Выбрать главу

— Oui. Tak.

Cesarz zapytał w końcu o chłopaka. Teraz jednak Mały Napoleon miał poważne wątpliwości. Nic nie wskazywało, że ktoś, kto uzdrawia żebraków, ma także władzę nad kamieniem. A jeśli ten Calvin Maker wpędzi Małego Napoleona w kłopoty? A jeśli — to niewyobrażalne, ale musiał to sobie wyobrazić — jeśli zabije stryja?

Ale cesarz kazał go przyprowadzić. Tego nie można już cofnąć. Co zrobi? Powie stryjowi, że chłopak, który miał wyleczyć jego artretyzm, może — tylko może — wsunąć ręce w posadzkę, wyrwać kawał marmuru i rozbić mu głowę? To przecież polityczne samobójstwo. Ani się obejrzy, jak będzie pasł owce na Korsyce. Jeśli nie popatrzy na wirujący świat, kiedy jego głowa potoczy się do kosza spod ostrza gilotyny.

— Idź, idź, idź — zachęcił Amerykanina. — Se mną.

Strażnik kulił się w kącie korytarza. Mały Napoleon wymierzył mu kopniaka, a człowiek ten był tak przerażony, że nawet się nie odsunął. Z jękiem przetoczył się na bok jak główka kapusty.

Amerykanin roześmiał się głośno, a Małemu Napoleonowi wcale się ten śmiech nie spodobał. Pomyślał, czy nie sięgnąć po sztylet i nie zabić chłopaka na miejscu. Ale tłumaczenie tego cesarzowi może być ryzykowne. „Od tygodni chciałeś, żebym go przyjął, a on przez cały ten czas był skrytobójcą?” Nie, cokolwiek się zdarzy, Amerykanin stanie przed Bonapartem.

Tak, Calvin Maker zobaczy cesarza Napoleona… A Mały Napoleon przekona się, czy Bóg wysłucha jego najgorętszych modłów.

ROZDZIAŁ 12 — PRAWNICY

Wiecie, że chłopak młynarza, Alvin, siedzi w więzieniu w Hatrack River? — Obcy z uśmiechem pochylił się nad ladą.

— Faktycznie, coś słyszeliśmy — przyznał Armor-of-God Weaver.

— Przyjechałem tu, żeby dowiedzieć się prawdy o Alvinie. Dzięki temu przysięgli w Hatrack będą mogli wydać sprawiedliwy wyrok. Jednak z pewnością nie znają Alvina tak dobrze jak ludzie w tych okolicach. Muszę tylko zdobyć kilka potwierdzonych zeznań o jego charakterze. — Obcy znów się uśmiechnął.

Armor-of-God pokiwał głową.

— To odpowiednie miejsce dla zeznań, jeśli szukacie prawdy.

— Jej właśnie. Rozumiem, że sami znacie tego młodego człowieka?

— Dość dobrze. — Armor-of-God uznał, że jeśli chce się dowiedzieć, o co obcemu chodzi, lepiej się nie przyznawać, że jest mężem siostry Alvina. — Ale chyba nie wiecie, przyjacielu, na co się tutaj narażacie. Usłyszycie więcej, niżbyście chcieli.

— Słyszałem o masakrze nad Chybotliwym Kanoe i o klątwie, jaka spadła na tutejszych. Jestem prawnikiem. Często muszę wysłuchiwać mrocznych opowieści ludzi, których bronię.

— Bronicie, tak? Jesteście prawnikiem, który broni ludzi? Dobrze rozumiem?

— Z tego jestem znany w domu, w Carthage City. Armor znów kiwnął głową. Może ten człowiek mieszkał obecnie w Carthage City, ale jego akcent zdradzał Nową Anglię. Próbuje mówić jak farmer, ale robi to po prawniczemu, żeby ludzie mu zaufali. Taki człowiek, jeśli zechce, potrafi przemawiać jak sama Biblia. Albo jak Milton. Jednak Armor nie dał po sobie poznać, że mu nie ufa. Jeszcze nie.

— Czyli kiedy tutejsi opowiedzą wam, jak wymordowali Czerwonych, co to nikomu nie zrobili krzywdy, wysłuchacie tego bez mrugnięcia okiem?

— Nie mogę zagwarantować, że nie mrugnę, panie Weaver. Ale wysłucham wszystkiego, a kiedy skończą, przejdę do spraw, które mnie tu sprowadziły.

Teraz nadeszła właściwa chwila…

— A co to za sprawy? — zapytał Armor.

Mężczyzna zamrugał. Już mruga, pomyślał Armor. Szybko mu poszło.

— Mówiłem już, panie Weaver. Poszukuję zeznań dotyczących Alvina, syna młynarza.

