— Dobrze, że jesteś, Al — rzucił Measure. — Można by pomyśleć, że ludzie wyśmieją takie plotki. Na miły Bóg, przecież cię znają…
— A niby skąd? — spytała mama. — Nie było go tu prawie siedem lat. A odchodził jako mały chłopak, który dopiero co spędził rok biegając po kraju z czerwonym wojownikiem. Wrócił pełen mocy i majestatu, i wystraszył na śmierć tutejsze zajęcze serca. Co mogą wiedzieć o jego charakterze?
— Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć, o co tu chodzi? — poprosił Alvin.
— Znaczy, oni ci nie powiedzieli? — mruknął ojciec. — Bo strasznie się spieszyli, żeby powiedzieć mamie, Measure'owi i Armorowi-of-God.
Bajarz zachichotał.
— To jasne, że nie powiedzieli Alvinowi. Ci, którzy uwierzyli, sądzą, że i tak wie, a ci, którzy nie uwierzyli, zwyczajnie się wstydzą, że ktoś mógł wymyślić coś takiego.
Measure westchnął.
— Amy Sump opowiedziała swojej przyjaciółce Ramonie, Ramona opowiedziała swojej matce, jej matka pobiegła prosto do Sumpów, pani Sump prosto do męża, a on stracił rozum, bo w głowie mu się nie mieści, że jakiś samiec większy od myszy nie napala się na tę jego pannicę na wydaleniu.
— Na wydaniu — poprawił go Alvin.
— Tak, tak — burknął Measure. — Teraz jest akurat odpowiednia chwila, żeby uczyć mnie gramatyki!
— Wydalać to znaczy usuwać, wypędzać — tłumaczył Alvin. — A nikt przecież Amy nie wypędza, o ile pamiętam.
— Przecież wiem, pomyliłem się. Ale może byś się tak zamknął i posłuchał!
— Tak, psze pana!
— Gdybyś wyjechał, kiedy ta żagiew cię ostrzegała — westchnęła mama. — Tylko dureń siedzi w płonącym domu, żeby zobaczyć kolor płomieni.
— Co Amy o mnie opowiada?
— Same bzdury — odparł ojciec. — Że pobiegłeś z nią na sposób Czerwonych, sto mil nocą przez las, zabrałeś ją nad jakieś dalekie jezioro, gdzie pływaliście na golasa, i inne takie nieprzyzwoitości.
— Z Amy? — Alvin nie mógł uwierzyć.
— Znaczy, że zrobiłbyś to z kimś innym? — zapytał Measure.
— Z nikim — zapewnił Alvin. — To nieprzyzwoite, a poza tym brakuje dzisiaj ciągłej żyjącej puszczy; nie da się w jedną noc przebiec stu mil. Przez pola i farmy muszę biec co najmniej o połowę wolniej. Zielona pieśń zaczyna trzaskać i cichnąć, męczę się, próbując ją usłyszeć, i w ogóle dlaczego ktokolwiek wierzy w takie bzdury?
— Bo myślą, że potrafisz wszystko.
— A poza tym sporo mężczyzn zauważyło, jak Amy Sump się ostatnio wypełnia — dodał Armor-of-God. — Wiedzą, że gdyby oni mieli moc i gdyby Amy do nich tak wzdychała jak do ciebie, to raz-dwa mieliby ją nagą w jeziorze.
— Jesteś cyniczny, jeśli idzie o ludzką naturę — stwierdził Bajarz. — Większość z nich tylko marzy. Ale wiedzą, że Alvin nie marzy, tylko działa.
— Prawie jej nie zauważyłem — zapewnił Alvin. — Tyle że ciężko jej idzie nauka, jeśli wziąć pod uwagę, jak pilnie słucha.
— Bo słuchała twojego głosu. Nie tego, co mówiłeś ani czego uczyłeś.
— W każdym razie to nieprawda. Ani jej, ani z nią niczego nie zrobiłem. I…
— A nawet gdybyś zrobił, wasz ślub byłby prawdziwą katastrofą — uznała mama.
— Ślub! — krzyknął Alvin.
— Oczywiście, gdyby to było prawdą, musiałbyś się z nią ożenić — potwierdził ojciec.
— Ale to nieprawda!
— Masz na to jakichś świadków? — spytał Measure.
— Świadków czego? Jak mogę mieć świadków, że coś się nie zdarzyło? Wszyscy są moimi świadkami, bo wszyscy nie widzieli, żebym to robił.
— Ale Amy twierdzi, że tak było. A tylko ty wiesz, czy ona kłamie, czy nie. Czyli albo ona jest zwykłą kłamczuchą, a ty zostałeś niewinnie oskarżony, albo ona jest biedną, okłamaną i uwiedzioną dziewczyną ze złamanym sercem, a ty jesteś draniem, który ją wykorzystał, a teraz nie umie się przyzwoicie zachować. I nikt nie udowodni jednej ani drugiej wersji.
— Czyli nawet wy mi nie wierzycie?
— Ależ wierzymy — zapewnił ojciec. — Myślisz, żeśmy tu powariowali? Ale nasza wiara to żaden dowód. Measure czytał prawo i nam to wytłumaczył.
— Prawo? — zdziwił się Alvin.
— Zanim jeszcze wróciłeś z Hatrack River. Teraz też od czasu do czasu. Ktoś w rodzinie powinien się trochę znać na prawie.
— Ale czy naprawdę myślisz, że może dojść do procesu?
— Może — rzekł Measure. — Tak mówią Sumpowie. Ściągnęli sobie prawnika z Carthage City, zamiast pójść do któregoś z adwokatów, którzy urzędują w Vigor Kościele. Sporo rozgłosu.
— Przecież nie mogą mnie za nic skazać!
— Złamanie przyrzeczenia. Czyny lubieżne z dzieckiem. Wszystko zależy, ilu sędziów przysięgłych uzna, że nie ma dymu bez ognia.
— Czyny lubieżne z…
— Przestępstwo karane śmiercią, zgadza się — potwierdził Measure. — A słyszałem, że taki zarzut chcą ci postawić Sumpowie.
— To nieważne, czy cię skażą, czy nie — stwierdził Bajarz.
— Dla mnie ważne — oświadczyła mama.
— Tak czy inaczej, wieści pójdą w świat. Alvin tak zwany Stwórca wykorzystuje młode dziewczątka. Nie możesz dopuścić do procesu.
Alvin natychmiast zrozumiał, że takie plotki, taki rozgłos, jaki da mu proces, zniszczy jego dzieło. Nikt już nie zechce uczyć się Stwarzania w Vigor Kościele.
Co prawda nauczanie i tak nie szło mu dobrze…
— Panna Larner… — wymruczał.
— Zgadza się — mruknął Bajarz. — Ostrzegła cię. Albo odejdziesz zaraz z wolnej woli, albo później z przymusu.
— Dlaczego ma porzucać własny dom tylko dlatego, że jakaś napalona kłamczuchą… — Głos mamy ucichł.
Alvin siedział w milczeniu i myślał o własnej głupocie.
— Chyba byłem durniem, że nie posłuchałem panny Larner. — Zamknął oczy i wyprostował się. — Jest też inne wyjście. Wcale nie muszę odchodzić.
— Jakie? — spytał Measure.
— Mogę się z nią ożenić.
— Nie! — krzyknęli chórem mama i ojciec.
— Może od razu podpiszesz przyznanie się do winy — zaproponował Armor-of-God.
— Nie możesz się z nią ożenić — oświadczył Measure.
— Jeśli ona tego właśnie chce… Założę się, że powie „tak”, a jej rodzice też pewnie się zgodzą.
— Zgodzą się… i będą tobą pogardzać aż do śmierci — dodał ojciec.
— W porównaniu z czymś takim nie ma co myśleć o twojej reputacji, co ludzie powiedzą i w ogóle — dodał Measure. — Pomyśclass="underline" budzić się co rano, widzieć przy sobie w łóżku Amy Sump i wiedzieć, że jedynym powodem jej obecności jest fakt, że cię oczerniła… Powiedz, jaki dom stworzycie dla was dwojga i dla dzieci?
Alvin zastanawiał się przez chwilę, wreszcie skinął głową.
— Rzeczywiście, małżeństwo chyba nie jest najlepszym rozwiązaniem. Raczej wywoła masę nowych problemów.
— Dobrze — westchnął ojciec. — Bałem się, że wychowaliśmy głupka.
— Czyli wymknę się jak złodziej i wszyscy pomyślą, że Amy mówiła prawdę, a ja uciekłem.
— Niekoniecznie — sprzeciwił się Measure. — Powiemy, że odszedłeś, bo twoja praca jest zbyt ważna, żeby odkładać ją przez takie bzdury. Wrócisz, kiedy Amy zacznie mówić prawdę, a póki co będziesz studiował te… no, cokolwiek. Będziesz się czegoś uczył.