Выбрать главу

Rycerze naradzali się między sobą. Ich tajne myśli nie docierały do Jordiego i Unni. Trwało to długo, w końcu jednak coś ustalili.

Tym razem głos zabrał don Sebastian: „Nie mamy prawa o tym mówić. Możemy wam jednak przekazać trzy przypomnienia. Po pierwsze: miejcie się na baczności!”

– Ależ robimy to! Emma i Alonzo są tutaj i próbują wywęszyć, czym się zajmujemy. Starają się nas uprzedzić.

Twarz don Sebastiana wyrażała obrzydzenie. Najwyraźniej nie to go martwiło.

„Po drugie: kierujcie się impulsami! I po trzecie: miejcie oczy szeroko otwarte! Szukajcie tam, gdzie nie spodziewacie się niczego znaleźć!”

Po tym rycerze zniknęli.

Jordi i Unni powinni wsiąść jak najszybciej do samochodu i wracać na główną drogę. Oni jednak stali całkiem zbici z tropu, jakby przegrali w jakimś konkursie czy coś takiego.

Jordi próbował wziąć ją za rękę, ale to się natychmiast zemściło, ręka ukochanej zsiniała z zimna.

– W nocy – mruknęła Unni. – Oni powiedzieli, że to w nocy.

– Nie mogę im uwierzyć, Unni.

– Ani ja. Czy to może być prawda?

– Rozmawiali z Urracą – powiedział Jordi niepewnie. – A to ona decyduje. Rycerze nie mają czarodziejskiej mocy. W każdym razie nie tak wielkiej.

– Jordi, ja nie chcę znowu przeżywać rozczarowania, dlatego narazie nie chcę o tym myśleć. Poczekam do nocy i wtedy zobaczymy, czy to prawda. A jeśli tak, to… och, ukochany!

– Wtedy ja będę się śmiał i płakał na przemian – powiedział z bladym uśmiechem.

– A ja wyrzucę rękawice gdzieś w lesie i wtedy to będzie moja kolej, to ja będę stroną aktywną… Nie, teraz to się chyba posunęłam trochę za daleko. Żadnych orgii, skoro nic pewnego nie wiadomo. Chodź! Musimy się spieszyć do Oviedo. Emma jest wystarczająco podstępna, by wywęszyć właściwe informacje.

W uroczystym nastroju, jakby się bali nastąpić na najmniejszą gałązkę, by nie zburzyć kiełkującej w sercach nadziei, wrócili do samochodu.

Przez resztę podróży do Oviedo nie odezwali się do siebie ani słowem. Byli jak porażeni i bali się śmiertelnie, że rycerze nie zechcą lub nie będą mogli dotrzymać obietnicy.

Ale jeśli… jeśli?

Nie mieli odwagi o tym myśleć.

CZĘŚĆ TRZECIA. OSTATNI GRYF

17

Północna Hiszpania jest niezwykle czarującą, ale niedocenianą częścią kraju. Trudno jednak zaprzeczyć, że niekiedy trochę tam pada. Zwłaszcza w Galicji deszcze są równie częste jak na innych zachodnich wybrzeżach Europy. Akurat teraz nasi bohaterowie znajdowali się w Asturii, a że jest to w sąsiedztwie Galicji, więc i tu nie dało się uniknąć opadów.

Deszcz lunął nagle.

Chudy mężczyzna w wielkim czarnym mercedesie, takim lepszym typie samochodów do wypożyczania, poganiał swojego asystenta za kierownicą.

– Prędzej, prędzej! Już ich prawie mieliśmy i teraz gotowi nam się wymknąć!

– Ja nic nie widzę przez tę ścianę deszczu. Jadę tak szybko, jak na to pozwala bezpieczeństwo.

– Na nich z pewnością też pada – odrzekł chudy krótko. Asystent zaciskał zęby.

– Pojęcia nie mam, co się z nimi stało. Musieli pędzić jak wariaci, naprawdę nie wiem, jak się nam wymknęli.

Na tylnym siedzeniu kulił się jeszcze jeden pasażer.

– Może ich już nie ma na tej drodze? Może oni wcale nie jechali do Oviedo?

– Zamknij się, Thore! – warknął chudy. – Oni jechali do Oviedo. Słyszałem tamtych drugich drani, jak gadali, co im powiedzieli w bibliotece w Cangas de Onis.

Twarz asystenta wykrzywiła się z obrzydzeniem.

– Ci dranie to Emma Lang i jej hiszpański kochanek? Oni szukają i szukają, ale nic ważnego nie wiedzą.

