– Zdążyłem. Nie możemy ryzykować poczęcia dziecka, które musiałoby dorastać bez ojca i matki, w dodatku z przekleństwem wiszącym mu nad głową.
Serce Unni krwawiło na myśl o takiej tragedii.
– Uratowalibyśmy w ten sposób dziecko Vesli – rzekła ze smutkiem. – Tylko za jaką cenę?
Jordi nie powiedział nic więcej, przytulił ją tylko mocniej do siebie. Taka odpowiedzialność na niego spada, musi rozwiązać tę straszną zagadkę. Obciążenie jest zbyt wielkie, a oni z trudem posuwają się naprzód.
Jest już późny sierpień, a nie znaleźli nawet wszystkich gryfów.
24
Przy śniadaniu Juana zauważyła, że Unni i Jordi nieustannie się nawzajem dotykają.
– Powinnaś wiedzieć, dlaczego – uśmiechnęła się Unni. – Nawet to ma związek z rycerzami.
Juana poprosiła, by jej opowiedzieli. O współczesnych problemach wynikających z nierozwiązanej zagadki z piętnastego wieku.
Jordi obiecał wyjaśnić wszystko w drodze na spotkanie z rycerzami. Przedpołudnie jednak musieli poświęcić na przeczesywanie archiwów Oviedo, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o Laurze Alvarez, w najgorszym razie odwiedzić jej grób, jeśli jeszcze istnieje. Muszą wyjaśnić, co stało się z gryfem i przesłaniem don Galinda. A Juana podobno wie o jakieś pismach, prawda?
Owszem. Powinni tam pojechać.
Unni pragnęła towarzyszyć im na spotkanie z rycerzami, żywym ludziom wolała się jednak nie pokazywać z tymi podbitymi oczyma. Nie chciała kompromitować Jordiego, żartowała, że policja gotowa go aresztować za maltretowanie żony. A należała, niestety, do osób, którym od najmniejszego uderzenia robią się rozległe sińce i teraz okolicę jednego oka miała sinoczarną, co wyglądało naprawdę paskudnie.
– Mogę iść trzy kroki za tobą i udawać, że wcale cię nie znam – zaofiarował się Jordi rozbawiony.
– Trzy kroki? Zresztą wcale nie jesteś żadnym mężem – prychnęła Unni.
Skończyło się jednak na tym, że Unni też poszła. Ani na sekundę nie chciała rozstawać się z Jordim, a i on wola! nie zostawiać jej znowu samej. Kupiła tylko w perfumerii maskujący korektor i przypudrowała najgorsze miejsca.
– Trzeba przyznać, że wyglądasz, jak świeżo malowana – drażnił się z nią Jordi.
– Jestem piękna – oznajmiła Unni stanowczo. – Ale nie opowiedzieliście mi, jak to się stało, że trafiliście na mój ślad i dotarliście do tego rozwalonego domu na pustkowiach.
– Rycerze. Byłem bezradny i musiałem się odwołać do ich pomocy. Mój przodek cię odnalazł. Ale rycerze wyglądali naprawdę okropnie, Juana zemdlała.
– Dziękuję wam z całego serca, zwłaszcza don Ramirowi – powiedziała Unni. – To znaczy nie, nie za to, że Juana zemdlała.
Ze śmiechem wsiadali do samochodu.
Juana była znakomitą przewodniczką. W odnajdywaniu historycznych źródeł miała długie i bolesne doświadczenia.
Przez cały czas zachowywali maksymalną czujność. Tropiły ich dwie różne grupy prześladowców, a oni woleli nie mieć nikogo, kto im depcze po piętach, więc Juana wiozła ich do celu krętymi, bocznymi uliczkami.
Znaleźli nazwisko Laury Alvarez w trzech różnych dokumentach. Zdobyli też więcej informacji na temat jej brata, który zmarł w wieku dwudziestu pięciu lat. Trochę na temat ich matki, a jeszcze więcej na temat ojca, nazwiskiem Cabailero Marques Galindo de Villanueva. Niestety niewiele o powstaniu, właściwie nic, oprócz krótkiej wzmianki: „Legenda mówi, że Cabailero Galindo de Villanueva przygotowywał plany zaatakowania tronu, ale pomylił się okropnie. Historia przypomina trochę walkę Don Kichota z wiatrakami. Nie ma żadnych dowodów. Nic też nie wskazuje na istnienie otoczonego legendą wspaniałego skarbu z tego samego okresu sławnej historii Asturii. Są to, niestety, tylko niepotwierdzone baśnie”.
I żeby nie wiem jak uparcie szukali, nigdzie najmniejszej wzmianki na temat jakiegoś gryfa.
W końcu musieli zrezygnować. Powinni się spotkać z rycerzami, a samolot do Norwegii mają pojutrze rano i cały jutrzejszy dzień zajmie im podróż na lotnisko, na którym też spędzą noc. Nastrój był ponury.
