Выбрать главу

Wszyscy opowiadali, jak podnosili pług, jak się poruszał, brzęczał, drżał albo grzał im ręce, a wzrok przysięgłych wciąż kierował się ku workowi pod krzesłem Alvina. Alvin nie dotykał go ani nie robił nic, by zwrócić na niego uwagę, ale przesuwał się na krześle, jak gdyby pług w worku był środkiem ciężkości jego ciała. Przysięgli chcieliby zobaczyć ten pług na własne oczy, ale z miny Alvina poznawali, że to im się nie uda. Że tych ośmiu widziało w ich imieniu. To musi wystarczyć.

Ośmiu świadków było dobrze znanych w mieście, wszyscy cieszyli się zaufaniem (chociaż Billy Sweet tylko w ograniczonym zakresie, bo sam był tak ufny, że byle jaki kłamca potrafił mu wmówić każdą bzdurę) i powszechną sympatią, jeśli nie liczyć zwykłych codziennych kłótni. Peggy znała ich, znała lepiej niż oni siebie nawzajem, i może to właśnie nie pozwoliło jej dostrzec faktu, który zauważył chyba tylko Arthur Stuart.

Arthur siedział obok niej i z szeroko otwartymi oczami wysłuchiwał zeznań. Dopiero kiedy skończył ostatni świadek, chłopiec pochylił się do Peggy i szepnął:

— W Hatrack River sporo jest ludzi z mocnymi talentami, prawda?

Peggy dorastała w tym miasteczku i chociaż wielu mieszkańców osiedliło się tutaj po jej odjeździe, zawsze miała uczucie, że zna wszystkich. Czy naprawdę? Pierwszy raz uciekła, zanim Alvin zjawił się, by terminować u Makepeace'a Smitha. W ciągu następnych ośmiu lat spędziła w miasteczku tylko rok — właściwie mniej niż rok — w przebraniu. Przez te osiem lat przybyło wielu nowych osadników, ze dwa razy więcej, niż żyło tu przed jej ucieczką. Obejrzała płomienie ich serc — odruchowo, ponieważ chciała wiedzieć, jacy ludzie ją otaczają.

Ale aż do wyszeptanej na ucho uwagi Arthura Stuarta nie uświadamiała sobie, jak wielu z nich ma zadziwiające talenty. Ośmiu świadków nie wyróżniało się specjalnie — po prostu wiele było tu talentów, więcej niż w jakimkolwiek innym miejscu, jakie odwiedziła.

Dlaczego? Co ich tu sprowadziło?

Odpowiedź była prosta i oczywista — tak oczywista, że Peggy natychmiast zaczęła w nią wątpić. Czy naprawdę coś przywiodło tych ludzi, ponieważ przebywał tu Alvin? Właśnie w Hatrack opanował swój talent, uczynił z niego wszechogarniającą potęgę. Tutaj zrobił żyjący pług. Czy to jego Stwarzanie ich ściągnęło? Roznieciło ogień i skłoniło stopy do wyruszenia w drogę, aż odpoczęły w miejscu, gdzie Stwarzanie unosiło się w powietrzu?

A może to coś więcej? Może Ktoś nimi kierował, i to nie Stwarzanie ich sprowadziło do Hatrack, ale ten sam Ktoś, kto doprowadził do miasta Alvina? Czy to znaczy, że wszystkie wydarzenia zmierzają do jakiegoś celu, realizują jakiś plan? Peggy pragnęła w to uwierzyć, ponieważ wtedy nie byłaby odpowiedzialna za to, by wszystko się dobrze ułożyło. Jeśli Bóg pilnuje tu spraw, to mogę odstawić miotłę, odłożyć igłę z nitką, gdyż nie mam nic do sprzątania ani szycia. Mogę się zająć własnym życiem.

Tak czy inaczej było jasne, że Hatrack River to coś więcej niż tylko miasteczko, gdzie w tej chwili Alvin siedzi w wiezieniu. To miejsce, gdzie w zadziwiającej ilości zbierają się ukryte moce. Verily Cooper przemierzył ocean, by spotkać się z AMnem; może inni także pokonali ocean, góry czy szerokie przestrzenie prerii i puszcz, by dotrzeć tam, gdzie Stwórca stworzył swój złoty pług. Niedawno te osiem osób dotknęło pługa, zobaczyło, jak się porusza, wiedziało, że jest żywy. Jak to na nich wpłynie?