Wycieraczki na przedniej szybie pracowały jak szalone. Pasażerowie samochodu wiedzieli, że powinni zwolnić ze względu na bezpieczeństwo, ale nie chcieli tracić czasu.

Thore Andersen marudził na tylnym siedzeniu:

– Nie mogę zrozumieć, jak ten głupek Morten mógł nam uciec w Skanii. Już go przecież prawie mieliśmy w klatce. Nie powinien mieć prawa do nazwiska Andersen. Przynosi mu wstyd, taki głupi, jak on…

– Przestań znowu bredzić o Skanii – powiedział asystent zirytowany. – Skończyliśmy z tą historią.

– Ale oni już mają prawie wszystkie gryfy.

– To bez znaczenia. Zgarniemy całą gromadkę naiwniaków, jak już będą u celu. Musimy tylko uważać, żeby tego celu nie osiągnęli właśnie teraz. Ci dwoje tutaj to najniebezpieczniejsze figury. I mają groźne kontakty, nie zapominajcie o tym.

– Jordi i jego dziewczyna – powiedział chudy. – Z Jordim nie ma żartów.

– Jego sojusz z tymi pięcioma parszywymi upiorami jest naprawdę straszny – przyznał asystent. – Właściwie to powinniśmy się sprzymierzyć z ich śmiertelnymi wrogami, mnichami, ale ci są zbyt odrażający.

– Poza tym pomagają Emmie i Leonowi, albo odwrotnie – wtrącił chudy. – W każdym razie mogą być nieprzewidywalni. Poradzimy sobie sami, bez pomocy upiorów z czasów inkwizycji. Ale gryf Asturii musimy zdobyć! To wyjątkowy klejnot!

Thore mamrotał z tylu:

– Bardzo dobry pomysł, żeby pozwolić tym idealistom wykonać za nas całą robotę! Oni znajdą ukrytą dolinę, dla nas szukanie jej jest zbyt męczące. A potem my zgarniemy wszystko.

Asystent się z nim zgadzał.

– No właśnie, bo ci, których nazywasz idealistami przekazaliby pewnie wszystkie wspaniałości hiszpańskiemu państwu, a sami zadowolili się byle jakim znaleźnym. Nie wolno do tego dopuścić. Po co państwu takie skarby? My mamy większe zapotrzebowanie na złoto.

– Oczywiście! Potrafimy zrobić z niego użytek – rozległo się z tyłu.

Thore był typowym Norwegiem. Ola Nordmann, jak to się mówi. Czterdzieści pięć lat z pierwszymi oznakami opony tłuszczu na brzuchu od nadmiaru spożywanego piwa i innymi symptomami przyszłego zawału serca. Miał włosy koloru mysi blond, używał wody po goleniu, która przy okazji odstraszała od niego muchy i komary, wolał raczej futbol niż muzykę poważną. Miał natomiast jedną zaletę, mianowicie w drodze do celu nie przebierał w środkach, dlatego w bagażniku przechowywał broń palną.

Chudy siedział pogrążony w ponurych myślach. Od czasu do czasu wypowiadał je głośno:

– On jest mój! Skarb należy do mnie, ci idioci nie mają do niego nic! Ja zacząłem go szukać jako pierwszy. Dawno, dawno temu.

– No, no – hamował go asystent. – Nie pamiętasz, że to ja zwróciłem ci na niego uwagę?

Słowa pomocnika nie miały znaczenia. Chudy był opętany myślą o skarbie.

– A jakby się dobrze zastanowić, to tajemniczy Leon i przodkowie Emmy wiedzieli o nim więcej. I na bardzo długo przed nami – ciągnął szofer niewzruszony.

Kościstą twarz chudego wykrzywił grymas.

– Leon zniknął, a Emma to gęś. Szuka bez planu, na oślep. Natomiast idealiści zdają się w ogóle nie przejmować skarbem. Zatem on jest nasz – powtórzył na wszelki wypadek.

– Nie zapominajcie o mojej części – wtrącił Thore Andersen groźnie.

– Nie, nie, ty dostaniesz, co ci się należy – obiecał chudy cokolwiek niecierpliwie. – Tego wystarczy dla nas wszystkich. Podobno znajdują się tam wyjątkowe kosztowności. Żebyśmy jednak mogli czuć się bezpieczni, nie może być żadnych spadkobierców skarbu, nikogo, kto o nim wie i mógłby żądać przekazania go państwu. Idealiści muszą umrzeć. Thore, to jest twoje zadanie.

– Ja też mogę się do tego przyłożyć – obiecał szofer. – Tak w ramach rozrywki!

– Proszę bardzo. Ale nie teraz, jeszcze nie! I nie ci dwoje, których ścigamy, bo to oni doprowadzą nas na miejsce.