Выбрать главу

Ale jeszcze piękniejszy był inny obraz: Calvin wolny w wielkim mieście. Calvin wyzwolony z cienia swego brata.

A co najlepsze, nie mogą nawet go ścigać. Tutaj, w miasteczku Vigor Kościół, wszystkich dorosłych wiąże klątwa Tenska-Tawy: każdemu obcemu muszą opowiadać, jak to wymordowali niewinnych Czerwonych nad Chybotliwym Kanoe. Jeśli tego nie zrobią, ich ręce spłyną krwią, jak nieme świadectwo zbrodni. Z tego powodu tutejsi nie podróżowali tam, gdzie mogli spotkać obcych. Tylko sam Alvin mógłby go szukać, tylko w towarzystwie tych, którzy byli zbyt młodzi, by brać udział w masakrze. A tak, jeszcze ich szwagier Armor — na niego nie spadła klątwa. I może Measure, który nie uczestniczył w walce, ale sam przyjął na siebie przekleństwo — on pewnie też mógłby wyjechać. Ale i tak marny to będzie pościg.

Zresztą dlaczego mieliby go szukać? Alvin uważał, że Calvin nic nie jest wart. Nie jest wart nauczania. To jak miałby być wart pościgu?

Wolność była zawsze tylko o kilka kroków ode mnie, pomyślał Calvin. Wystarczyło tylko zrozumieć, że Alvin nigdy nie uzna we mnie prawdziwego przyjaciela i brata. Bajarz mi to uświadomił. Powinienem mu podziękować.

Na szczęście przekazałem mu już wszystkie wyrazy wdzięczności, na jakie zasłużył.

Calvin zachichotał. Potem odwrócił się i znów ruszył do lasu. Idąc między drzewami, próbował poruszać się tak cicho, jak Alvin — sztuczka, jakiej nauczył się od dzikich Czerwonych, zanim zrezygnowali i ucywilizowali się albo przeszli przez Mizzipy do pustej krainy na zachodzie. Jednak mimo wysiłków Calvin cały czas hałasował i łamał gałązki.

Na pewno Alvin też robi dużo hałasu, tłumaczył sobie. Wykorzystuje tylko swój talent, by ludzie myśleli, że idzie cicho. Bo kiedy wszyscy myślą, że jesteś cichy, to jesteś, prawda? Przecież to żadna różnica.

Całkiem to podobne do tego hipokryty Alvina: każe nam wierzyć, że jest w harmonii z zielonym życiem, a naprawdę jest niezgrabny jak wszyscy. Ja przynajmniej nie wstydzę się uczciwego hałasu.

Z tą myślą Calvin ruszył przez gąszcza, łamiąc gałęzie i przy każdym kroku szeleszcząc liśćmi.

ROZDZIAŁ 3 — OBSERWATORZY

Kiedy Calvin wyruszał w swoją podróż bez celu, starając się nie myśleć przy każdym kroku o Alvinie, ktoś inny już był w podróży i także starał się wypchnąć Alvina z pamięci. Na tym jednak kończyły się podobieństwa. Tą drugą osobą bowiem była Peggy Larner, która znała Alvina lepiej i kochała bardziej niż ktokolwiek inny. Jechała właśnie powozem po polnej drodze w Appalachee i była przynajmniej tak samo nieszczęśliwa jak Calvin. Różnica polegała na tym, że o swoje nieszczęścia winiła tylko siebie samą.

Kiedy zginęła jej matka, Peggy Larner myślała, że zostanie w Hatrack River na resztę życia, pomagając ojcu prowadzić zajazd. Skończyła już z ważnymi sprawami tego świata. Próbowała przyłożyć do nich rękę, a w rezultacie zapomniała, co się dzieje na jej własnym podwórku; nie dostrzegła śmierci grożącej matce. Śmierci łatwej do zapobieżenia, uzależnionej od zwykłego przypadku; jedno słowo ostrzeżenia, a matka i ojciec by wiedzieli, że Odszukiwacze Niewolników wrócą tej nocy, ilu ich będzie, jak uzbrojonych, przez które drzwi wejdą. Peggy jednak pilnowała ważnych spraw tego świata, dbała o swoją głupią miłość do Alvina, młodego kowalskiego czeladnika. Ten czeladnik potrafił zrobić pług z żywego złota i poprosił ją o rękę, chciał, żeby ruszyła z nim w świat walczyć z Niszczycielem, a przez ten czas Niszczyciel wkradł się tylnymi drzwiami i rozbił jej życie pociskiem ze strzelby, który rozerwał ciało matki i na zawsze złożył na ramiona Peggy najstraszliwsze brzemię.

