– Od zawsze jest pan niewidomy?
– Zadaje pan zbyt wiele pytań.
– Przybyłem z propozycją zakończenia całej sprawy, lecz widzę, że nigdy pan na nią nie przystanie. Jest pan Hermannem Goringiem dwudziestego pierwszego wieku. Pańska chciwość nie zna granic.
– Owszem, aczkolwiek w przeciwieństwie do Herr Goringa, którego dobrze znałem, nie odpowiadam za grabież dzieł sztuki.
– A jak pan by to nazwał?
– Jestem kolekcjonerem. Dysponuję wyjątkowym zbiorem, zapewne, i mam prawo trzymać to w sekrecie.
– Nie ja jeden o tym wiem. Zdają sobie z tego sprawę Anna Rolfe i moje służby. Może mnie pan zabić, ale ktoś i tak się dowie, co pan tutaj zakopał.
Gessler parsknął suchym, nieprzyjemnym śmiechem.
– Panie Allon, nikt nigdy się nie dowie, co przechowuję w tym domu. My, Szwajcarzy, niezwykle szanujemy prywatność. Nikt nie otworzy tych drzwi bez mojej zgody. Na wszelki wypadek jednak podjąłem jeszcze dodatkowe kroki. Wykorzystując mało znaną lukę w szwajcarskim prawie, całą swoją posiadłość zarejestrowałem jako bank prywatny. Te pokoje stanowią jego część: powiedzmy, że służą mi za skarbiec. Innymi słowy, zgromadzone w nich dobra są objęte szwajcarskim prawem zachowania tajemnicy bankowej. Nie istnieją takie okoliczności, które zmusiłyby mnie do otworzenia drzwi tych pomieszczeń lub ujawnienia ich zawartości.
– I to pana satysfakcjonuje?
– W rzeczy samej – stwierdził bez ogródek. – Zresztą nawet gdybym został zmuszony do wpuszczenia tu kogoś, nie mógłbym odpowiadać za popełnienie przestępstwa. Jak pan wie, każdy z tych przedmiotów został przeze mnie nabyty całkowicie zgodnie z obowiązującym, szwajcarskim prawem, a jeśli chodzi o kwestię moralności, odpowiadam przed Bogiem i historią. Nawet gdyby ktoś udowodnił ponad wszelką wątpliwość, że jakieś dzieło z moich zbiorów zostało zrabowane jego przodkowi przez Niemców, musiałbym otrzymać odszkodowanie równe rynkowej wartości płótna. Rzecz jasna, koszty przekazania obrazu spadkobiercom pierwotnego właściciela byłyby wówczas gigantyczne. Pan i pańscy przyjaciele w Tel Awiwie możecie domagać się zwrotu tych arcydzieł tak głośno, jak tylko wam przyjdzie ochota, ale ja nigdy nie zostanę zmuszony do otworzenia stalowych drzwi, prowadzących do mojej galerii.
– Sukinsyn z pana, panie Gessler.
– Ach, teraz ucieka się pan do inwektyw. Za zaistniałą sytuację obwinia pan Szwajcarów, lecz to nie wśród nas należy szukać winnych. Wojnę rozpętali Niemcy. My podjęliśmy słuszną decyzję, aby trzymać się z boku, i za to chce pan teraz nas ukarać.
– Trudno to nazwać trzymaniem się z boku. Kolaborowaliście z Hitlerem, dostarczając mu broń i pieniądze. Zachowywaliście się wobec niego służalczo. Wszyscy macie charakter służących.
– Owszem, otrzymaliśmy nagrodę finansową za naszą neutralność, ale po co teraz wracać do tego tematu? Po wojnie porozumieliśmy się z aliantami i wszystko zostało nam wybaczone, bo Zachód potrzebował naszych pieniędzy, aby wesprzeć proces odbudowy Europy. Potem nastała zimna wojna i Zachód znowu nas potrzebował. Dziś zimna wojna dobiegła końca i wszyscy po obu stronach żelaznej kurtyny walą do drzwi Szwajcarii. Wszyscy domagają się przeprosin i oczekują pieniędzy. Niemieccy książęta, francuscy arystokraci, arabscy szejkowie i amerykańscy bogacze, uciekający przed fiskusem. Baronowie narkotykowi i handlarze bronią. Mój Boże, nawet wasze agencje wywiadowcze korzystają z naszych usług, kiedy zachodzi taka potrzeba. Pan również przez lata często odwiedzał Credit Suisse. Tak się składa, że pewnego dnia znowu będziemy wam potrzebni. Historia lubi się powtarzać. Panie Allon, bardzo proszę: niechże pan choć na chwilę zejdzie ze swojego wysokiego cokołu moralności i okaże odrobinę rozsądku.
