Verily bardzo uprzejmie zapytał, czy Gertie Smith mówiła kiedykolwiek coś, co by sugerowało, że Alvin jest takim złym chłopcem, za jakiego uważał go Makepeace.
Marty poderwał się.
— To tylko pogłoski, Wysoki Sądzie.
— No cóż, Marty — odparł zniecierpliwiony sędzia. — Wiemy, że to pogłoski. Dla pogłosek w ogóle ją wezwałeś.
Marty Laws usiadł zawstydzony.
— Nigdy nie wspominała o jego kowalstwie ani nic — oświadczyła Anga. — Ale wiem, że Gertie lubiła tego chłopca. Zawsze jej pomagał. Nosił wodę, kiedy tylko poprosiła, a to najgorsza robota. Był dobry dla dzieci i… no, pomocny. Nigdy nie powiedziała o nim złego słowa i wydaje mi się, że ceniła jego dobroć.
— Czy Gertie wspomniała, że kiedyś ją okłamał lub oszukał? — zapytał Verily.
— Nie, chyba że policzyć ukrywanie jakiejś pracy, dopóki jej nie skończył, żeby zrobić niespodziankę. Jeśli to jest oszukiwanie, to owszem, oszukał ją kilka razy.
I to wszystko. Alvin przekonał się z ulgą, że Gertie nie krytykowała go za plecami, że nawet po śmierci pozostała mu przyjacielem. Zdziwił się tylko, że Verily jest taki smutny, kiedy siadał na ławie obok niego. Marty wezwał kolejnego świadka, niejakiego Hanka Dowsera, lecz jego opowieści Alvin mógł się domyślić. Ten człowiek miał w sobie złość i wysłuchanie go nie będzie przyjemne. Naturalnie, on również niczego nie widział, a przecież kopanie studni nie ma nic wspólnego z pługiem. Dlaczego więc Verily jest taki nieszczęśliwy?
Alvin zapytał go.
— Bo Marty Laws nie miał żadnego powodu, żeby powoływać tę kobietę. Zeznawała przeciwko oskarżeniu, a przecież musiał to wiedzieć z góry.
— Więc po co ją wezwał?
— Bo chciał pod coś położyć fundament. A że w normalnych zeznaniach nie powiedziała nic nowego, ten fundament znalazł się w odpowiedzi na moje pytania.
— Zapytałeś Angę, czy Gertie miała o mnie taką samą złą opinię jak jej mąż.
Verily zastanowił się.
— Nie. Zapytałem też, czy kiedykolwiek oszukałeś Gertie Smith. Ależ jestem głupcem! Gdybym tylko mógł cofnąć te słowa!
— A co w nich złego? — zdziwił się Alvin.
— Na pewno ma świadka, który nazwie cię oszustem. Świadka, który poza tym nie ma żadnego związku ze sprawą.
Tymczasem bardzo oburzony Hank Dowser opowiadał, jaki zarozumiały był uczeń Makepeace'a, jak ośmielił się tłumaczyć różdżkarzowi, gdzie szukać wody.
— Nie ma szacunku dla niczyjego talentu oprócz własnego.
— Protestuję, Wysoki Sądzie! — zawołał Verily. — Świadek nie ma kompetencji do oceny szacunku bądź braku szacunku mojego klienta dla talentów innych ludzi w ogólności.
Protest został podtrzymany. Hank Dowser okazał się bystrzejszy niż Makepeace i więcej nie sprawiał kłopotów. Szybko ustalono, że uczeń kowala istotnie wykopał studnię w innym miejscu, niż wskazał Hank.
Verily miał tylko jedno pytanie.
— Czy tam, gdzie wykopał studnię, była woda?
— To nie ma nic do rzeczy! — oznajmił z oburzeniem Hank Dowser.
— Z przykrością muszę pana poinformować, panie Dowser, że w tej chwili jestem uprawniony przez sąd do stawiania pytań. I zadałem panu pytanie. Chciałbym poznać pańską odpowiedź. W tej chwili.
— Jakie to było pytanie?
— Czy mój klient dokopał się do wody?
— Dotarł do jakiejś wody, rzeczywiście. Ale w porównaniu z tą czystą wodą, jaką ja znalazłem, jestem pewien, że jego okazała się zamulona, brudna, paskudna w smaku.
— Mam rozumieć, że pańska odpowiedź brzmi „tak”?
— Tak.
To było wszystko.
Wzywając następnego świadka, Marty wykrzyknął nazwisko, od którego Alvinowi ciarki przeszły po plecach.
— Amy Sump.
