zaś reszta towarzystwa powróciła do przerwanej gry.
Rozdział IX - Opowieść niby żółwia
Nie możesz wyobrazić sobie, kochanie, jak bardzo jestem rada, że cię znowu spotykam -
rzekła Księżna, opierając się przyjaźnie na ramieniu Alicji. - Chodź, przejdziemy się trochę
razem.
Alicja była mile zaskoczona dobrym humorem Księżny i pomyślała, że jej dzikie
zachowanie się w kuchni musiało być spowodowane nadmierną ilością pieprzu w atmosferze.
"Gdybym ja była Księżną - myślała dalej (choć bez większego przekonania) - nie
trzymałabym w ogóle pieprzu w kuchni. Zupa może się świetnie obejść bez pieprzu, a kto
wie, czy to nie on właśnie robi z ludzi dzikusów". Alicja była wyraźnie dumna z wynalezionej
przez siebie nowej teorii, rozwijała ją więc w dalszym ciągu: "Ocet czyni ludzi kwaśnymi,
rumianek - gorzkimi, a dzięki cukierkom dzieci stają się słodkie. Chciałabym, żeby dorośli
ludzie wiedzieli o tym; może nie byliby wtedy tacy skąpi i..."
Rozmyślając Alicja zapomniała całkiem o księżnej i zdziwiła się, gdy usłyszała nagle jej
głos tuż przy swoim uchu.
- Myślisz pewnie o czymś, drogie dziecko, i dlatego się nie odzywasz. Nie umiem ci teraz
powiedzieć, jaki stąd płynie morał, ale za chwilę na pewno sobie przypomnę.
- Może nie ma morału - rzekła Alicja nieśmiało.
- Nie, nie, moje dziecko - odparła Księżna. - Każda rzecz ma swój morał. Trzeba go tylko
umieć znaleźć.
To mówiąc przysunęła się jeszcze bliżej do Alicji, która nie odczuwała z tego powodu
specjalnego zachwytu. Po pierwsze dlatego, że Księżna była strasznie brzydka, po drugie -
ponieważ była akurat takiego wzrostu, że opierała się o ramię Alicji podbródkiem, podbródek
zaś miała okropnie ostry. Alicja jednak znosiła to bez szemrania, nie chcąc okazać się
nieuprzejmą.
- Gra robi się coraz bardziej interesująca - odezwała się, aby podtrzymać rozmowę.
- Niewątpliwie - odrzekła Księżna. - A stąd płynie morał, że "na pochyłe drzewo każda
koza skacze".
- Gdyby nie skakała - rzekła Alicja, aby coś powiedzieć - toby nóżki nie złamała.
- To prawda - rzekła Księżna - masz zupełną rację. Po czym dźgając Alicję jeszcze
mocniej swym podbródkiem dodała: - A stąd wynika morał, że "przyszła koza do woza".
Alicja pomyślała sobie, że Księżna musi mieć bzika na punkcie morałów.
- Dziwisz się zapewnie, że nie obejmuję cię za szyję - rzekła po chwili Księżna - ale
prawdę mówiąc nie jestem pewna łagodnego usposobienia twego flaminga. Czy chcesz,
żebym spróbowała?
- On chyba gryzie - odpowiedziała szybko Alicja, której nie zależało na tej pieszczocie.
- Oczywiście, flamingi i musztarda gryzą. A stąd płynie morał, że "lepszy wróbel w ręku
niż dzięcioł na sęku".
- Tylko że musztarda nie jest ptakiem - zauważyła Alicja.
- Racja, jak zwykle racja - zgodziła się szybko Księżna. - Masz wyjątkowo jasny sposób
wyrażania swych myśli.
- Zdaje się, że to jest minerał - rzekła niepewnie Alicja.
- Z całą pewnością. Niedaleko stąd w lesie znajdują się wielkie kopalnie musztardy. A z
tego wynika morał, że "im dalej w las, tym więcej drzew".
- Wiem, już wiem! - wykrzyknęła Alicja, nie zwracając uwagi na ostatnie słowa Księżny.
- Musztarda jest jarzyną! Nie wygląda na to, ale jest.
- Zgadzam się z tobą w zupełności, a stąd płynie morał, że "oszczędnością i pracą ludzie
się bogacą". Mogę wytłumaczyć ci to przystępnie: ludzie, którzy nie są skłonni oddawać się
lenistwu i uważają za stosowne nie hołdować zbytniej rozrzutności, byliby niewątpliwie
ubożsi, względnie nie byliby tak zamożni, gdyby nie przyświecała im stale i niezmiennie
dewiza stosowania się do wyżej wyszczególnionych zasad.