– Musimy znaleźć ostatnie miejsce spoczynku Laury Alvarez – westchnął Jordi.
– Najpierw rycerze – nalegała Juana. Unni podzielała jej zdanie. Po całym archiwalnym kurzu nie była w stanie oglądać grobów.
– Ale czy my wiemy, gdzie ona spoczywa? – spytała. Juana wzruszyła ramionami.
– Musimy iść do kolejnego departamentu, żeby się tego dowiedzieć.
– Najpierw rycerze – postanowił Jordi. – On też miał na jakiś czas dosyć starych papierów.
Pojechali do miejsca, w którym ostatnio spotkali się z rycerzami. Okolica niekrępująca, z daleka od ludzkich oczu. Nigdzie zakątków nadających się na niedzielną wycieczkę, nie mówiąc już o powszednim dniu.
Juanę zaskoczyło to, jak Unni zdaje się być oswojona z niesamowitymi istotami z zaświatów. Słuchała, jak młoda dziewczyna poprzez Jordiego dziękuje im za swoje życie i wszelką inną pomoc.
Potem Unni odeszła kawałek, usiadła pod drzewem i oparła się o jego pień.
Korektor zdaje się już spełnił swoją rolę. Unni wielokrotnie dotykała obolałych miejsc i ścierała przy okazji maskującą warstwę pudru. Teraz jej twarz była dziwnie łaciata, co bardzo wzruszało Juanę. Unni niczym się specjalnie nie wyróżniała, jeśli chodzi o wygląd. Było w niej jednak coś takiego, co budziło w ludziach ich najlepsze cechy. To jej czyste, niewinne i otwarte spojrzenie. Inteligencja, którą okazywała zwłaszcza w trudnych chwilach. Te ciemne oczy, zapalające się zawsze na widok Jordiego. W czasie jazdy tutaj Juana poznała historię o mrozie i była poruszona. Rozumiała teraz lepiej ich desperacką potrzebę bycia razem, blisko siebie.
Tak jest, gdyby ona była Jordim, też by wybrała Unni przed każdą, żeby nie wiem jak urzekającą pięknością.
Juana poczuła smutne ukłucie w sercu. Gdyby spotkała Jordiego zanim…
Nie, nie miałaby żadnych szans.
Bardzo jednak chciała mieć go za przyjaciela. Pod tym względem istnieje znaczna różnica między mężczyznami i kobietami. Wiele kobiet, wiedziała o tym od swojej matki, będącej wdową, pragnie mieć przyjaciela. Kogoś, z kim mogłyby gdzieś wyjść, podyskutować, który by im pomógł w domu. Mężczyźni natomiast przede wszystkim myślą o seksie. I wiedziała, że ta właśnie różnica rozbija wiele pięknych związków.
Po tej krótkiej refleksji ponownie skupiła uwagę na odpychających, a mimo to fascynujących rycerzach.
Najbliższa godzina okazała się bardzo pouczająca dla Juany, która przyniosła ze sobą magnetofon, choć Jordi się z niej podśmiewał. W końcu mogła nagrywać jedynie jego tłumaczenie tego, co opowiadali rycerze. O, ileż się dowiedziała o piętnastowiecznej Asturii! Mogła wypytywać o wszystko. O sposób ubierania, jedzenie, o zwyczaje, moralność, higienę, wydarzenia, historię…
I rycerze odpowiadali. Byli dumni, pochlebiało im jej zainteresowanie i nawet jeśli zachowywali się cokolwiek wyniośle, to Juana im wybaczała.
Na prośbę Jordiego zsiedli z koni i otoczyli kręgiem dwoje żyjących. Przypominali pięć czarnych, niewyraźnych pieńków w bajkowym lesie. Siedzieli oparci o pnie drzew, ale tylko leciutko, bo gdyby któryś chciał się oprzeć naprawdę, znalazłby się po drugiej stronie drzewa.
Mówili i mówili. To znaczy Juana słyszała tylko, co mówi Jordi, przekazujący ich myśli.
Boże drogi, ależ to będzie praca, myślała przejęta. Teraz zobaczycie, wy stare, skostniałe dziady z uniwersytetów! Gęby pootwieracie ze zdumienia.
Unni siedziała poza ich kręgiem, słuchała jednym uchem, bo uważnie przyglądała się swoim dłoniom. Miała wrażenie, że powinny być zaczerwienione, ale nie były, choć wyraźnie czuła w nich pulsowanie. Unni posiadała wyjątkowe zdolności, które jednak pojawiały się i znikały wedle własnej woli, jeśli tak można powiedzieć. Rzadko zdarzało się, by mogła nimi sterować. Zdolności te mogły się objawiać na różne sposoby. Jednym z nich była wyjątkowa siła. Można to nazywać ciepłe ręce, bioenergia czy też leczące dłonie, nazwa nie ma znaczenia.