Выбрать главу

Russow wyłączył główne silniki, nadając statkowi lot beznapędowy. Miał jeszcze na tyle sił, by powstać i dojść do drzwi kabiny z anabiozą. Chciał powiedzieć „śpiącym” towarzyszom, że ocaleni są po raz drugi, lecz padł przy progu, zapadając, w mocny sen śmiertelnie zmęczonego człowieka… Jednakże obudziwszy się po upływie wielu godzin, mimo wszystko wszedł do kabiny. Niczym gigantyczne wydłużone grusze błękitne wanny przywitały go miękkim odblaskiem przezroczystych ścian, uroczystą ciszą słodkiego zapomnienia. Russow długo wpatrywał się w twarze przyjaciół i bezgłośnie płakał. W łzach tych było wszystko: i radość z ocalenia, i nadzieja, że ujrzy jeszcze towarzyszy przy życiu, i świadomość istnienia. Russowowi wydało się, że twarz Świetlany, mgliście rysująca się w głębi migotliwej cieczy, nagle ożyła w uśmiechu, a usta niewyraźnie wypowiedziały słowa aprobaty i pozdrowienia…

Współrzędne gwiazdy Zwikki, zdobyte tak ogromnym kosztem, pomogły mu z absolutną dokładnością wymierzyć „Palladę” w układ słoneczny. Teraz było to tak proste: pióro automatu wykreśliło na mapie z oznaczonym kursem już dwa boki trójkąta, w którego wierzchołkach leżały Słońce, Alfa Eridana i gwiazda Zwikki. Russowowi pozostało jedynie połączyć linią prostą punkt na mapie, oznaczający położenie superkarła, z umownym znakiem Ziemi i zamknąć w ten sposób geodezyjną linię ruchu „Pallady” w przestrzeni. Sprecyzowanie poprawek i wniesienie ich do programu zajęło mu pięć dni.

…Zużywszy połowę pozostałego zapasu wewnątrznuklearnej energii, Russow nadał rakiecie prędkość, wynoszącą niestety tylko osiem tysięcy kilometrów na sekundę: więcej paliwa nie mógł zużyć, gdyż w przeciwnym razie nie miałby czym wygasić osiągniętej prędkości przy zbliżaniu się do systemu słonecznego. Ogromne nerwowe i fizyczne napięcie, jakie przeżywał w ostatnich tygodniach, nie przeszło bezkarnie: bliski był całkowitej prostracji i pragnął tylko jednego — spokoju. Spokoju i odpoczynku, nicości i zapomnienia! Dlatego też niemal obojętnie uprzytomnił sobie dwie cyfry — „dziewięć” i „osiem”. Dziewięć parseków, które dzieliły go od Słońca, i osiem tysięcy kilometrów na sekundę — prędkość, z jaką zmuszona była teraz pełznąć „Pallada”, nie mając paliwa dla nabrania większej szybkości… Nie napawało go lękiem nawet i to, że wskutek tak małej prędkości, aby pokonać odległość pomiędzy statkiem a Słońcem potrzeba było obecnie aż sześćset lat. — Anabioza… odpoczynek… — zapomnienie — szeptał Russow jak w malignie, nastawiając wskaźnik czasu jednej z próżnych wanien. Mimo to, zanim pogrążył się w anabiozie, gigantycznym wysiłkiem woli zmusił się do sprawdzenia wskaźników wszystkich przyrządów nawigacyjnych, wysłuchania harmonijnej symfonii, którą wygrywały na cześć zwycięstwa nad Kosmosem oraz do założenia na walec kierującego mechanizmu superpotężnej radiowej stacji nadawczej krótkiego programu, który po upływie sześciuset lat ożyje w jej sygnałach: radiowa stacja nadawcza wysyłać będzie w eter wezwanie „Pallady” i słowa odznaczające się wielką prostotą: „Tu —»Pallada«… Sześćset lat idę lotem beznapędowym… Mogę zmniejszyć szybkość tylko do prędkości planetarnej… Do lądowania brak paliwa… Na pokładzie — martwa załoga”.

„Pallada” dotarła do Układu Słonecznego po upływie 594 lat od momentu, gdy Russow pogrążył się w anabiozę. Russow nie słyszał i nie mógł słyszeć, jak roboty podporządkowując się programom ostatni raz włączyły generatory kwantowe, jak potężnie zaśpiewały pola magnetyczne, kierując strumieniem radiokwantów, jak z kolei umilkły silniki, które zużyły ostatni kilowat energii, lecz wygasiły prędkość statku do 50 km na sekundę, jak wreszcie „Pallada” wtargnęła w okolice Plutona, wysyłając w przestrzeń krzyk rozpaczy: „Tu —»Pallada«… Ocalcie nas, Ludzie z Ziemi!..”

Russow pomylił się równo o pięć lat przy nastawianiu przekaźnika czasu, który powinien był go „obudzić” podczas zbliżania się do układu słonecznego. Z tego powodu nie mógł widzieć swego ocalenia. Radiowy głos „Pallady” usłyszany został i rozszyfrowany przez stację statków międzygwiezdnych mieszczącą się na Tytanie[10]*… Dwa gigantyczne astroloty ratownicze dognały martwą „Palladę” w momencie, gdy ta przeleciawszy lotem beznapędowym przez układ słoneczny gotowa była znowu — teraz już na zawsze dać nura w Kosmos. Dopędziwszy „Palladę”, statki zamknęły ją łączącymi wiązarami, a następnie ostrożnie skierowały się wraz z nią na Tytana.

…Kiedy Russow ocknął się, przez długi czas nie mógł zrozumieć, gdzie się znajduje. Leżał w pokoju z przezroczystymi ścianami, poprzez które wyraziście rysował się ogromny dysk Saturna wiszącego w gęstym błękicie nieba Tytana. Współczujące twarze pochylonych nad nim ludzi wywołały na jego twarzy nikły uśmiech i łzy radości. Niespodzianie podniósł się i z nadzieją w głosie zapytał:

— Czy oni… żyją?

Lekarz w śnieżnobiałym ubraniu skinął głową:

— Oni będą żyć… Wkrótce ujrzysz swych towarzyszy. Nie przejmuj się… odpoczywaj… jesteś bardzo osłabiony.

Wówczas Russow westchnął z ulgą. Jego bladą wyniszczoną twarz rozjaśnił szczęśliwy uśmiech.

przeł. M. Kumorek

вернуться

10

* Tytan — największy sputnik Saturna (przyp. autora).