- Zmieniasz powtórnie raki - piszczał Smok niemal już bez tchu.
- Wracasz do brzegu, i na tym właśnie polega pierwsza figura - rzekł niby Żółw całkiem
już normalnym i spokojnym głosem; i dwa stwory, które przed chwilą jeszcze prześcigały się
w wariackich skokach i okrzykach, usiadły w grobowym milczeniu, wpatrując się ponuro w
Alicję.
- To musi być przepiękny taniec - odezwała się nieśmiało Alicja.
- Czy chciałabyś zatańczyć? - zapytał Niby Żółw.
- Strasznie bym chciała.
- Chodź no - rzekł Niby Żółw do Smoka. - Spróbujemy pokazać jej pierwszą figurę.
Możemy tańczyć bez raków. Kto zaśpiewa?
- Oczywiście, że ty - odparł Smok. - Ja zapomniałem słów.
Po chwili oba stwory tańczyły uroczyście wokół Alicji depcząc od jej od czasu do czasu
po palcach i wybijając takt przenimi łapami. Niby Żółw śpiewał bardzo wolno i żałośnie taką
oto pieśń:
Tańcowała ryba z rakiem, żółw ze starą pląsał żabą.
Rzekła małża do ślimaka: - Oni tańczą bardzo słabo.
Z zagranicznych wiem żurnali, że dziś tańczy się inaczej,
Daj więc próbkę, mój ślimaku, tej zwinności swej ślimaczej.
Chcesz czy nie chcesz, chcesz czy nie chcesz - bardzo proszę, się zastanów,
Chcesz czy nie chcesz, chcesz czy nie chcesz mnie nauczyć modnych tanów?
Taki taniec, mój ślimaku, ma naprawdę mnóstwo zalet,
Aż na środek oceanu, hen! - powiedzie nas ten balet.
Na to ślimak: - Tak się śpieszę, że wybaczycie, moje panie,
Lecz zupełnie nie mam czasu na pląsanie w oceanie.
Nie chcę, nie dbam, nie chcę, nie dbam, nie chcę tańczyć jak szalony,
Nie chcę, nie dbam, nie chcę, nie dbam, nie dbam o dalekie strony.
- Odległość nie gra żadnej roli - rak po namyśle rzekł. -
Bowiem po tamtej morza stronie jest przecież drugi brzeg.
Im oddalamy się stąd bardziej, tym bliżej mamy tam.
Ja, mój ślimaku, chodząc tyłem, te sprawy dobrze znam.
Więc chcesz czy nie chcesz, chcesz czy nie chcesz - uprzejmie cię pytamy,
Więc chcesz czy nie chcesz, chcesz czy nie chcesz iść w tan, jak pragną damy?
- Naprawdę bardzo wam dziękuję, to było okropnie ciekawe - rzekła Alicja
uszczęśliwiona, że taniec nareszcie się skończył. - A piosenka o rybie jest prześliczna.
- Znasz chyba ryby osobiście? - spytał Niby Żółw.
- Tak jest - odparła Alicja. - Często widywałam je podczas obiadu. (To mówiąc ugryzła
się w język, ale Niby Żółw nie zrozumiał na szczęście, w jakich okolicznościach Alicja
widywała ryby).
- Jeżeli spotykałaś się z rybami na przyjęciach - rzekł - to z pewnością wiesz, jak
wyglądają.
- Oczywiście, że wiem - odpowiedziała z namysłem Alicja. - Mają w pyskach ogony i
posypane są tartą bułeczką.
- Mylisz się co do tartej bułeczki - rzekł Niby Żółw - bułeczka zmyłaby się natychmiast w
morzu. Ale masz rację co do tego, że mają ogony w pyskach. a przyczyna tego tkwi w tym,
że... - tu Niby Żółw ziewnął i przymknął oczy. - Opowiedz jej o przyczynie - zwrócił się do
Smoka.
- Sprawa jest całkiem prosta - rzekł Smok tonem wykładu. - Tańcząc z rakiem ryby są
wyrzucane również w morze. Padając wsadzają sobie dla bezpieczeństwa ogony do pysków, a
później nie potrafią już ich wyjąć.
- Bardzo panu dziękuję za objaśnienie - rzekła Alicja. - Dotychczas nigdy jeszcze nie
dowiedziałam się tak wielu rzeczy o rybach.
- Mogę opowiedzieć ci jeszcze więcej, jeśli chcesz - rzekł usłużnie Smok. - Na przykład,
jak ci się zdaje, dlaczego ryby tak świetnie tańczą?
- Doprawdy nie wiem - odpowiedziała Alicja. - Dlaczego?
- Dlatego, że są niezwykle wysportowane. Widać to wyraźnie, kiedy się śledzi ich ruchy.
- Czyje ruchy? - zapytała Alicja, gubiąc wątek rozmowy.
