Выбрать главу

Peggy uniosła głowę i rozejrzała się.

— Co ja tu robię na podłodze? — Wstała. — Ponieważ nie chcesz mojej pomocy, Alvinie, muszę wracać do swojej pracy. W przyszłości wybuchnie wielka wojna, wojna o zniesienie niewolnictwa. Zanim się skończy, w Ameryce, w Koloniach Korony, nawet w Nowej Anglii zginą miliony chłopców. Muszę się postarać, żeby nie ginęli na próżno, żeby po wojnie niewolnicy odzyskali wolność. Za to zginęła moja matka: za wolność dla jednego niewolnika. Ja nie wybiorę jednego; jeśli zdołam, spróbuję ocalić wszystkich. — Spojrzała gniewnie na mężczyzn wpatrujących się w nią szeroko otwartymi oczami. — Uczyniłam ostatnią ofiarę dla Alvina Smitha. Więcej nie potrzebuje mojej pomocy.

I pomaszerowała do drzwi.

— Potrzebuję — szepnął Alvin, ale nie usłyszała go, a po chwili zniknęła.

— Niech to licho porwie! — westchnął Measure. — Alvinie, dlaczego nie zakochałeś się w burzy z piorunami? Dlaczego się nie oświadczyłeś zawiei?

— Oświadczyłem się — odparł Alvin.

Verily stanął w progu celi.

— Idę porozmawiać z Ramoną — oznajmił. — Na wypadek gdybyś jednak zmienił zdanie.

— Nie zmienię.

— Jestem tego pewien. Ale nic więcej nie zostało mi do zrobienia.

Zastanawiał się, czy mówić dalej, ale uznał, że dlaczego nie. Co miał do stracenia? Alvin pójdzie do więzienia, a wyprawa Verily'ego do Ameryki okaże się próżnym wysiłkiem.

— Muszę przyznać, że ty i panna Larner doskonale do siebie pasujecie. We dwójkę posiedliście chyba siedemdziesiąt procent światowych rezerw głupiego uporu.

I on także ruszył do wyjścia. Za sobą usłyszał jeszcze, jak Alvin zwraca się do Measure'a i Arthura:

— To mój obrońca.

Nie był pewien, czy Alvin mówi to z drwiną, czy z dumą. Ale i tak powiększyło to jeszcze jego rozpacz.

* * *

Zeznanie Billy'ego Huntera bardzo Alvinowi zaszkodziło. Było jasne, że zastępca szeryfa go lubi i nie chce mu psuć opinii, ale nie może zmienić tego, co widział, a musi mówić prawdę. Zajrzał do aresztu i nie było tam miejsca, gdzie Alvin i Vilate mogliby się schować.

Verily ograniczył się do ustalenia, że kiedy Vilate wchodziła do aresztu, Alvin na pewno jeszcze tam przebywał, i że zostawiona przez nią zapiekanka była smaczna.

— Alvin jej nie chciał?

— Nie, psze pana. Powiedział… Powiedział, że tak jakby obiecał ją mrówce.

— Ale pozwolił panu ją zjeść?

— Tak, pozwolił.

— No cóż, to dowodzi, że na Alvinie naprawdę nie można polegać. Nie dotrzymał słowa danego mrówce!

Niektórzy parsknęli śmiechem na ten wymuszony żart, ale nie zmieniło to faktu, że oskarżenie podważyło wiarygodność Alvina. I to poważnie.

Przyszła kolej na Vilate. Marty Laws zadał kilka wstępnych pytań i przeszedł do kluczowego punktu.

— Kiedy pan Hunter zajrzał do aresztu i nie znalazł tam pani i Alvina, gdzie byliście?

Vilate demonstracyjnie okazywała, że wolałaby nie odpowiadać. Jednak — co Verily stwierdził z ulgą — nie była tak dobrą aktorką jak Amy Sump. Może dlatego że Amy niemal wierzyła w swoje fantazje, podczas gdy Vilate… Cóż, nie była dzieckiem, nie było mowy o miłości.

— Nie powinnam dać mu się namówić na coś takiego, ale… Zbyt długo już jestem samotna.

— Proszę odpowiedzieć na pytanie.

— Przeprowadził mnie przez mur więzienia. Przeszliśmy przez ścianę. Trzymałam go za rękę.

— I dokąd poszliście?

— Pędziliśmy szybko jak wiatr… Miałam wrażenie, że lecę. Przez pewien czas biegłam obok niego, czerpiąc siłę z jego ręki, kiedy ściskał moją dłoń i prowadził. Potem jednak stało się to zbyt trudne; omdlewałam i nie mogłam biec dalej. Wyczuł to w jakiś sposób i wziął mnie na ręce.

