— Ja także dotrzymałem kontraktu — przypomniał Alvin. — Odpracowałem pełny termin, chociaż byłem tam służącym. Po roku czy dwóch nie mógł mnie już niczego nauczyć. Wydawało mi się, że z naddatkiem odpracowałem cenę tego żelaza. Teraz widzę, że zachowałem się jak obrażony dzieciak. Makepeace miał prawo tak postępować; dlatego chętnie zwrócę mu cenę żelaza, a nawet zrobię drugi pług zamiast tego.
— Ale nie oddasz mu tego pługa, który zrobiłeś?
— Gdyby Makepeace dał mi złoto na pług, oddałbym mu tyle samo. Ale on dał mi żelazo. A nawet gdyby miał prawo do takiej ilości złota, to z pewnością nie ma prawa do tego akurat, ponieważ zniszczyłby je, gdyby mu wpadło w ręce. A takiego pługa nie wolno niszczyć, zwłaszcza tym, którzy nie mają mocy, by wykonać go znowu. Poza tym gadał o złodziejstwie, zanim jeszcze zobaczył, jak pług się rusza.
— Widział, jak się rusza?
— Tak jest. Powiedział wtedy do mnie: „Wynoś się stąd. Zabierz to i wynoś się! Nie chcę cię tu więcej oglądać!” Jeśli dobrze pamiętam, takich właśnie słów użył. I gdyby dzisiaj zaprzeczył, Bóg zaświadczy przeciw niemu w Dniu Sądu. I Makepeace to wie.
Verily pokiwał głową.
— Wysłuchaliśmy twojej opinii o sprawie — stwierdził. — Teraz w kwestii Hanka Dowsera. Jak odpowiesz na zarzut, że wykopałeś studnię w innym miejscu niż to, które wskazał?
— Wiedziałem, że to nie jest dobre miejsce — wyjaśnił Alvin. — Ale kopałem tam, gdzie powiedział, prosto w dół, aż trafiłem na litą skałę.
— I nie znalazłeś wody?
— Właśnie. Wtedy poszedłem tam, gdzie powinienem zacząć od razu. Wykopałem studnię i słyszałem, że do dzisiaj daje czystą wodę.
— Zatem pan Dowser się pomylił?
— Nie pomylił się, bo tam rzeczywiście była woda. Nie wiedział tylko, że pod ziemią biegnie warstwa skały, a woda płynie niżej. Nad skałą ziemia jest sucha jak pieprz. Dlatego powstała naturalna łąka; nie rosną tam drzewa, tylko krzaki z krótkimi korzeniami.
— Dziękuję — powiedział Verily. — Przekazuję panu świadka. — Skłonił się w stronę Marty'ego Lawsa.
Marty Laws podparł rękami brodę.
— No cóż, nie mam zbyt wielu pytań. Znamy wersję wydarzeń Makepeace'a i pańską. Niech pan powie, czy jest możliwe, że w rzeczywistości nie zmienił pan żelaza w złoto? Że znalazł pan złoto w tym pierwszym wykopanym dole, a potem uformował je pan w kształt pługa?
— Nie, to niemożliwe — zapewnił Alvin.
— Zatem nie ukrył pan starego pługa w celu poprawienia swojej reputacji Stwórcy?
— Nigdy mi nie zależało na reputacji Stwórcy — oświadczył stanowczo Alvin. — A co do żelaza, to ono już nie jest żelazem.
Marty Laws kiwnął głową.
— Nie mam więcej pytań. Sędzia spojrzał na Verily'ego.
— Może obrona chce jeszcze coś wiedzieć?
— Tylko jeden drobiazg. Alvinie, słyszałeś, co Amy Sump mówiła o tobie i dziecku, które nosi. Czy to prawda?
Alvin pokręcił głową.
— Ani razu nie wychodziłem z celi. To fakt, opuściłem Vigor Kościół przynajmniej w części z powodu historii, jakie o mnie opowiadała. To były kłamstwa, ale i tak musiałem odejść; miałem nadzieję, że kiedy mnie nie będzie, Amy zapomni i zakocha się w kimś w odpowiednim wieku. Nigdy nawet jej nie dotknąłem. Zeznaję pod przysięgą i klnę się na Boga. Przykro mi, że ma kłopoty. Mam nadzieję, że jej dziecko wyrośnie na zdrowego, silnego i dobrego syna.
— To chłopiec? — upewnił się Verily.
— Tak — potwierdził Alvin. — Chłopiec, ale nie mój syn.
— Skończyłem — oznajmił Verily.
Przyszedł czas na końcowe przemowy, ale sędzia nie dał znaku, by je rozpocząć. Oparł się i na długą chwilę przymknął oczy.
— Moi drodzy — powiedział w końcu. — Niezwykły to był proces i parę razy skręcił w niewłaściwą stronę. Ale w tej chwili pozostało już tylko kilka spornych kwestii. Jeśli Makepeace Smith i Hank Dowser mają rację, a złoto zostało znalezione, nie stworzone, to uczciwość każe przyznać, że pług jest własnością Makepeace'a.
— Diablo słusznie! — krzyknął Makepeace.
— Woźny, proszę odprowadzić Makepeace'a Smitha do aresztu — polecił sędzia. — Spędzi noc w celi za lekceważenie sądu. I zanim jeszcze coś powie, chcę uprzedzić, że każde słowo przedłuży jego areszt o kolejną noc.
Makepeace niemal pękał z wściekłości, ale w milczeniu pozwolił się wyprowadzić z sali.
— Druga możliwość — podjął sędzia. — Alvin zmienił żelazo w złoto, jak twierdzi, i złoto stało się czymś, co nazywa „żywym złotem”, a zatem pług należy sam do siebie. Co prawda trudno byłoby doszukać się przepisów prawa, dopuszczających istnienie narzędzi rolniczych jako należących tylko do siebie jednostek… Powiem tyle: jeśli Makepeace przekazał Alvinowi pewną ilość żelaza, Alvin zaś sprawił, że to żelazo zniknęło, jest teraz winien Makepeace'owi tę samą ilość żelaza lub jej finansowy odpowiednik w legalnych środkach płatniczych. Tak sądzę w tej chwili, choć przyznaję, że przysięgli mogą dostrzegać jakieś inne możliwości, które przeoczyłem. Problem w tym, że nie wiem, w jaki sposób przysięgli mogliby podjąć sprawiedliwą decyzję. Jak mogą zapomnieć całą tę historię z Alvinem mającym lub nie mającym skandalicznych związków? Wydaje mi się, że powinienem zarządzić wznowienie procesu, ale myślę, że nie należy zmuszać mieszkańców tego miasta do kolejnej rundy rozpraw. Dlatego postanowiłem zaproponować inne wyjście. Jest tylko jeden fakt, który możemy sprawdzić. Możemy udać się do kuźni, aby Hank Dowser pokazał nam miejsce, które wyznaczył do kopania studni. Potem zaczniemy tam kopać i przekonamy się, czy znajdziemy albo resztki skrzyni ze skarbem i wodę, czy też skalną płytę, jak twierdzi Alvin, i ani kropli wody. Uważam, że czegoś przynajmniej się w ten sposób dowiemy, podczas gdy obecnie nie wiemy właściwie nic. Prócz tego że Vilate Franker, niech Bóg ją błogosławi, ma sztuczną szczękę.
Ani obrona, ani oskarżenie nie zgłosili sprzeciwów.
— W takim razie zarządzam wznowienie rozprawy o dziesiątej rano przy kuźni Makepeace'a. Nie, nie jutro; jutro piątek, dzień wyborów. Nie ma wyjścia, musimy zaczekać do poniedziałku. Obawiam się, Alvinie, że kolejny weekend spędzisz w celi.
— Wysoki Sądzie — odezwał się Verily Cooper. — W mieście jest tylko jeden areszt, a jeśli Makepeace Smith będzie zmuszony dzielić celę z moim klientem…
— Rzeczywiście. Szeryfie, kiedy odprowadzi pan Alvina, proszę zwolnić Makepeace'a.
— Dziękuję, Wysoki Sądzie — powiedział Verily.
— Odkładam rozprawę do dziesiątej rano w poniedziałek. Młotek uderzył i na ten dzień spektakl się zakończył.
ROZDZIAŁ 17 — DECYZJE
Ponieważ Calvin w Vigor Kościele z nikim właściwie się nie przyjaźnił, zawsze uważał się za samotnika. Kiedy o tym myślał, stwierdzał, że kto nie był oczarowany Alvinem, zwykle okazywał się niemal idiotą. Calvina nie interesowały takie psikusy, jak przywoływanie skunksów pod werandę czy przewracanie wychodków. Alvin odciął go od wszystkiego, co ważne, a przyjaciele, jakich mógł sobie znaleźć, wcale się nie liczyli.
W Nowym Amsterdamie i w Londynie był jeszcze bardziej samotny, skoncentrowany na jedynym celu: dostać się do Napoleona. To samo działo się na ulicach Paryża, kiedy krążył po mieście i starał się zdobyć sławę uzdrowiciela. A kiedy już zwrócił na siebie uwagę cesarza, zajmowały go tylko badania i praca.
Przez pewien czas. Ponieważ po kilku tygodniach zrozumiał, że Napoleon zamierza go uczyć powoli i nieskończenie długo. Dlaczego miałoby być inaczej? Przecież kiedy tylko Całym uzna, że umie już dosyć, odjedzie, a Napoleona znów zacznie dręczyć artretyzm. Calvin zastanawiał się nawet, czy nie wpłynąć na Napoleona przez wzmożenie jego cierpień. Z tą myślą zbadał przenikaczem jego mózg i znalazł miejsce rejestrujące ból. Mógłby bezpośrednio sięgnąć do tego punktu i sprawdzić, czy Napoleon nie przypomni sobie nagle o nauczeniu Calvina paru rzeczy, o których wcześniej zapomniał.