— Może dalej na wschodzie nie pójdzie mu tak dobrze — westchnął Alvin.
— Kto wie? — wtrącił Measure. — Mogę ci obiecać, że w Vigor Kościele nie dostanie ani jednego głosu, ale to nie wystarczy.
— Teraz nic już nie poradzimy. Na szczęście prezydenci nie rządzą wiecznie.
— Myślę, że jedno jest w tym wszystkim ważne — wtrącił Verily. — Ci sami ludzie, których kandydat wygrywa właśnie wybory, chcą też zabić Alvina.
— Ja bym pomyślał o jakiejś kryjówce — poradził Measure.
— Już się ukrywałem — oświadczył Alvin. — Dłużej niż można wytrzymać.
— Siedzenie w więzieniu, kiedy wszyscy dokładnie wiedzą, gdzie jesteś, to żadne ukrywanie — przypomniał mu Mike Fink. — Musisz być tam, gdzie nie spróbują cię szukać, a gdyby nawet znaleźli, nic ci nie mogą zrobić.
— Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to grób. Ale jeszcze się tam nie wybieram.
Ktoś cicho zastukał do drzwi. Horacy uchylił je lekko.
— Kto tam? — szepnął.
— Peggy.
Horacy otworzył drzwi i Peggy weszła do środka. Rozejrzała się i zachichotała cicho.
— Planujecie tu zmianę losów świata?
Zbyt wielu z nich pamiętało, co się zdarzyło, kiedy ostatni raz zebrali się w tak licznym gronie, żeby uwierzyć w jej żartobliwy ton. Wesoło powitali ją tylko Armor i Mike Fink, których tamtego wieczoru nie było w celi Alvina. Szybko streścili, co się działo do tej pory. Poinformowali też, że zwycięstwo wyborcze Harrisona uważane jest za pewne wzdłuż całej trasy od Carthage City do Hatrack.
— Wiecie, co jest w tym nieuczciwe? — powiedział nagle Arthur Stuart. — Że Harrison Krwawa Ręka chodzi sobie wolny i ocieka krwią, a i tak robią z niego prezydenta. Za to Measure musi się kryć. Inni dobrzy ludzie z powodu tej klątwy boją się wyjechać z Vigor Kościoła. Wychodzi na to, że dobrzy wciąż są karani, a ten najgorszy wyszedł na swoje.
— Też tak myślę — zgodził się Alvin. — Ale to nie moja rzecz.
— Może nie, a może tak — odparł Arthur. Spojrzeli na niego zdziwieni.
— Dlaczego to sprawa Alvina? — spytał Verily.
— Wódz Czerwonych przecież nie umarł. Ten Czerwony Prorok, który rzucił klątwę. A jeśli rzucił, może ją cofnąć.
— Nikt już nie rozmawia z dzikimi Czerwonymi — przypomniał Mike Fink. — Pokryli rzekę mgłą i nikt nie może przepłynąć. Skończył się nawet handel z Nowym Orleanem, a to fatalnie.
— Może i nikt nie zdoła przepłynąć rzeki. Nikt prócz Alvina.
Alvin pokręcił głową.
— Sam nie wiem — mruknął. — Chyba nie. Poza tym nie wiadomo, czy Tenska-Tawa patrzy na świat tak samo jak my. Może powiedzieć: Biali w Ameryce ściągają na siebie katastrofę, wybierając na przywódcę Harrisona Białego Mordercę. Ale ludzie z Vigor Kościoła zostaną ocaleni z tej katastrofy, ponieważ uszanowali klątwę, którą na nich rzuciłem. Czyli powie, że klątwa jest właściwie błogosławieństwem.
— Jeśli tak powie — rzekł Measure — to nie jest dobrym człowiekiem, jak sądziłem.
— On widzi sprawy inaczej niż my; to wszystko. Chciałem tylko przypomnieć, że nie wiecie, co powie.
— Ale ty także nie wiesz — zauważył Armor-of-God.
— Coś mi przyszło do głowy, Alvinie — powiedział Measure. — Panna Larner mówiła mi, jak to razem z Arthurem Stuartem zauważyli tu wielu ludzi z silnymi talentami. Może ściągnęli do Hatrack, bo ty się tu urodziłeś, a może dlatego że tutaj stworzyłeś złoty pług. Są jeszcze ci, których uczyłeś w Vigor; może nie mają takich silnych talentów, ale wiedzą, czego się nauczyli, wiedzą, jak żyć. Myślę sobie, że może ta klątwa zmusiła nas do życia razem; musieliśmy sobie radzić, choćby nie wiem co, musieliśmy żyć w pokoju. Gdyby cofnąć klątwę, niektórzy z Vigor mogliby przyjechać tutaj i uczyć tych, co mają talenty. A przy okazji uczyć, jak żyć w harmonii.
