Płomień serca Alvina znalazła prawie bez szukania. I nie, nie dostrzegła w nim zmian, żadnych zmian prócz tego dnia, kiedy Mike Fink odejdzie od więziennej celi we łzach, wiedząc, że Alvin na pewno umrze, jeśli jego tam nie będzie, ale wiedząc też, że Alvin nie przyjął pomocy, nie pozwolił mu stać na straży.
Ale nie działo się to w więzieniu w Hatrack River ani nie działo się to szybko. Nawet jeśli niewiele zmieniła przyszłość, to przecież trochę zmieniła. Pojawią się też inne zmiany, aż wreszcie jedna z nich okaże się decydująca. Jedna z nich osłoni Alvina przed ciemnością, która ma pochłonąć koniec jego życia.
— Niech Bóg ma panią w opiece, psze pani — szepnął Mike Fink.
— Nazywajcie mnie, proszę, panną Larner — poprawiła go Peggy. — Nie jestem zamężna.
— Przynajmniej na razie — odparł.
Chociaż prawie nie spał w nocy, Verily był zbyt podniecony, by czuć senność na sali rozpraw. Po wielu tygodniach poszukiwań spotkał wreszcie Alvina Smitha, a rozmowa okazała się warta zabiegów. Nie dlatego że Alvin oszołomił go swą mądrością — przyjdzie czas, żeby się od niego uczyć. Nie; wielką i przyjemną niespodzianką było odkrycie, że go lubi. Był może trochę szorstki, trochę bardziej amerykański i wiejski od Calvina, ale co z tego? Humor błyskał mu w oczach, był taki bezpośredni, taki otwarty…
I jestem jego obrońcą.
Amerykańska sala sądowa okazała się urządzona dość swobodnie w porównaniu z angielskimi, w jakich Verily dotąd występował. Sędzia nie nosił peruki, a togę miał miejscami trochę wytartą. Trudno tu mówić o majestacie prawa, ale jednak prawo jest prawem, a sprawiedliwość nie jest z nim tak zupełnie nie powiązana. Zwłaszcza jeśli sędzia jest uczciwy, a przecież nie ma powodu sądzić, żeby było inaczej.
Sędzia otworzył rozprawę i zapytał o wnioski. Wstał Marty Laws.
— Wniosek o odebranie więźniowi złotego pługa i przekazanie go do dyspozycji sądu. To nie ma sensu, żeby przedmiot skargi pozostawał własnością więźnia, jeżeli…
— Nie prosiłem o uzasadnienie — przerwał mu sędzia. — Tylko o wnioski. Jeszcze jakieś?
— Jeśli Wysoki Sąd pozwoli, wnioskuję o oddalenie wszystkich zarzutów przeciw mojemu klientowi — powiedział Verily.
— Głośniej, młody człowieku. Nie słyszałem ani słowa.
Verily powtórzył głośniej.
— To by było niezłe — mruknął sędzia.
— Kiedy Wysoki Sąd zechce, przedstawię uzasadnienie tego wniosku.
— Proszę przedstawić teraz — zażądał sędzia trochę zirytowany.
Verily nie rozumiał, gdzie popełnił błąd, ale wykonał polecenie.
— Przedmiotem sporu jest pług, co do którego wszyscy się zgadzają, że został wykonany z litego złota. Nie istnieje nawet scintilla dowodu, że Makepeace Smith kiedykolwiek posiadał taką ilość złota, a zatem nie ma podstaw do wniesienia oskarżenia.
— Wysoki Sądzie — wtrącił natychmiast Marty Laws. — Proces ma właśnie to rozstrzygnąć, a co do dowodów, to nie mam pojęcia, co znaczy scintilla, chyba że ma to jakiś związek z „Odyseją”…
— Zabawne odniesienie — stwierdził sędzia. — I dosyć dla mnie pochlebne, jestem pewien. Ale proszę siedzieć spokojnie na swojej ławrybdzie, dopóki nie spytam o sprzeciwy, o które zresztą nie muszę pytać, ponieważ wniosek o oddalenie zarzutów zostaje odrzucony. Jeszcze jakieś wnioski?
— Mam jeszcze jeden, Wysoki Sądzie — oświadczył Marty. — Wniosek o odroczenie sprawy ekstradycji do czasu…
— Ekstradycji?! — zawołał sędzia. — A cóż to za nonsens?!
— Odkryto, że wciąż obowiązuje nakaz ekstradycji dotyczący więźnia, żądający jego odesłania do Kenituck, by tam stanął przed sądem za zabójstwo Odszukiwacza Niewolników w trakcie wypełniania obowiązków.