- Śledzi, rzecz jasna. Weź pod uwagę, że ryby ćwiczą się bez przerwy w biegach przez
płotki i w ćwiczeniach na linach.
- Istotnie, wcale o tym nie pomyślałam - rzekła Alicja.
- Tak, tak - wtrącił Niby Żółw - wiele ryb dokazuje istnych cudów w tej dziedzinie. Na
przykład minogi...
- Właśnie - rzekł Smok. - Taniec wyrobił mi nogi zupełnie nadzwyczajnie. - Spójrz tylko
na moje muskuły - dodał zwracając się ku Alicji.
- ... czy okonie... - ciągnął nie zrażony niczym Niby Żółw.
- Oko nie - rzekł smutnie Smok. - Niestety, taniec nie wyrobił mi oka. Ale opowiedz nam
teraz o swoich przygodach.
- Tak, tak, opowiedz - poparł go Niby Żółw.
- Mogę opowiedzieć wam o moich przygodach począwszy od dzisiejszego ranka -
odparła nieśmiało Alicja. - Nie miałoby sensu wracać do dnia wczorajszego, ponieważ byłam
wtedy zupełnie inną osobą.
- Wyjaśnij nam to wszystko - rzekł Niby Żółw.
- Nie trzeba, prosimy najpierw o przygody - przerwał niecierpliwie Smok. - Wyjaśnienia
zabierają zwykle zbyt wiele czasu.
Alicja więc zaczęła opowiadać swoje przygody od chwili, kiedy po raz pierwszy ujrzała
Białego Królika. Z początku była trochę onieśmielona, ale nabrała odwagi widząc, że oba
stwory słuchają z wielką uwagę, przysuwają się coraz bliżej i otwierają coraz szerzej oczy i
usta. Jej słuchacze nie odezwali się ani słowem aż do chwili, kiedy opowiedziała im o tym,
jak próbowała zadeklamować "Ojca Wirgiliusza" panu Gąsienicy i co z tego wynikło. Wtedy
Niby Żółw westchnął głęboko i rzekł:
- To doprawdy bardzo interesujące.
- Wszystko to jest niesłychanie interesujące - potwierdził Smok.
- Chciałabym, abyś spróbowała powiedzieć jakiś wierszyk - rzekł Niby Żółw. - każ jej
zacząć, Smoku - dodał, jak gdyby Smok posiadał jakiś szczególny wpływ na Alicję.
- Wstań i powiedz "Idzie rak" - rzekł Smok.
- "Jak te zwierzaki się rozzuchwaliły - pomyślała Alicja. - Każą mi powtarzać lekcje,
zupełnie jakbym była w szkole". Mimo to wstała i zaczęła recytować dobrze sobie znany
wierszyk. Wspomnienie Rakowego Kadryla wywołało jednak taki zamęt w jej głowie, że
wierszyk wypadł naprawdę przedziwnie:
Idzie rak - nieborak
I rozmyśla sobie tak:
"Gdzie rak-tata bawić raczy?
Czy na szczypcach swoich gra, czy
Może z ostrożności raczej
W jakiejś tkwi kryjówce raczej?"
- To różni się zupełnie od wierszyka, który słyszałem w dzieciństwie - stwierdził Smok.
- Słyszę te słowa po raz pierwszy - dodał Niby Żółw. - Wydaje mi się, że to zupełna
bzdura.
Alicja usiadła w przekonaniu, że już nigdy nie zdarzy jej się nic normalnego.
- Chciałbym, żebyś mi to wytłumaczyła - rzekł Niby Żółw.
- Ona nie umie tego wytłumaczyć - przerwał pośpiesznie Smok. - Powiedz lepiej drugą
zwrotkę.
- Idzie mi o tę grę - nastawał Niby Żółw. - W jaki sposób rak może grać na szczypcach?
- Chyba tak samo, jak na skrzypcach - odparła Alicja. Była jednak tak zmieszana, że
pragnęła jak najrychlej zmienić temat rozmowy.
- No, to czekamy - rzekł niecierpliwie Smok.
I tym razem Alicja nie chciała być nieposłuszna i zaczęła drżącym głosikiem:
Idzie rak - nieborak,
A o tacie wieści brak.
Doszedł, biedny, aż pod Raków
I tam pyta braci-raków.
A co ci na to, że jest akurat rak-tata w tataraku!
- Właściwie co to za pożytek z powtarzania tych bredni, jeżeli nie potrafisz ich nawet
wytłumaczyć - przerwał Niby Żółw. - To z pewnością najgłupsza rzecz, jaką słyszałem w
życiu.
- Tak, tak, dajmy lepiej temu pokój - rzekł Smok ku wielkiej radości Alicji.
- Czy mamy odtańczyć następną figurę kadryla? - zapytał Smok. - Czy też wolałabyś, aby