Выбрать главу

– Co najmniej rok.

– Zgoda.

Shamron dolał sobie kawy i zapalił cuchnącego tureckiego papierosa.

– W przyszłym tygodniu przyjeżdża do Anglii. Zagra w Albert Hali. To ostatni koncert tego tournee.

– Wiem, Ari. Ja też czytuję gazety.

– Prosiła, żebym ci to przekazał. – Przesunął po stole małą kopertę. – Bilet. Chce, abyś po występie wpadł do niej za kulisy i się przywitał.

– Jestem w trakcie renowacji.

– Swojej twarzy czy obrazu?

– Obrazu.

– Zrób sobie przerwę.

– Nie mam teraz czasu na wyprawy do Londynu.

– Książę Walii ma czas, żeby przyjechać, a ty jesteś zbyt zajęty?

– Właśnie tak.

– Nigdy nie zrozumiem, dlaczego koniecznie chcesz, aby ta piękna, utalentowana kobieta ci się wymknęła.

– Kto powiedział, że tego chcę?

– Myślisz, że będzie czekała wiecznie?

– Nie, tylko do czasu ustąpienia opuchlizny.

Shamron, zniecierpliwiony, machnął wielką dłonią.

– Używasz twarzy jako wygodnego pretekstu, żeby się z nią nie spotkać. Ale ja znam prawdziwy powód. Życie jest dla tych, którzy umieją żyć, Gabriel, a ten mały, przytulny azyl, który sobie stworzyłeś, w niczym nie przypomina normalnego życia. Pora przestać się obwiniać za to, co się stało w Wiedniu. Jeśli już musisz obarczyć kogoś winą, to tylko mnie.

– Nie pojadę do Londynu w takim stanie.

– Skoro nie jedziesz, to pozwól, że złożę ci inną propozycję.

Gabriel westchnął z rezygnacją. Stracił wszelką wolę, aby dłużej opierać się temu człowiekowi.

– Zamieniam się w słuch.

49

Korsyka

Tego samego popołudnia Anglik zaprosił Antona Orsatiego do swojej willi na lunch. Wiał silny wiatr i było zimno – zbyt zimno, aby usiąść na tarasie. Zjedli więc przy kuchennym stole, rozmawiając o pewnych istotnych sprawach związanych z funkcjonowaniem firmy. Don Orsati właśnie wygrał przetarg na dostawę oliwy do sieci dwudziestu czterech barów bistro, rozsianych od Nicei po Normandię. Pewne amerykańskie przedsiębiorstwo handlu zagranicznego chciało teraz wprowadzić oliwę do delikatesów w Stanach Zjednoczonych. Popyt powoli zaczął przewyższać podaż. Orsati potrzebował więcej ziemi i drzew. Czy jednak owoce zachowają odpowiedni standard? Czy nie pogorszy się jakość oliwy? Na te pytania usiłowali znaleźć odpowiedzi podczas posiłku.

Później usiedli przy kominku w salonie, by raczyć się czerwonym winem z kamionkowego dzbana. Wtedy to Anglik wyznał, że w sprawie Rolfego nie zachował się jak człowiek honoru.

Orsati nalał sobie więcej wina, a jego oblicze rozjaśnił uśmiech.

– Kiedy signadora powiedziała mi, że powróciłeś z Wenecji bez talizmanu, od razu się domyśliłem, że zaszło coś niezwykłego. Właściwie co zrobiłeś z wisiorkiem?

– Dałem go Annie Rolfe.

– W jaki sposób?

Anglik wyjaśnił.

Orsati nie mógł ochłonąć z wrażenia.

– Powiedziałbym, że w tym starciu zwyciężyłeś na punkty. Jak zdobyłeś marynarkę?

– Pożyczyłem od ochroniarza w scuoli.

– Co z nim?

Anglik wbił wzrok w płomienie.

– Biedaczysko – mruknął Orsati.

– Najpierw grzecznie poprosiłem.

– Pytanie tylko, dlaczego? Czemu mnie oszukałeś, Christopher? Nie byłem dla ciebie dobry?

Anglik odtworzył kasetę, którą zabrał Emilowi Jacobiemu w Lyonie. Potem wręczył Orsatiemu dossier, przygotowane na podstawie własnego dochodzenia, i udał się do kuchni, aby pozmywać naczynia po lunchu. Korsykanin nie należał do ludzi szybko przyswajających słowo pisane.

Gdy wrócił do salonu, Orsati właśnie kończył czytać. Zamknął teczkę i spojrzał na przyjaciela.

– Profesor Jacobi był bardzo dobrym człowiekiem, ale płaci nam się za zabijanie. Gdybyśmy przez cały czas chcieli zmagać się z pytaniami o dobro i zło, nie wykonalibyśmy żadnego zlecenia.

– Czy w taki sposób twój ojciec prowadził firmę? Albo jego ojciec? Albo dziadek?

Orsati wycelował tłusty palec prosto w twarz Anglika, jakby biorąc go na muszkę.

– Trzymaj się z dala od moich spraw rodzinnych, Christopher. Pracujesz dla mnie. Nigdy o tym nie zapominaj.

Orsati po raz pierwszy w życiu dał wyraz złości podczas rozmowy z Anglikiem.

– Nie chciałem okazać ci braku szacunku, don Orsati.

Korsykanin opuścił palec.

– Nic się nie stało.

– Słyszałeś może o historii signadory? Wiesz, jaki los spotkał jej męża?

– Dużo o nas wiesz, ale nie znasz wszystkich faktów. Jak sądzisz, z czego żyje signadora? Myślisz, że utrzymuje się z pieniędzy zarobionych na odpędzaniu złych duchów swoim magicznym olejem i wodą święconą?

– Opiekujesz się nią? Orsati powoli skinął głową.

– Powiedziała mi, że taddunaghiu czasami wymierzają sprawiedliwość, a nie tylko zemstę.

– To prawda. Don Tomasi ponad wszelką wątpliwość zasługiwał na śmierć.

– Znam człowieka, który również na nią zasłużył.

– Chodzi ci o mężczyznę z twojego dossier?

– Tak.

– Zdaje się, że jest bardzo dobrze chroniony.

– Jestem lepszy od każdego z jego ludzi.

Korsykanin, zbliżywszy kieliszek do kominka, zapatrzył się w ogniki tańczące w rubinowym płynie.

– Jesteś bardzo dobry, ale pozbycie się kogoś takiego to nie lada sztuka. Potrzebna ci moja pomoc.

– Twoja?

Orsati wysączył ostatnie krople wina.

– A jak myślisz, kto wspiął się na górę don Tomasiego i poderżnął mu jego wredne gardło?

50

Costa de Prata, Portugalia

Carlos ujrzał go pierwszy. Podniósł wzrok, kiedy samochód wjechał na żwirowy podjazd, i patrzył, jak Gabriel, konserwator dzieł sztuki, wita się z mężczyzną o imieniu Rami. Zamienili kilka słów; Rami dotknął blizn na twarzy przybysza. Carlos przyglądał się temu ze swojego stanowiska u podnóża winnicy. Nie był żołnierzem, lecz potrafił ocenić sytuację: nastąpi zmiana warty. Rami wyjeżdża, i tak spędziwszy tu zbyt dużo czasu. “Rami zmęczył się ekstrawagancją Naszej Panienki. Nasza Panienka potrzebuje kogoś bezbrzeżnie cierpliwego, aby o nią dbał. Nasza Panienka potrzebuje konserwatora dzieł sztuki”.

Przypatrywał się, jak Gabriel idzie w stronę willi i znika w jej wnętrzu. Skrzypaczka ćwiczyła na piętrze. Konserwator na pewno nie zechce jej przerywać. Carlos przez chwilę rozważał możliwość pobiegnięcia na taras, żeby interweniować, lecz dobrze się zastanowił i został tam, gdzie stał. Konserwator powinien dostać lekcję, a wiedza najlepiej wchodzi do głowy, gdy ją tam wpakować siłą.

Odłożył więc sekator i wymacał w kieszeni butelkę bagaco* [Bagaco (port.) – rodzaj słabego bimbru.]. Potem kucnął pośród winorośli i zapalił papierosa, wpatrując się w słońce nurkujące do morza. Czekał na rozpoczęcie widowiska.

Dźwięki skrzypiec wypełniały cały dom, kiedy Gabriel wspinał się po schodach do pokoju Anny. Wszedł bez pukania. Odegrawszy jeszcze kilka nut, nagle urwała.

– Niech cię diabli, Rami! – ryknęła, nie patrząc za siebie. – Do jasnej cholery, ile razy mam ci mówić…

Dopiero wtedy odwróciła głowę i ujrzała Gabriela. Rozchyliła usta ze zdumienia, a z jej dłoni wysunął się guarneri. Gabriel rzucił się szczupakiem i chwycił instrument w locie. Anna porwała niespodziewanego gościa w ramiona.

– Nigdy nie przypuszczałam, że cię jeszcze kiedyś zobaczę, Gabriel. Co tu robisz?

– Wyznaczono mnie do twojej ochrony.

– Dzięki Bogu! Bo inaczej ja i Rami pozabijalibyśmy się w najbliższym czasie.