– Jest pan złodziejem, panie Gessler. Zwykłym kryminalistą.
– Złodziejem? No, nie, panie Allon, niczego nie ukradłem. Dzięki kilku sprytnym posunięciom wszedłem w posiadanie imponującej kolekcji dzieł sztuki, a także znacznego majątku osobistego. Niech mnie pan jednak nie nazywa złodziejem. Proszę przyjrzeć się sobie i swoim rodakom. Trąbicie o rzekomych szwajcarskich przestępstwach, a tymczasem stworzyliście własne państwo na ziemi zagrabionej prawowitym właścicielom. Obrazy, meble, biżuteria: to tylko przedmioty, można je łatwo zastąpić innymi. Ziemia to zupełnie inna sprawa. Ziemia jest wieczna. Nie, panie Allon, nie jestem złodziejem. Jestem zdobywcą, tak samo jak pan i pańscy ziomkowie.
– Niech pana diabli, panie Gessler.
– Jestem kalwinem, panie Allon. My, kalwini, wierzymy, że dobra doczesne są zagwarantowane tym, przed którymi droga do królestwa niebieskiego stoi otworem. Jeśli majątek zgromadzony wokół mnie można uznać za wskazówkę, powędruję prosto do nieba i diabli nic mi nie zrobią. Niestety, nie mogę tego samego powiedzieć o pańskich losach po śmierci. Ma pan jednak szansę nieco uprzyjemnić sobie pobyt na tym łez padole. Wystarczy odpowiedzieć na jedno proste pytanie: gdzie są obrazy, które zabrał pan ze skrytki depozytowej Augustusa Rolfego?
– Jakie obrazy?
– Te płótna są moją własnością. Mogę przedstawić panu dokument, podpisany przez Rolfego na krótko przed jego śmiercią, zgodnie z którym cała kolekcja przechodzi na moją własność. Jestem prawowitym właścicielem tych dzieł sztuki i chcę je odzyskać.
– Mógłbym zobaczyć ten dokument?
– Gdzie są te obrazy?!
– Nie wiem, o czym pan mówi.
Gessler puścił rękę Gabriela.
– Niech ktoś go stąd zabierze.
46
Środki przeciwbólowe przestały działać, co nie było dla Gabriela zaskoczeniem, i ból powrócił, jeszcze potężniejszy niż wcześniej. Tak jakby znikł na pewien czas tylko po to, aby zebrać siły do ostatecznego ataku. Wszystkie zakończenia nerwowe w ciele Gabriela jednocześnie przekazywały do jego mózgu informacje o przejmującym bólu. Cały organizm przeszywały dreszcze, nieopanowane i gwałtowne, wywołujące jeszcze silniejszą falę cierpienia. Gabriel chciał zwymiotować, lecz modlił się, aby ominęły go torsje. Wiedział, że skurcze żołądka oznaczałyby kolejną dawkę wyrafinowanych boleści.
Ponownie usiłował znaleźć w umyśle bezpieczną kryjówkę, ale wspomnienie Ottona Gesslera i jego zbiorów pojawiało się w każdej myśli. Widział Gesslera w szlafroku i okularach przeciwsłonecznych, a wraz z nim kolejne pomieszczenia pełne zrabowanych przez nazistów dzieł sztuki. Zastanawiał się, czy naprawdę odbył rozmowę z tym człowiekiem, czy też jest ona tylko wytworem jego nafaszerowanego narkotykami umysłu. Uznał jednak, że wszystko, co zapamiętał, jest prawdą. Widział te obrazy, zebrane w jednym miejscu, lecz całkowicie niedostępne dla niego i dla świata.
Drzwi się otworzyły: Gabriel zamarł w bezruchu. Kto przyszedł? Siepacze Gesslera, by go dobić? Może Gessler we własnej osobie, by mu pokazać kolejny pokój pełen zaginionych płócien?
Piwnicę zalało światło i dopiero wtedy Gabriel uświadomił sobie, że to nie Gessler ani jego bandyci. Był to Gerhardt Peterson.
– Możesz wstać?
– Nie.
Peterson przykucnął tuż przy nim. Zapalił papierosa i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w twarz Gabriela, najwyraźniej zasmucony tym, co z niej wyczytał.
– Postaraj się utrzymać na nogach, to ważne.
– Czemu?
– Bo niedługo przyjdą cię zabić.
– Na co czekają?
– Na zmrok.
– Do czego im zmrok?
– W nocy zawiozą twoje ciało na lodowiec i cisną do szczeliny.
– To pocieszające. Byłem przekonany, że zechcą mnie upchnąć do skrzynki depozytowej i umieścić w jednej ze skrytek bankowych Gesslera.