- Pojęłabym to lepiej - rzekła Alicja - gdyby zapisała mi to pani na parteczce. W
przeciwnym razie...
- To jeszcze nic - przerwała Księżna głosem, w którym przebijała próżność - nic wobec
tego, co mogłabym powiedzieć, gdybym zadała sobie trud.
- Naprawdę niech pani nie zadaje sobie trudu...
- Och, nie może być mowy o trudzie. Robię ci prezent ze wszystkiego, co dotychczas
powiedziałam.
Alicja pomyślała, że jest to raczej tani rodzaj prezentu. "Zadowolona jestem, że nie dają
takich prezentów na urodziny". - Nie śmiała jednak powiedzieć tego głośno.
- Znów rozmyślasz? - zapytała Księżna, po czym nastąpiło nowe dźgnięcie podbródkiem.
- Mam chyba prawo coś myśleć - odparła ostro Alicja, którą zaczynała już nużyć ta
rozmowa.
- Dokładnie takie samo prawo, jakie mają prosiaki do fruwania. Stąd zaś płynie mo...
Nagle, ku wielkiemu zdumieniu Alicji, głos Księżny zamarł w połowie jej ulubionego
słowa "morał", ręce zatrzęsły się ze strachu. Alicja podniosła wzrok i ujrzała Królową, która
stała przed nimi w groźnej pozie ciskając wzrokiem gromy.
- Mamy dziś piękną pogodę - rzekła Księżna słabiutkim drżącym głosem.
- Ostrzegam cię po raz ostatni - wrzasnęła Królowa marszcząc brwi i tupiąc nogami - że
albo pobawisz mnie natychmiast swego widoku, albo ja pozbawię cię głowy! Wybieraj jedno
z dwojga!
Księżna nie zastanawiała się długo nad wyborem i umknęła, aż się kurzyło.
- Gramy dalej - rzekła Królowa do przerażonej Alicji, po czym udały się na plac
krokietowy. Widząc ją z daleka, wszyscy rzucili się do swych flamingów i jeży. Tym razem
przerwa ta uszła im płazem, chociaż usłyszeli od Królowej, że chwilę zwłoki w rozpoczęciu
gry przypłaciliby życiem. Przez cały czas Królowa kłóciła się bez przerwy ze wszystkimi
graczami, wykrzykując: "Ściąć go!" albo "Ściąć ją!". Skazanych na ścięcie żołnierze
odprowadzali do twierdzy. W ten sposób po upływie pół godziny zabrakło bramek i wszyscy
gracze, z wyjątkiem Króla, Królowej i Alicji, znajdowali się w lochu, gdzie czekali na
egzekucję. Wtedy Królowa, straszliwie już zmęczona, przerwała grę i zapytała:
- Czy widziałaś już Niby Żółwia?
- Nie, nie widziałam - odparła Alicja - i nawet nigdy o nim nie słyszałam.
- Z tego stwora robi się pyszną zieloną zupę, która naśladuje zupę żółwiową. Nazywamy
go dlatego Niby Żółwiem.
- Ciekawa jestem, jak takie zwierzę wygląda - westchnęła Alicja.
- Chodź, przedstawię ci go, a przy okazji usłyszysz jego historię.
Oddalając się z Królową Alicja usłyszała, jak Król mówi półgłosem do całego
towarzystwa:
- Jesteście ułaskawieni.
"Bardzo mnie to cieszy" - pomyślała Alicja, przygnębiona potworną liczbą egzekucji
zarządzonych przez Królową.
Idąc natknęły się wnet na Smoka drzemiącego w słońcu (jeśli nie wiecie, jak taki Smok
wygląda, spójrzcie, proszę, na obrazek).
- Wstawaj, leniu - zawołała Królowa - i zaprowadź tę panienkę do Nigdy Żółwia! Niech
jej opowie swoją historię. Ja muszę już wracać, aby dopilnować egzekucji. - Po tych słowach
Królowa oddaliła się, pozostawiając Alicję sam na sam ze Smokiem. Alicji niezbyt
odpowiadał widok straszydła, niemniej jednak czuła się z nim bezpieczniej niż w
towarzystwie Królowej. Czekała więc, co dalej nastąpi.
Tymczasem Smok usiadł i zaczął przecierać sobie łapami oczy. Potem popatrzył na
Królową, póki nie znikła mu z oczu. Zachichotał wtedy i rzekł na wpół do siebie, na wpół do