— Albo ludzie stąd mogą pojechać do nas. Nawet jeśli klątwa pozostanie.
Measure pokręcił głową.
— W Vigor Kościele jest setka, może więcej, takich, którzy już próbują podążać drogą Stwórców. Tutaj nikt o niej nie wie. Jeśli powiesz ludziom z Vigor: „Jedźcie do Hatrack”, przyjadą. A jeśli powiesz tutejszym: „Jedźcie do Vigor”, to cię wyśmieją.
— Ale mgła wciąż zasłania rzekę — przypomniał Mike Fink. — I klątwa ciągle działa.
— Jeśli już o to chodzi — wtrąciła Peggy Larner — to jest chyba inny sposób. Można porozmawiać z Tenska-Tawą, nie przepływając rzeki.
— Masz gołębia, który zna drogę do wigwamu Czerwonego Proroka? — spytał drwiąco Horacy.
— Znam tkaczkę, w której chacie są drzwi otwierające się na zachód. I znam człowieka o imieniu Isaac, który przez nie przechodzi.
Spojrzała na Alvina, a ten skinął głową.
— Nie wiem, o czym mówicie — wyznał Measure. — Ale jeśli sądzisz, że możesz porozmawiać z Tenska-Tawą, mam nadzieję, że to zrobisz. Naprawdę mam nadzieję.
— Zrobię to dla ciebie — obiecał Alvin. — Dla mojej rodziny i przyjaciół w Vigor Kościele. Poproszę, chociaż boję się, że odpowiedź będzie gorsza niż „nie”.
— Co może być gorsze niż „nie”? — zdziwił się Arthur Stuart.
— Mogę stracić przyjaciela. Ale kiedy zważę jego przyjaźń i przyjaźń wszystkich z Vigor Kościoła, i nadzieję, że pomogą innym zostać Stwórcami i zbudować Kryształowe Miasto… Widzę, że nie mam wyboru. Co prawda byłem dzieckiem, kiedy odwiedziłem dom tej tkaczki. — Zamilkł na chwilę. — Panna Larner zna drogę i jeśli zechce mnie zaprowadzić…
Spojrzał na nią wyczekująco. Po chwili wahania kiwnęła głową.
— Tak czy inaczej — stwierdził Verily — odjedziesz stąd, jak tylko skończy się proces.
— Wygram czy przegram — potwierdził Alvin.
— A gdyby kto próbował go zatrzymać albo skrzywdzić, najpierw będzie miał ze mną do czynienia — oznajmił Mike Fink. — Idę z tobą, Alvinie, dokądkolwiek pójdziesz. Jeżeli ci ludzie mają w kieszeni prezydenta, to są bardzo niebezpieczni. Ktoś musi ci pilnować pleców.
— Szkoda, że nie jestem młodszy — westchnął Armor-of-God. — Szkoda…
— Nie chcę wyruszać sam — zapewnił Alvin. — Ale tutaj czeka was praca, zwłaszcza jeśli zniknie klątwa. A ty jesteś żonaty, masz obowiązki. Tylko samotni mogą wędrować tak, jak ja chcę wędrować. Cokolwiek spotka mnie w domu tkaczki, cokolwiek się stanie, kiedy i jeśli porozmawiam z Tenska-Tawa, i tak muszę się dowiedzieć, jak zbudować Kryształowe Miasto.
— Może Tenska-Tawa ci powie? — podpowiedział Measure.
— Jeżeli wie, mógł mi to powiedzieć już dawno, kiedy ty i ja znaliśmy go jako chłopcy.
— Ja nie jestem żonaty — oznajmił Arthur Stuart. — Idę z tobą.
— Chyba tak — zgodził się Alvin. — I Mike Fink. Chętnie wyruszę w twoim towarzystwie.
— Ja też nie jestem żonaty — zauważył Verily Cooper.
Alvin spojrzał na niego w zamyśleniu.
— Verily, jesteś mi drogim przyjacielem, ale jesteś prawnikiem, nie traperem, wędrownym kupcem ani rzecznym szczurem.
— Tym bardziej mnie potrzebujesz. Gdziekolwiek trafisz, będą prawa i sądy, szeryfi, więzienia i pozwy. Czasem przyda ci się Mike Fink. A czasem ja. Nie możesz mnie zostawić, Alvinie. Przybyłem z bardzo daleka, żeby się od ciebie uczyć.
— Measure umie już wszystko to, co ja. Może cię uczyć nie gorzej ode mnie, a i ty możesz mu pomóc.
Verily spuścił głowę.
— Measure uczył się od ciebie i ty od niego, ponieważ jesteście braćmi. Od dawna żyjecie razem. Naprawdę nie chcę nikogo urazić, ale powiem, że wolałbym przez jakiś czas pobierać nauki bezpośrednio od ciebie, Alvinie. I niczyich zdolności tu nie umniejszam.