Выбрать главу

Poza tym to niebezpieczne, za nic nie chciała się narażać na jego gniew.

– Czy mogłabym dostać coś do picia? poprosiła Jordiego, a on przyniósł jej z samochodu sok i kilka sucharków. Kawałek czekolady od Juany dokonał cudu.

Don Garcia czekał zniecierpliwiony.

„Uzdrowieni” już rycerze podjęli przerwaną „rozmowę” z Juaną, a Jordi, jak zwykle tłumaczył.

Unni i don Garcia zostali sami.

Unni głęboko wciągnęła powietrze i odmówiła krótką modlitwę pod nieznanym, raczej dość pospolitym adresem, z nadzieją, że jakaś wyższa siła zechce jej wysłuchać, po czym zabrała się do pracy.

Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, musiała się oprzeć o drzewo.

Tym razem potrzebowała sporo czasu, w końcu jednak don Garcia był znowu w znakomitej formie. W dalszym ciągu umarły, tak jak pozostali, ale już nie taki strasznie wycieńczony i odpychający jak przedtem.

Rycerze kończyli spotkanie z głęboką rewerencją dla Unni prezentującej wielki siniec pod okiem. Biedaczka, dopiero teraz pomyślała, że kamuflujący środek musiał się zmazać dawno temu. Była taka wzruszona ich pozdrowieniami i słowami podzięki, że prawie nie widziała, jak znikają.

Wtedy całkiem opadła z sił i oparła się o Jordiego.

– Jestem potwornie zmęczona, wszelka energia mnie opuściła.

– I dziwisz się temu? Pracowałaś przecież ponad cztery godziny. Wykonałaś ogromną robotę. Teraz pójdziemy coś zjeść.

– Wspaniale! – zawołała Juana. – To była ogromna robota dla nas wszystkich, zresztą dla rycerzy pewnie też.

– I wszyscy są zadowoleni – roześmiał się Jordi. – Tylko że rycerze nie dostaną jedzenia.

– Jak ja miałabym być niezadowolona? – wołała Juana. – Powiem wam więcej, kiedy rozmawialiśmy i magnetofon nagrywał opowieść rycerzy, przypomniałam sobie, gdzie to widziałam słowa AMOR ILIMITADO SOLAMENTE. Myślę, że tam możemy znaleźć coś dla was! Bo powiem wam, że zapomnieliśmy o czymś ważnym.

25

Chcieli się natychmiast dowiedzieć, o czym zapomnieli, juana jednak była małomówna.

– Jestem kompletnie wykończona, zresztą wy pewnie też, a już zwłaszcza Unni. Najpierw więc coś zjedzmy, a potem zabierzemy się za kolejne sprawy.

Uznali, że brzmi to rozsądnie.

Kiedy jednak zaspokoili pierwszy głód w malej gospodzie, gdzie głosy odbijały się od betonowych ścian, ale jedzenie było przednie, Juana zaczęła:

– My przez cały czas szukaliśmy rodu don Galinda, prawda?

Tak, w tym właśnie celu przyjechali do Hiszpanii.

– Zapomnieliśmy jednak, że z Asturii pochodził nie tylko on!

Teraz już Juana zaliczała się do nich, mówiła „my”. Z wielkim zapałem uczestniczyła w detektywistycznych dociekaniach.

Unni i Jordi zastanawiali się. Nagle Jordi zawołał:

– Dona Elvira! Ta młodziutka ścięta księżniczka.

– Tak jest, oczywiście – potwierdziła Unni z dziwnym blaskiem w twarzy.

– Nie tylko ona – podpowiadała Juana. – Młody Rodriguez, za którego miała wyjść, nazywany był księciem z Kantabrii. To się jednak nie zgadza z rzeczywistością, bo w Kantabrii nigdy nie było domu królewskiego. Niewątpliwie jednak Rodriguez był księciem. Mógł był przybyć z Nawarry, ale to daleko stąd. Ja myślę, że również on pochodził ze starego, bardzo rozgałęzionego królewskiego rodu z Asturii. Bo powinniście wiedzieć, że to właśnie w związku z nim przeczytałam słowa AMOR ILIMITADO SOLAMENTE.

– Co ty mówisz? – zawołał Jordi przejęty. – Gdzie można przeczytać o tej królewskiej linii?

– U mnie w domu. Jeśli biblioteka jeszcze mnie nie zmusiła do oddania, ciągle przekraczam terminy. A zresztą nie, to nie była książka z biblioteki…

Jordi podjął decyzję.

– Mamy mało czasu. Natychmiast jedziemy do ciebie, niech się dzieje, co chce.