Atrakcyjna dziewczyna wstała z ławki w tylnej części sali i wyszła na środek.
— Kim ona jest? — zapytał Verily.
— To dziewczyna z Vigor. Ma bardzo bujną wyobraźnię.
— A co sobie wyobraża?
— Jak to ona i ja robiliśmy coś, czego żaden mężczyzna nie powinien robić z tak młodą dziewczyną.
— Robiliście?
Alvina zirytowało to pytanie.
— Nigdy. Ona zaczęła opowiadać zmyślone historie i tak to się zaczęło.
— A co potem?
— Odszedłem z Vigor Kościoła, żeby jej kłamstwa miały czas przycichnąć.
— Zaczęła opowiadać o tobie historie, a ty uciekłeś?
— A jaki to ma związek z pługiem i Makepeace'em Smithem?
Verily skrzywił się.
— Wykaże, czy oszukujesz ludzi, czy nie. Marty Laws ma mnie na haku.
Marty tłumaczył właśnie sędziemu, że nie mógł wcześniej porozmawiać ze świadkiem, więc to jego oświecony kolega poprowadzi przesłuchanie.
— Dziewczyna jest młoda i wrażliwa, ale ufa panu Websterowi.
Verily pomyślał, że zaufanie Amy do Webstera źle wróży szczerości jej zeznań, ale musiał być ostrożny. Była jeszcze dzieckiem, w dodatku dziewczyną. Nie może zachowywać się wobec niej wrogo ani zbyt gwałtownie protestować. W swoich pytaniach powinien być delikatny, bo pomyślą, że się nad nią znęca.
W przeciwieństwie do Makepeace'a Smitha i Hanka Dowsera, w oczywisty sposób rozzłoszczonych i niechętnych Alvinowi, Amy Sump była absolutnie wiarygodna. Mówiła z wahaniem, jakby trochę zawstydzona.
— Nie chcę, żeby Alvin miał przeze mnie kłopoty, proszę pana — powiedziała.
— A to dlaczego? — zapytał Daniel Webster.
— Bo wciąż go kocham — szepnęła.
— Pani… pani wciąż go kocha? — Webster był świetnym aktorem, godnym występów na scenach Drury Lane. — Ale jak… jak to możliwe?
— Noszę w sobie jego dziecko — wyjaśniła, wciąż szeptem.
W sali podniósł się gwar, a Webster znowu udał zaskoczenie.
— Nosi pani… Czy pani jest zamężna, panno Sump?
Pokręciła głową. Lśniące łzy spłynęły jej z oczu i kapnęły na sukienkę.
— A jednak nosi pani dziecko. Dziecko człowieka, któremu zabrakło uczciwości, by uczynić z pani przyzwoitą kobietę. Czyje to dziecko, panno Sump?
To już była przesada. Verily poderwał się z miejsca.
— Wysoki Sądzie, zgłaszam protest! Zeznanie nie ma żadnego związku ze…
— Mówi o kwestii oszustwa, Wysoki Sądzie! — krzyknął Daniel Webster. — Mówi o człowieku, który powie wszystko, co trzeba, by osiągnąć cel, a potem ucieka bez pożegnania, zabrawszy przedtem to, co najcenniejsze, od kogoś, kto mu zaufał!
Sędzia zastukał młotkiem.
— Panie Webster, była to przemowa tak świetna, że mam ochotę spytać przysięgłych o decyzję i zakończyć rozprawę. Niestety, to jeszcze nie koniec, więc byłbym wdzięczny, gdyby zechciał pan się powstrzymać od mów, póki nie przyjdzie na nie pora.
— Odpowiedziałem na protest mojego szanownego przeciwnika.
— Widzisz, Danielu, tu właśnie popełniłeś błąd. Ponieważ protest ów był skierowany do mnie, jako że ja tu jestem sędzią i nie potrzebowałem twojej pomocy. Ale cieszy mnie fakt, że gotów jej jesteś udzielić, gdyby kiedykolwiek była konieczna.
Webster zareagował na ironię czarującym uśmiechem. Nie przejął się; powiedział już to, co zamierzał.
— Prostest zostaje odrzucony, panie Cooper — oznajmił sędzia. — Kto jest ojcem dziecka, panno Sump?
Wybuchnęła płaczem — w odpowiedniej chwili, mimo opóźnienia.
— Alvin — powiedziała łkając. Podniosła głowę i spojrzała żałośnie na ławę oskarżonych, prosto w oczy Alvina. — Och, Al, jeszcze nie jest za późno! Wróć i ożeń się ze mną! Tak bardzo cię kocham!