— Aby ludziom w Hatrack River opowiedzieć o jego prawdziwym charakterze. Rzeczywiście, pamiętam. Kłopot w tym, że z ostatnich ośmiu lat Alvin siedem spędził w Hatrack River, a tylko rok tutaj, w Vigor Kościele. Znaliśmy go jako dziecko, to pewne, ale właśnie w Hatrack River znają go najlepiej. Zgaduję więc, że chcecie tu znaleźć obraz Alvina, jakiego ludzie w Hatrack River nie poznali. A jedyny tego powód to ten, że chcecie zmienić ich opinię o chłopaku. Ponieważ wiem, że Alvin jest w Hatrack szanowany, mogliście tu przyjechać tylko po to, żeby wykopać trochę brudu i mu zaszkodzić. Czy dobrze to zrozumiałem, przyjacielu?

Nagłe zniknięcie uśmiechu z twarzy prawnika było tego wystarczającym dowodem.

— Wyciąganie brudów jest najdalsze od moich planów. Przybywam tu z otwartym umysłem.

— Z otwartym umysłem i historyjką, jak to bronicie ludzi i w ogóle. Przez to mamy uwierzyć, że jesteście po stronie Alvina, a nie że wynajęli was, by zmienić dobrą o nim opinię. Moim zdaniem fakt, że tu jesteście, oznacza, że przyjaciele Alvina powinni znaleźć kogoś innego, kto zacznie zbierać zeznania na jego korzyść. Wy nie ustaniecie, dopóki nie wygrzebiecie jakichś kłamstw.

Prawnik sztywno cofnął się o krok.

— Widzę, że ta sprawa nie jest wam obojętna. Wyjaśnicie, mam nadzieję, co takiego powiedziałem, co was uraziło.

— Tylko to, żeście uznali mnie za durnego jak psi zadek, bo nie jestem prawnikiem.

— Zresztą nieważne, jakie wnioski wyciągacie. Zapewniam was, że jako przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości szukam tu jedynie prawdy.

— Przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości? Przypadkiem wiem, że wszystkich prawników nazywa się przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości. Nawet kiedy wynajmuje ich prywatna osoba, żeby komuś szkodzili. Ale pewne jest jak to, że Bóg istnieje, że nie przysyła was sędzia w Hatrack, bo on dałby wam list wprowadzający, a wy byście nie wyczyniali tych podstępnych, oszukańczych, kłamliwych sztuczek.

Przybysz mocno wcisnął na głowę kapelusz. Armor z trudem się powstrzymał, żeby nie wcisnąć mu go jeszcze mocniej. I kiedy obcy dotarł już do drzwi, wykrzyknął za nim ostatnie pytanie:

— Macie jakieś nazwisko, żebyśmy mogli sprawdzić w krajowym związku adwokatów, czy wam czegoś nie zarzucają?

Prawnik odwrócił się i uśmiechnął jeszcze szerzej niż poprzednio, kiedy usiłował wywieść Armora w pole.

— Nazywam się Daniel Webster, panie Weaver, a moim klientem jest prawda i sprawiedliwość.

— Prawda i sprawiedliwość muszą płacić w Nowej Anglii o wiele lepiej niż tutaj. Bo jesteście z Nowej Anglii, prawda?

— Tam się urodziłem i wychowałem, ale nie widziałem dla siebie przyszłości w tej nędznej okolicy. Dlatego przybyłem do Stanów Zjednoczonych, gdzie podstawą wszelkich praw są prawa człowieka, a nie dynastyczne przywileje monarchów i wytarta teologia purytan.

— Aha. Zatem nikt wam nie płaci?

— Tego nie powiedziałem, panie Weaver.

— Więc kto? Nie sędzia okręgowy i nie państwo. I na pewno nie Makepeace Smith, bo on ledwie znajdzie dwa miedziaki, żeby nimi pobrzęczeć.

— Reprezentuję konsorcjum zatroskanych obywateli Carthage City, którzy postanowili dopilnować, by sprawiedliwość zatryumfowała nawet w prymitywnym, zacofanym stanie Hio.

— Konsorcjum… To coś w rodzaju domu publicznego? Zamtuza?

— Bardzo zabawne.

— Podajcie jakieś nazwisko, panie Webster. Tak się składa, że jestem burmistrzem tego miasta, a wy tu w pewnym sensie praktykujecie. Mam chyba prawo wiedzieć, kto przysyła mi adwokatów, żeby zbierali kłamstwa na temat naszych szanowanych obywateli.

— Czy posiada pan broń palną, panie Weaver?

— Istotnie, przyjacielu.

— Dlaczego zatem mam zdradzać nazwiska swoich klientów uzbrojonemu i rozgniewanemu człowiekowi z miasta, które jest tak dumne z miana gniazda morderców, że opowiada swoją straszliwą historię każdemu nieszczęsnemu przybyszowi, jaki tu trafi? W dodatku burmistrze nie mają prawa wymagać od adwokata informacji o jego stosunkach z klientami. Miłego dnia, panie Weaver.