– Emmy i jej facetów bać się nie musimy. Oni się tylko kręcą w kółko – mówiła Unni zamyślona. – Ale ta druga grupa… Dranie znają twój dom, Juano.

– Wejdziemy tylnymi drzwiami – zapewniła Hiszpanka.

Nikt się nie włamał do mieszkania Juany, nikt niczego nie ruszał.

– Myślę, że oni machnęli już ręką na ten dom – powiedział Jordi, wyglądając spoza firanek na ulicę. – Żadnego merca ani seata nigdzie nie widać.

Juana zaczęła szukać.

Jak, na Boga, ona może coś znaleźć w tym nieładzie, zastanawiała się Unni, która przecież też pedantką nie była. Stosy czasopism, książek i starych dokumentów zawalały pokój.

– Tutaj nikomu nie wolno sprzątać – oznajmiła Juana rzeczowo. – Bo przecież nic bym nie znalazła.

Znali to z własnego doświadczenia, system w bałaganie. Nie minęło dziesięć minut i Juana miała w ręce, to czego szukała – oprawiony zbiór tekstów.

– Zgromadziłam tu stare i nowsze materiały, kopie, rzecz jasna. Część dokumentów jest niewiarygodnie stara, aż trudno uwierzyć, że to prawda. I właśnie pośród nich widziałam… zaraz zobaczymy.

Pochylali się nad dokumentami rozłożonymi na stole. Oj, ile było tych królewskich domów pożenionych między sobą, ponieważ w tamtych czasach odpowiednie małżeństwo było sprawą ważną, a wybór raczej niewielki. Poza tym mnóstwo rozgałęzień. Odnaleźli założyciela królewskiego domu Asturii, bohatera narodowego Pelayo, który rozgromił Maurów w bitwie pod Covadonga na początku ósmego wieku. Mogli się zapoznać z niezbyt długą listą królów, którzy panowali tutaj do czasu aż Asturia w dziesiątym wieku połączyła się z Leon, a potem jeszcze z Kastylią. Bardzo to skomplikowane!

Ale córka Pelayo wyszła za mąż za członka królewskiej rodziny Wizygotów przedtem pobitych przez Maurów. Jej mężem był Alfonso Pierwszy, syn Pedra z Kantabrii, więc może i ta prowincja była wcześniej królestwem?

Potem następuje długi szereg władców o imionach Ramko, Garcia i Alfonso.

Juana przekładała kartki.

– Wiem, że widziałam słowa właśnie tutaj – mamrotała.

– Tutaj jest jakiś Rodriguez! – zawołała Unni.

– Rok 800? Za wcześnie, my musimy mieć innego, z piętnastego wieku.

– A tu znowu Urraca, królowa Galicji i Asturii – stwierdził Jordi.

– Mnóstwo kobiet nosiło to imię. A ta tutaj żyła w jedenastym wieku. I jej tytuł nie oznacza, że Galicja była królestwem, w tym okresie była podporządkowana Asturii.

– 1350. Jesteśmy coraz bliżej – powiedziała Unni.

– Nie, tu chodzi tylko o boczną linię. Ale patrzcie tam! Tam mamy kogoś o nazwisku don Federico de Galicia! Och, jak blisko spokrewniony ze starym królewskim rodem Asturii! Niemal się potykał o tron, jeśli jeszcze wtedy jakiś istniał. Był stary. Mówiliście, że umarł w roku 1481?

Juana odwróciła dwie kartki.

– Tak. Tam jest dona Elvira de Asturias! Bardzo daleko od królewskiego tronu Leon i Kastylii. Urodzona w roku 1466. Brak daty śmierci.

– 1481 – powiedzieli Jordi i Unni równocześnie. – Miała piętnaście lat.

– Biedne dziecko – westchnęła Juana, zapisując rok śmierci. Dalej kartkowała zbiór.

– Dlaczego tu nie ma daty śmierci żadnego z naszych? – zastanawiała się Unni.

– Chyba niewielu wiedziało, jaki okrutny los ich spotkał – domyślał się Jordi.

– Chyba tak – potwierdziła Juana. – Teraz, jak widzę jesteśmy przy zupełnie innej linii rodu. Ale to w dalszym ciągu stary królewski ród Asturii. Tam!

Wszyscy troje pochylili się nad dokumentem. Był to don Rodriguez de Kantabria. Urodzony w roku 1464.

No i bez daty śmierci, rzecz jasna. Na marginesie jednak dopisano trzy słowa bardzo staroświeckim charakterem pisma. Nie ulegało wątpliwości, że to jeden z najstarszych dokumentów: