Marty pokiwał głową i wpatrzył się w przestrzeń.
— A niech mnie… Tak, wy możecie to wiedzieć.
— Ostatnio jakoś często obstawiacie niewłaściwego konia — zauważyła Peggy.
— Trudno zaprzeczyć — przyznał Marty. — Od lat powtarzam Makepeace'owi Smithowi, że nie ma żadnych dowodów przeciwko Alvinowi i na pewno nie wydadzą go nam z Wobbish. Aż nagle Alvin zjawia się tutaj i co ja mogę zrobić? Mam tu Makepeace'a, a on ma jeszcze jednego świadka. Nigdy nie wiadomo, co zrobią przysięgli. Moim zdaniem to marny interes.
— Czemu więc nie wnioskujecie o oddalenie oskarżenia?
Marty spojrzał na nią ponuro.
— Tego mi zrobić nie wolno, panno Peggy, z tego prostego powodu, że jednak jest jakaś sprawa. Mam nadzieję, że ten angielski prawnik, co go rodzina Alvinowi przysłała, potrafi go wybronić. Ale nie mam zamiaru siedzieć z założonymi rękami. Nie rozumiecie czegoś, panno Peggy. Ja znam większość ludzi z tego okręgu i prawie za każdym razem w sądzie oskarżam kogoś, kogo lubię. Nie dlatego go oskarżam, że go nie lubię. Oskarżam, ponieważ źle postąpił, a ludzie z okręgu Hatrack po to mnie właśnie wybrali. Dlatego mam nadzieję, że Alvin będzie uniewinniony, ale jeśli tak się stanie, to nie dlatego że nie wypełniałem swoich obowiązków.
— Byłam w kuźni tej nocy, kiedy powstał pług. Dlaczego nie wezwiecie mnie na świadka?
— Widzieliście, jak go zrobił?
— Nie. Kiedy zobaczyłam pług, był już skończony.
— Więc czego tak naprawdę jesteście świadkiem?
Peggy nie odpowiedziała.
— Chcecie zeznawać, bo jesteście żagwią, a ludzie w Hatrack River o tym wiedzą. Kiedy powiecie, że Makepeace Smith kłamie, uwierzą wam. Ale martwi mnie pewien drobiazg, panno Peggy. Wiem, że wy i Alvin robiliście do siebie słodkie oczy; może to jeszcze nie minęło. I kiedy staniecie przed ławą, skąd mogę wiedzieć, że nie popełnicie strasznego grzechu przeciwko Bogu i nie skłamiecie, żeby tylko chłopak odzyskał wolność?
Peggy poczerwieniała ze złości.
— Wiecie, bo wiecie też, że moja przysięga nie jest gorsza od innych.
— Jeśli staniecie jako świadek, panno Peggy, obalę wasze zeznanie, wzywając innych, którzy zaświadczą, że przez wiele miesięcy żyliście w Hatrack River w przebraniu, że oszukiwaliście wszystkich w sprawie własnej tożsamości. Dzięki heksom udawaliście starą pannę, nauczycielkę w średnim wieku, i przez cały czas spotykaliście się z kowalskim terminatorem, udając, że go uczycie. Wiem, że mieliście ważne powody dla takiego zachowania. Wiem, że istniał też zapewne powód, dla którego owej nocy, kiedy zginęła wasza matka, widziano, jak wy i Alvin razem biegniecie z kuźni, tyle że Alvin był golusieńki. Rozumiecie, do czego zmierzam?
— Radzicie, żebym nie zeznawała.
— Mówię, że chociaż niektórzy wam uwierzą, inni będą pewni, że pomagacie Alvinowi jako jego wspólniczka. Moim obowiązkiem jest wzbudzić w przysięgłych wszelkie możliwe wątpliwości co do waszych zeznań.
— Czyli jednak jesteście nieprzyjacielem Alvina i nieprzyjacielem prawdy! — zawołała Peggy, próbując go urazić.
— Możecie mnie oskarżać — odparł Marty. — Ale moim obowiązkiem jest dowiedzenie, że Alvin ukradł to złoto. Wasze zeznanie, całkowicie oparte na niesprawdzalnym oświadczeniu żagwi, że Makepeace jest kłamcą, nie powinno zostać przyjęte bez wątpliwości. Gdyby tak się stało, to każdy niedopieczony tłumacz snów czy fałszywy prorok w okolicy mógłby mówić przed sądem, co mu tylko przyjdzie do głowy, a przysięgli by mu wierzyli. I co by się wtedy stało ze sprawiedliwością w Ameryce?
— Nie wiem, czy dobrze rozumiem. Chcecie mnie zdyskredytować, zniszczyć moją reputację i skazać Alvina, a wszystko to w imię sprawiedliwości w Ameryce?
— Już mówiłem — powtórzył Marty Laws. — Mam nadzieję, że wasz prawnik poradzi sobie z obroną Alvina nie gorzej niż ja z oskarżaniem. Mam nadzieję, że odkryje tyle dowodów pogrążających naszych świadków, ile pan Webster i ja znaleźliśmy przeciwko Alvinowi. Bo szczerze mówiąc, wcale mi się nie podobają nasi świadkowie. Uważam, że Makepeace to chciwy drań i kłamca, który powinien trafić do więzienia za krzywoprzysięstwo, ale nie umiem tego dowieść.