— Gdzie panią zabrał?

— Tam, gdzie jeszcze nie byłam.

Rozległy się chichoty, co trochę ją zbiło z tropu. Najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z dwuznaczności swych słów — a może była lepszą aktorką, niż Verily przypuszczał.

— Nad jezioro. Raczej niewielkie, bo widziałam drugi brzeg. Nad wodą latały ptaki, ale na trawiastym brzegu, gdzie… gdzie spoczęliśmy, byliśmy jedynymi żywymi istotami: ten piękny młody mężczyzna i ja. On, tak pełen obietnic, słów miłości i…

— Czy można powiedzieć, że panią wykorzystał? — przerwał jej Marty.

— Wysoki Sądzie, pytanie sugeruje odpowiedź.

— Nie wykorzystał mnie — oświadczyła stanowczo Vilate. — Byłam chętną uczestniczką wszystkiego, co się stało. To, że dzisiaj żałuję, nie zmienia faktu, że nie zmuszał mnie do niczego. Oczywiście, gdybym wtedy wiedziała, co wiem teraz, że mówił te same słowa, robił te same rzeczy z tą dziewczyną z Vigor Kościoła…

— Wysoki Sądzie, świadek nie wie, co…

— Podtrzymany — powiedział sędzia. — Proszę w swoich wypowiedziach ograniczyć się do kwestii poruszanych w pytaniach.

Verily nie mógł nie podziwiać jej zdolności. Udało jej się wywołać wrażenie, że broni Alvina, a nie stara się go zniszczyć. Całkiem jakby go kochała.

ROZDZIAŁ 16 — PRAWDA

Kiedy przyszła kolej na pytania Verily'ego, przez chwilę siedział nieruchomo i przyglądał się Vilate. Była wizerunkiem samozadowolenia i pewności siebie. Lekko pochyliła głowę w lewo, jakby nieco — ale nie za bardzo — ciekawa, co obrońca ma jej do powiedzenia.

— Panno Franker, czy może mi pani coś wyjaśnić… Kiedy przeniknęliście przez ścianę więzienia, jak się dostaliście na poziom gruntu?

Zmieszała się na chwilę.

— Czyżby areszt był pod ziemią? Kiedy przeszliśmy przez ścianę, musieliśmy chyba… Nie, oczywiście, że nie. Cela jest na piętrze budynku sądu, jakieś dziesięć stóp nad ziemią. Nieładnie, że chciał mnie pan wyprowadzić w pole.

— Nie odpowiedziała pani. To musiał być gwałtowny upadek, kiedy tak wyszliście ze ściany w pustkę.

— Opadliśmy łagodnie. My… poszybowaliśmy do ziemi. To był ważny element tego niezwykłego przeżycia. Gdybym wiedziała, że tak bardzo zależy panu na szczegółach, powiedziałabym od razu.

— A więc Alvin… szybuje.

— To naprawdę niezwykły młody człowiek.

— Też tak uważam — zgodził się Verily. — Co więcej, jedna z jego niezwykłych zdolności pozwala mu widzieć poprzez heksy iluzji. Wiedziała pani o tym?

— Nie, ja… Nie. — Była zaskoczona.

— Na przykład nie działa na niego heks, który wykorzystuje pani, żeby ludzie nie widzieli tych pani sztuczek ze sztuczną szczęką. Wiedziała pani o tym?

— Sztuczki? — oburzyła się. — Sztuczna szczęka? To okropne, co pan opowiada.

— Ma pani czy nie ma pani sztucznej szczęki?

Marty Laws poderwał się z miejsca.

— Wysoki Sądzie, nie dostrzegam związku między sztuczną szczęką a rozpatrywaną sprawą.

— Panie Cooper, to rzeczywiście pytanie bez związku.

— Wysoki Sąd pozwolił oskarżeniu na dalekie odejście od przedmiotu sprawy w próbach zakwestionowania wiarygodności mojego klienta. Myślę, że obrona ma prawo do takich samych działań w celu podważenia wiarygodności tych, którzy twierdzą, że mój klient jest oszustem.

— Sztuczna szczęka to dość osobista kwestia, nie sądzi pan? — spytał sędzia.

— A oskarżanie mojego klienta o uwiedzenie nie jest sprawą osobistą?

Sędzia uśmiechnął się lekko.

— Protest odrzucony. Oskarżenie szeroko otworzyło drogę do takich pytań.