Dla Peggy „zapytać” oznaczało „sprawdzić”: zajrzała w płomienie ich serc i zobaczyła rzecz zadziwiającą. Wcześniej u nikogo nie dostrzegła ścieżek związanych tak ściśle z przyszłością Alvina. Ale teraz przekonała się, że ich życie łączy się z jego życiem. U wszystkich znalazła liczne ścieżki prowadzące do kryształowego miasta na brzegu rzeki.

Po raz pierwszy Kryształowe Miasto z wizji Alvina pokazało się w przyszłości kogoś innego.

Niemal zemdlała z poczucia ulgi. Miasto przestało być nieuformowanym marzeniem w sercu Alvina, bez żadnej ścieżki wskazującej, jak tam dotrzeć. Teraz mogło się stać rzeczywistością, rzeczywistością także dla tych ośmiu osób.

Dlaczego? Tylko z tego powodu, że dotknęli żywego pługa? Czyżby był narzędziem zmieniającym ludzi w obywateli Kryształowego Miasta, oazy wolności, o jakiej marzył Alvin?

Nie, niemożliwe. Kryształowe Miasto nie byłoby oazą wolności, gdyby jakaś potężna moc zmuszała ludzi do przemiany w jego obywateli. Pług otwierał raczej drzwi w ich życiu, dzięki czemu mogli wkroczyć w przyszłość, o jakiej najbardziej marzyli. W miejsce i czas, gdzie ich talenty rozkwitną w całej pełni, gdzie ludzie razem stworzą coś większego, niż potrafiliby zbudować samodzielnie.

Musiała powiadomić o tym Alvina. Powinien wiedzieć. W Vigor Kościele próbował ludzi o skromnych talentach uczyć tego, czego zrobić nie mogli, a jeśli nawet, to z wielkim trudem. Tymczasem tutaj, w miejscu gdzie przyszedł na świat, gromadzili się już przyszli mieszkańcy Kryształowego Miasta, posiadający naturalne dary i skłonności, które uczynią z nich Stwórców.

Coś jeszcze przyszło jej do głowy i spojrzała w płomienie serc przysięgłych. Kolejna grupa przypadkowo dobranych osób — i znowu, choć nie posiadali jakichś wyjątkowych talentów, to jednak talenty ich określały. Z pewnością mogli szukać odpowiedzi na pytania, co znaczą ich zdolności, po co je otrzymali. Ludzie, których coś — świadomie lub nie — ciągnęło do miejsca, gdzie narodził się Stwórca. Do miejsca gdzie żelazo zmieniło się w złoto, gdzie mały mieszaniec został przemieniony tak, że skarbczyk nie wskazywał go już jako niewolnika. Do miejsca gdzie ludzie obdarzeni talentami, zdolnościami i marzeniami mogą znaleźć wspólny cel, mogą zbudować coś wspólnie, mogą się stać Stwórcami.

Czy wiedzieli, jak bardzo potrzebują Alvina? Jak bardzo ich marzenia i nadzieje od niego zależą? Nie, oczywiście, że nie. Byli przysięgłymi, próbowali zachować bezstronność. Próbowali osądzić zgodnie z prawem. To dobrze. To też rodzaj Stwarzania — strzeżenie prawa, choćby serce miało od tego pęknąć. Utrzymywanie porządku w społeczności. Gdyby okazali stronniczość, faworyzowali kogoś dlatego, że go podziwiają, potrzebują, lubią czy nawet kochają, byłby to koniec sprawiedliwości. A gdy upadnie sprawiedliwość, kiedy otwarcie zostanie wzgardzona, rozsypie się także porządek. Korupcja wymiaru sprawiedliwości to sztuczka Niszczyciela. Verily Cooper musi udowodnić, że Alvin ma rację, a przynajmniej wykazać bezzasadność zarzutów Makepeace'a; musi umożliwić ławie przysięgłych wydanie wyroku uniewinniającego.

A wtedy w płomieniach ich serc otworzą się ścieżki podobne do ścieżek świadków: kiedyś staną przy Alvinie, zbudują sięgające nieba wieże z lśniącego kryształu, chwytające światło i zmieniające je w prawdę — tak jak to się działo, kiedy Tenska-Tawa poprowadził Alvina do wnętrza wiru.

Czy powiedzieć Alvinowi, że współ-Stwórcy siedzą wokół niego na sali sądowej? Czy mu to pomoże, czy raczej wzbudzi nadmierną pewność siebie?

Mówić czy nie mówić — odwieczne pytanie, z którym zmagała się Peggy. W porównaniu z nim zagadka Hamleta była śmieszna i prosta. Rozważania o samobójstwie zawsze są dziełem Niszczyciela. Ale wyznanie prawdy i ukrycie prawdy — tego nie wiadomo. Konsekwencje są nieprzewidywalne.