— Jak możecie żyć, pracując w służbie zła, kiedy przecież wiecie, co jest dobre?
— Dobro nakazuje też, żeby oskarżyciel publiczny oskarżał, a nie sądził.
Peggy smętnie pokiwała głową.
— I rzadko zdarza się sprawa, w której ktoś ma po swojej stronie samo dobro, a jego przeciwnik jest całkiem zły.
— To szczera prawda, panno Peggy. Najszczersza prawda.
— Radzicie mi, żebym nie zeznawała.
— Nic z tych rzeczy. Ostrzegłem tylko, jaką cenę zapłacicie za zeznanie.
— Nasza rozmowa jest chyba nieetyczna, prawda?
— Odrobinę — przyznał Marty. — Ale wasz ojciec i ja znamy się od bardzo dawna.
— Nie wybaczy wam, jeśli zniszczycie moją reputację.
— Wiem, panno Peggy. A to złamie mi serce. — Skinął jej głową na pożegnanie i musnął palcem czoło, jak gdyby chciał pstryknąć w kapelusz, którego nie nosił w budynku. — Miłego dnia.
Peggy weszła za nim na salę rozpraw.
Pierwszego dnia zeznawało ośmiu świadków, którzy widzieli złoty pług. Jako pierwszy wystąpił Merlin Wheeler w fotelu na kółkach. Peggy wiedziała, że przed laty Alvin zaproponował mu uzdrowienie, by znowu mógł chodzić. Ale Merlin tylko spojrzał mu prosto w oczy i powiedział: „Straciłem czucie w nogach przez tych samych ludzi, którzy zabili mi żonę i dziecko. Jeśli potrafisz ich ożywić, możemy potem pogadać o moich nogach”. Alvin wtedy nie zrozumiał, a Peggy, szczerze mówiąc, nie rozumiała do dzisiaj. Czy jeżdżąc na wózku Merlin pomagał jakoś żonie i dziecku? A może sam sobie pomagał? Może ten fotel był jak czarna żałobna opaska, widoczny symbol, że okaleczyła go strata najbliższych? W każdym razie okazał się doskonałym świadkiem, głównie dlatego że ludzie wiedzieli o jego talencie widzenia, co jest sprawiedliwe i słuszne. Uznawano go za nieformalnego sędziego, chociaż nieczęsto obie strony sporu zgadzały się na jego osąd. Jedna lub druga zawsze jakoś uważała za niewygodne przekazanie sprawy do decyzji człowieka naprawdę bezstronnego i uczciwego. Przysięgli wysłuchali jego oświadczenia z uwagą.
— Nie mówię, że pług jest zaczarowany, bo nie wiem, w jaki sposób stał się taki, jaki jest. Mówię jedynie, że wygląda jak złoty, waży jak złoty i rusza się, choć nie kieruje nim niczyja ręka.
Wheeler narzucił ton pozostałym. Albert Wimsey był zegarmistrzem z talentem do metali. Uciekł do Ameryki, kiedy rywale w interesach oskarżyli go o wykorzystywanie czarów przy budowie mechanizmów zegarowych. Kiedy stwierdził, że widział złoto, powiedział to z przekonaniem i ława przysięgłych nie miała więcej wątpliwości, z jakiego metalu zbudowany jest pług. Jan Knickerbaker był dmuchaczem szkła i miał oko widzące różne rzeczy wyraźniej niż inni ludzie. Ma Bartlett, staruszka, pracowała kiedyś jako nauczycielka, a teraz mieszkała w starej chacie, którą zbudował sobie Po Doggly, kiedy dopiero osiedlił się w tej okolicy. Skądś przysyłano jej niewielką rentę; całe dnie spędzała pod dębem na brzegu Hatrack River, łapała ryby i wypuszczała je do wody. Ludzie zwracali się do niej, kiedy chcieli sprawdzić, czy mogą komuś zaufać. Nigdy się nie myliła, przez co wiele pączkujących romansów nie zdołało się rozwinąć. W końcu miejscowi przestali jej zadawać pewne pytania.
Billy Sweet robił cukierki; był młody i naiwny, nikt nie traktował go poważnie, ale nie można go było nie lubić, choćby nie wiadomo jakie głupstwa wyczyniał czy opowiadał. Naomi Lerner zarabiała trochę jako nauczycielka, ale talent miała do głupoty, nie nauki — głupotę wyczuwała na milę, choć nie bardzo potrafiła jej zaradzić. Jereboam Hemelett, rusznikarz, musiał mieć trochę talentu ogniowego, bo choćby dzień był najbardziej wilgotny, proch w karabinach Hemeletta zawsze się zapalał. A Goody Trader — której pierwsze imię brzmiało podobno Charity albo Chastity, co powtarzali z ironią ci, którzy jej nie lubili — prowadziła sklep przy końcu Main Street. Trzymała na półkach nie tylko towary, których ludzie szukali, ale też takie, których potrzebowali nieświadomie.