Następnym punktem programu było zjedzenie cukierków. Wywołało to sporo hałasu i zamieszania. Duże ptaki skarżyły się, że nie czują smaku cukierków, małe dławiły się nimi i trzeba było bić w plecy. W końcu jednak zapanował spokój. Ptaki zasiadły kołem i poprosiły Mysz, żeby im coś opowiedziała.
- Obiecałaś, że opowiesz mi swoją historię - rzekła Alicja. - Dlaczego nie znosisz "k" i "p" - dodała półszeptem, nie chcąc raz jeszcze obrazić Myszy.
- Dobrze, obiecała. Zobaczysz sama, jak bardzo ten problem jest zaogniony...
- Za o... - powtórzyła bezmyślnie Alicja, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi. - Za o..., ale za co?... za ogony! - przypomniała sobie, gdy popatrzyła na długi i kręty ogon Myszy.
W ten sposób jej historia przybrała dla Alicji jakby kształt mysiego ogona:
Pędziła Myszka do dziury, by jej nie złapał Kot bury, ale nie pomógł niebodze ten rozpaczliwy bieg, bo Kot jej stanął na drodze i rzekł:
"- Nudzę się dziś srodze, więc ci wytoczyć chcę sprawę. Ja będę oskarżycielem..."
"- A gdzie masz przysięgłych ławę, gdzie sędziego?" - pyta Mysz nieśmiele.
"- Więc cóż z tego? Proces formalnie się odbędzie, sam będę ławą przysięgłych i sędzią - rzecze Kot przebiegły, jeżąc sierść - wszystko rozsądzę i rozważę po czym cię skażę na śmierć!"
- Ty wcale nie słuchasz! - rzekła Mysz przerywając swoją opowieść i patrząc surowo na Alicję. - O czym ty właściwie myślisz?
- Przepraszam panią najmocniej - odpowiedziała pokornie Alicja. - Zdaje się, że była pani przy czwartym zakręcie?
- Nie wiem, o co ci idzie, mów zwięźle - rzekła Mysz z wyraźną irytacją.
- O jakim węźle mam mówić? - zapytała Alicja. - Jeśli ma pani jakiś węzeł, to mogę zaraz pomóc w rozplątywaniu go...
- Nie powiedziałam nic podobnego - rzekła Mysz, po czym wstała z obrażoną miną. - Znieważasz mnie mówiąc takie głupstwa.
- Ja naprawdę nie chciałam! - zawołała Alicja bliska płaczu. - Pani tak łatwo się obraża...
Mysz mruknęła tylko coś niezrozumiałego.
- Bardzo proszę, niechże pani łaskawie dokończy swego opowiadania! - krzyczała Alicja za odchodzącą Myszą.
Zwierzęta przyłączyły się do jej prośby wołając:
- Prosimy, prosimy! - ale Mysz potrząsała niecierpliwie głową i oddalała się coraz szybciej.
- Wielka szkoda, że nie chce z nami zostać - westchnęła Papużka, kiedy Mysz znikła im z oczu.
A pewna stara Langusta rzekła do córki:
- Pamiętaj, moja droga, niech to będzie dla ciebie przestroga, żebyś niegdy nie traciła równowagi.
- Daj spokój, mamo - odpowiedziała opryskliwie młoda Langusta. - Ty mogłabyś wyprowadzić z równowagi nawet ślimaka!
- Jakżebym chciała mieć tu przy sobie Jacka - rzekła Alicja na wpół do siebie. - Zaraz by ją sprowadził z powrotem!
- A któż to jest Jacek, jeśli wolno wiedzieć? - spytała Papużka.
Alicja odpowiedziała z zapałem, była bowiem zawsze gotowa wychwalać swego ulubieńca:
- Jacek to nasz kot. Nie możecie sobie wyobrazić, jak świetnie łapie myszy! A jak się ugania za ptakami! Jeśli tylko dojrzy jakiegoś ptaszka, to na pewno schwyta go i pożre!...
Słowa Alicji wywołały ogromne poruszenie wśród obecnych. Niektóre ptaki uciekły natychmiast. Pewna stara Sroka otuliła się bardzo starannie skrzydłami, mówiąc:
- Będę musiała już iść do domu. Dzisiejsze powietrze wyraźnie szkodzi mi na gardło.
Kanarek zawołał drżącym głosikiem do swych dzieci:
- Chodźcie, moje drogie! Już najwyższy czas, abyście leżały w łóżeczkach.
Pod różnymi pretekstami ptaki rozbiegły się i Alicja została po chwili sama.