Jakie to dziecko, które nie uważa, kiedy może ocalić życie własnej matki?

Nie mogła wyjść za Alvina. W ten sposób wynagrodziłaby siebie za własny egoizm. Powinna zostać i pomagać ojcu w pracy.

A jednak nawet tego nie potrafiła dokonać, w każdym razie nie na długo. Kiedy ojciec na nią patrzył — a raczej kiedy wolał na nią nie patrzeć — czuła, że jego ból rozdziera jej serce. Wiedział, że mogła zapobiec tragedii. I chociaż ze wszystkich sił starał się nie robić jej wyrzutów, nie musiał nic mówić, żeby wiedziała, co myśli. Nie, nie użyła swojego talentu, żeby zajrzeć w płomień jego serca, w jego gorzkie wspomnienia. Wiedziała nie patrząc, bo znała go dobrze, tak jak dzieci znają rodziców.

Aż przyszedł dzień, kiedy nie mogła już tego znieść. Raz już, jako dziewczynka, opuściła dom, pozostawiając tylko krótki liścik. Tym razem miała więcej odwagi: stanęła przed ojcem i powiedziała, że nie może zostać.

— Czyżbym stracił też córkę po tym, jak straciłem żonę?

— Masz córkę i zawsze ją miałeś — odparła Peggy. — Ale kobieta, która mogła zapobiec śmierci twojej żony i nie zrobiła tego… ta kobieta nie może tu dłużej zostać.

— Czy coś mówiłem? Czy słowem albo uczynkiem…

— To twój talent, że ludzie czują się dobrze pod twoim dachem, tato, a ze mną starałeś się wyjątkowo. Ale żaden talent nie zdejmie z mojej duszy strasznego ciężaru. Ani miłość, ani dobroć, jakie mógłbyś mi okazać, nie ukryją przede mną tego, jak cierpisz na mój widok.

Ojciec wiedział, że nie zdoła dłużej oszukiwać córki. Przecież była żagwią.

— Będę za tobą tęsknił całym sercem — rzekł.

— Ja też będę za tobą tęskniła — odparła.

Pocałowała go, objęła na chwilę i wyszła. Raz jeszcze odjechała powozem doktora Whitleya Physickera do Dekane. Tam zamieszkała u rodziny, która kiedyś wyświadczyła jej wiele dobrego.

Nie została jednak długo i wkrótce wyjechała dyliżansem do Franklina, stolicy Appalachee. Nie znała tam nikogo, ale miała poznać: żadne serce nie mogło pozostać przed nią zamknięte, więc szybko odnalazła ludzi, którzy instytucji niewolnictwa nienawidzili tak samo jak ona. Jej matka zginęła, ponieważ pół-Czarnego przyjęła do domu i rodziny jak syna, choć zgodnie z prawem należał do jakiegoś białego mężczyzny w Appalachee.

Chłopiec ów, Arthur Stuart, wciąż był wolny i mieszkał z Alvinem w miasteczku Vigor Kościół. Ale instytucja niewolnictwa, która zabiła jego naturalną i przybraną matkę, także przetrwała. Nie było żadnej nadziei na zmianę sytuacji w ziemiach królewskich na południu i wschodzie, ale w Appalachee żył naród, który zdobył wolność dzięki ofierze George'a Washingtona i pod przywództwem Thomasa Jeffersona. Była to kraina ideałów. Z pewnością Peggy zdoła wykorzystać swoje możliwości, by wyplenić z tej ziemi zło niewolnictwa. Właśnie w Appalachee Arthur Stuart został poczęty z gwałtu okrutnego pana na bezbronnej niewolnicy. Właśnie w Appalachee postanowiła zatem Peggy dyskretnie, ale mądrze wspomagać tych, którzy nienawidzili niewolnictwa, a przeszkadzać tym, którzy chcieliby je utrzymać.

Podróżowała w przebraniu, oczywiście. Nie dlatego że ktoś mógłby ją poznać, ale nie chciała, by nazywano ją Peggy Guester, gdyż było to także nazwisko jej matki. Przedstawiała się jako panna Larner, wykształcona nauczycielka francuskiego, łaciny i muzyki. W tym przebraniu udzielała lekcji: tutaj kilka tygodni, tam kilka… Prowadziła tylko kursy zaawansowane, dla nauczycieli w rozmaitych wioskach i miasteczkach.