegających Sektor Międzygwiezdnych Problemów.

Russow przeciskał się już do trybuny przewodniczącego.

— Gotów jestem zająć wolne miejsce na „Palladzie” — powiedział głuchym głosem.

— Wydaje mi się, że dosyć już zrobiłeś — miękko odrzekł Przewodniczący Rady, poznając w tym silnym pięćdziesięcioletnim człowieku jednego z najstarszych weteranów opanowania Kosmosu. — Pozostań z nami, Iwanie Russow… Ludzkość pamięta twe tułaczki… Przecież to „Ciołkowski”? Geowschodnie Bractwo Pracujących?…

Russow skinął twierdząco głową i z uporem powtórzył:

— Gotów jestem lecieć na „Palladzie”…

— Dobrze — odparł po krótkim milczeniu przewodniczący. — Jutro poznasz załogę „Pallady”. Astronauci przechodzą obecnie przedstartowe przygotowania na dziennym sputniku[6]*, przyłączysz się do nich…

„Pallada” gwałtownie przyśpieszyła swój lot, „połykając” w ciągu każdej minuty szmat nieskończoności długi na 18 milionów kilometrów. Był to pierwszy statek kosmiczny, który poruszał się za pomocą siły odrzutowej, powstającej przy wyrzucaniu niewidocznych radiokwantów wysokiej częstotliwości. Co prawda, kwantowy astrolot nabierał rozpędu parę razy wolniej niż fotonowo — mezonowe rakiety, radiokwanty bowiem były dużo lżejsze od fotonów i mezonów, lecz za to nie groziły spopieleniem odbijających je parabolidów. Dotychczas w rakietach fotonowych najbardziej skomplikowanym problemem było okiełznanie potwornie wysokiej temperatury promieni świetlnych, padających na powierzchnię parabolidów. Nieproduktywne zużycie zasilających system ochładzania dziesiątków milionów kilowatów, superpotężne elektromagnetyczne ekrany — a więc nowe miliony kilowatów energii — powstrzymujące zabójczą moc promieniowania, osłony neutronowe wymagające niezmiernie dokładnej synchronizacji procesów odnawiania struktury atomowej parabolidów — wszystko to zostało obecnie przezwyciężone.

вернуться

5

* To znaczy kwantowy astrolot typu „siedem dziewiątek po zerze” (przyp autora).

вернуться

6

* Dzienny sputnik Ziemi — sztuczny sputnik, obracający się wokół planety na wysokości wynoszące] jej sześć promieni i dokonujący jednego obrotu na dobą. Sputnik ten dla ziemskiego obserwatora ciągle wisi na firmamencie w tym samym miejscu (przyp. autora).