Verily był zaskoczony. Ale czy naprawdę? Rodzina opowiedziała mu tę historię: jak to Alvin zmienił pół-Czarnego, chłopca, żeby Odszukiwacze nie mogli go znaleźć, ale ci w poszukiwaniach wdarli się do zajazdu, gdzie mieszkali przybrani rodzice chłopca; wtedy matka zabiła jednego z nich, a drugi ją zabił, potem zjawił się Alvin i zabił jego, ale wcześniej Odszukiwacz go postrzelił, więc samoobrona była oczywista.
— Jak można go za to sądzić? — zapytał Verily. — Pauley Wiseman, pełniący wtedy obowiązki szeryfa, stwierdził, że oskarżony zabił w obronie własnej.
Marty obejrzał się na człowieka, który do tej chwili siedział w milczeniu obok niego. Ten wstał powoli.
— Mój uczony przyjaciel z Anglii nie zna dokładnie miejscowego prawa, Wysoki Sądzie. Czy Wysoki Sąd pozwoli pomóc mu w tej kwestii?
— Proszę, panie Webster — zgodził się sędzia.
A więc sędzia miał już do czynienia z Websterem, domyślił się Verily. To może znaczyć, że nabrał uprzedzeń. W którą stronę?
— Panie… Cooper, prawda? A więc panie Cooper, kiedy Kenituck, Tennizy i Appalachee zostały przyjęte do Unii, Traktat o zbiegłych niewolnikach stał się Ustawą o zbiegłych niewolnikach. Ta ustawa stanowi, że kiedy ktoś utrudnia Odszukiwaczowi wykonywanie obowiązków na terenie jednego z wolnych stanów, zostaje osądzony w stanie, gdzie zamieszkuje właściciel ściganego niewolnika. W chwili popełnienia przestępstwa stanem tym było Appalachee, ale właściciel wzmiankowanego niewolnika, pan Cavil Planter, przeniósł się do Kenituck. Zatem zgodnie z prawem tam właśnie powinna nastąpić ekstradycja pana Alvina Smitha w celu osądzenia. Jeśli okaże się, że działał w obronie własnej, zostanie oczywiście uwolniony. Nasz wniosek dotyczy odroczenia tej sprawy do czasu zakończenia obecnego procesu. Zgodzi się pan, jestem przekonany, że leży to w interesie pańskiego klienta.
Tak mogło się z pozoru wydawać, ale Verily nie był głupcem — gdyby rzeczywiście leżało to w interesie Alvina Smitha, Daniel Webster na pewno by nie nalegał. Najbardziej oczywistym motywem była chyba próba wpłynięcia na decyzję przysięgłych. W Hatrack na ogół lubiono Alvina. Jeśli sędziowie uwierzą, że skazując go za kradzież pługa, ratują przed ekstradycją do stanu, gdzie z pewnością zawiśnie, mogą go skazać dla jego własnego dobra.
— Wysoki Sądzie, mój klient sprzeciwia się temu wnioskowi i domaga się jak najszybszego rozstrzygnięcia sprawy ekstradycji. Chciałby być oczyszczony z zarzutów, zanim odpowie na oskarżenia wysunięte tutaj.
— Nie podoba mi się ten pomysł — stwierdził sędzia. — Jeśli odbędzie się rozprawa i udzielimy zgody na ekstradycję, wtedy ten proces stanie się mniej ważny i oskarżony wyjedzie do Kenituck.
— Nie bądź durniem, chłopie — szepnął Verily'emu Marty Laws. — Sam namówiłem do tego Webstera. To szaleństwo odsyłać go do Kenituck.
Verily wahał się przez chwilę. Ale zdążył już zrozumieć, jak pasowali do siebie Webster i Laws. Laws mógł wierzyć, że namówił Webstera do odroczenia ekstradycji, ale Verily miał niemal pewność, że w rzeczywistości było odwrotnie. Webster chciał odroczenia. A zatem Verily nie chciał.
— Zdaję sobie z tego sprawę — oświadczył, choć zdanie to stało się prawdziwe przed ledwie pięcioma sekundami. — Jednakże proszę o jak najszybsze przesłuchanie w sprawie ekstradycji. Wierzę, że mój klient ma do tego prawo. Nie chcemy, aby ława przysięgłych decydowała, mając w świadomości wiszącą nad moim klientem groźbę.
— Ale nie chcemy, żeby pozwany opuścił stan, wciąż będąc w posiadaniu złota Makepeace'a Smitha! — krzyknął Webster.