- Jaka szkoda, że wspomniałam Jacka! - rzekła ze smutkiem. - Nikt go jakoś tu na dole nie kocha, ale ja mimo to przysięgłabym, że jest to najmilszy kot na świecie! O drogi Jacku! Czy cię jeszcze kiedy zobaczę? - To mówiąc Alicja zaczęła płakać, ponieważ poczuła się nagle strasznie samotna i bezbronna. Po chwili jednak usłyszała w oddali odgłosy stąpania. Spojrzała więc z ciekawością, sądząc, że to Mysz rozmyśliła się i powraca, aby dokończyć swej przerwanej opowieści.
Rozdział IV - Wysłannik Białego Królika
Był to raz jeszcze Biały Królik. Szedł powoli i rozglądał się trwożliwie dokoła, jak gdyby czegoś szukając. Alicja usłyszała, jak mamrotał do siebie:
- O Księżno, Księżno! Na moje najdroższe łapy! Na moje futerko i bokobrody, każesz mnie na pewno ściąć! Gdzie ja mogłem je zapodziać, nieszczęsny?
Alicja odgadła, że Królik szuka wachlarza i pary białych, skórkowych rękawiczek. Zaraz więc zaczęła rozglądać się za nimi, ale na próżno. Nic zresztą dziwnego, bo wszystko zmieniło się nie do poznania od czasu, kiedy Alicja pływała w sadzawce. Sala ze szklanym stolikiem i maluteńkimi drzwiczkami dawno już znikła.
Nagle Biały Królik dostrzegł Alicję i zawołał gniewnie:
- Co ty tu robisz, Marianno? Biegnij w te pędy do domu i przynieś im parę rękawiczek i wachlarz. Ale już!
Alicja była tak przerażona, że nie próbowała nawet wyjaśnić nieporozumienia i pobiegła natychmiast we wskazanym przez Królika kierunku.
- Wziął mnie widocznie za swoją pokojówkę - mówiła biegnąc. - Będzie na pewno zdziwiony, kiedy dowie się, kim jestem! Ale ja przyniosę mu te jego rękawiczki i wachlarz, jeżeli je oczywiście znajdę. - Wtem ujrzała mały domek, na którego drzwiach lśniła mosiężna tabliczka z napisem: B. KRÓLIK. Weszła bez pukania i pobiegła prędziutko na górę, ponieważ bała się, że spotka prawdziwą Mariannę, a ta wyprosi ją z domu, zanim znajdzie wachlarz i rękawiczki.
- Jakie to dziwne - powiedziała do siebie Alicja - biegać na posyłki dla Królika! Może niedługo i Jacek będzie dawał mi podobne zlecenia! - I zaczęła wyobrażać sobie, jak to się będzie odbywało: "Alicjo! Chodź tu natychmiast i przygotuj się do spaceru!" "Zaraz, nianiu, dopóki nie wróci Jacek muszę pilnować mysiej norki, żeby myszka mu nie uciekła"! - Tak, tak, tylko wątpię, czy pozwolono by Jackowi pozostać u nas w domu, gdyby zaczął się tak rządzić i rozkazywać ludziom.
Tymczasem Alicja znalazła się w małej, schludnej izdebce. Na stoliku pod oknem zauważyła wachlarzyk i trzy pary maleńkich rękawiczek. Chciała już wyjść z pokoju ze swoją zdobyczą, kiedy wzrok jej padł na stojącą obok lustra buleteczkę. Tym razem nie była nie niej naklejki z napisem: Wypij mnie. Alicja odkorkowała ją jednak i przyłożyła do ust.
"Wiem - rzekła do siebie - że musi się zawsze cos wydarzyć, gdy cokolwiek zjem albo wypiję. Chcę przekonać się, co stanie się ze mną po wypiciu tego płynu. Mam nadzieję, że urosnę, bo doprawdy znudziło mi się już być takim malutkim stworzonkiem".
Życzenie Alicji spełniło się szybciej, niż mogła przypuszczać.
Zanim wypiła połowę, uderzyła głową o sufit i musiała się schylić, aby zmieścić się w pokoiku. Odstawiła więc szybko buteleczkę, mówiąc do siebie:
"To w zupełności wystarczy. Mam nadzieję, że nie będę więcej rosła, bo i tak nie mogę już wydostać się przez drzwi. Ach, po co wypiłam tego tak dużo?"
Niestety, było już za późno. Alicja rosła, rosła bez przerwy i wkrótce była już zmuszona uklęknąć. Po chwili i na to było za mało miejsca. Spróbowała więc położyć się z jedną ręką opartą o drzwi, drugą zaś owiniętą dokoła szyi. Robiło się coraz ciaśniej. Alicja musiała więc wyciągnąć jedną rękę przez okno, jedną zaś nogę wsunąć do komina. "To wszystko, co mogę zrobić - pomyślała. - Co się teraz ze mną stanie?"