Выбрать главу

– Dwadzieścia, tak mi się przynajmniej wydaje. Straciłem rachubę. No, teraz możesz już wejść, jeśli wybaczysz mi ten bałagan. Nikt mnie nigdy nie odwiedza, a ja sam przestałem się nim przejmować.

Tula przeszła do drugiego pokoju. Pomieszczenie było większe, kuchnia połączona z pokojem do pracy. Prawdę powiedziawszy, panował tu straszliwy nieporządek, ale na Tuli nie zrobił żadnego wrażenia.

Wszystkie meble były niskie, nawet stół i ława.

– Tutaj sypiasz?

– Nie, mam jeszcze małą izdebkę w głębi.

Pokiwała głową. Jej wzrok padł na ogromny kopiec usypany z trocin, wiórów i kawałków drewna koło miejsca do pracy.

– Myślisz, że flet może być w tym stosie?

– Możliwe, ale nie wiem tego na pewno.

Podjechał na wózku do stosu rupieci, Tula uklękła obok niego.

– Nie musimy rozrzucać wszystkich trocin po podłodze – stwierdziła, starając się, by zabrzmiało to normalnie, ale czuła, jak intensywnie oddziałuje na nią jego bliskość. Myśl, że on nigdy nie trzymał w ramionach kobiety, ogromnie ją podniecała. – Będziemy musieli robić to bardzo ostrożnie – dodała, mając na myśli jedynie kupkę trocin.

Kiedy grzebali w stosie, zapytała:

– Naprawdę nikt nigdy cię tu nie odwiedza?

– Nie. Przychodzą jedynie klienci do sklepu.

– A czy ty czasami wychodzisz?

– Tylko wtedy, gdy muszę kupić coś do jedzenia. Dzieci z ulicy mają zawsze wielką uciechę, kiedy widzą mnie na wózku. Zbiegają się ze wszystkich stron i pchają z całych sił… – skrzywił się, udając uśmiech. – Ale podoba mi się, że pytasz, czy wychodzę…

– Ach, przepraszam, nie pomyślałam. Jesteś więc tak samo samotny jak ja?

– A ty jesteś samotna?

– Może nie tak dosłownie – odparła Tula, zadowolona, że nareszcie znalazła wątek, który można było ciągnąć i który mógł ją zawieść w jego objęcia, o ile, oczywiście, zdoła nim właściwie pokierować. – Bo widzisz…

Celowo urwała w tym miejscu.

– Tak? – dopytywał się, przerywając poszukiwania w stosie.

– Nie, nie mogę o tym mówić!

– Ależ tak! Proszę cię! Nikt nigdy mi się nie zwierzał. Ja… ja się jakby nie liczę.

Tula popatrzyła na niego badawczo, w końcu skinęła głową.

– Ja… mam miły, ciepły dom. Ale jestem zaręczona z pewnym mężczyzną, którego prawie nie znam.

Dojrzała wyraz zawodu, malujący się na jego twarzy. Rezygnacji… Czegóż innego mógł się spodziewać? Ale Tula skłamała celowo. Chciała przeżyć z nim przygodę, bo był najbardziej sympatycznym młodym człowiekiem, jakiego spotkała od dłuższego czasu, nie mógł jednak mieć żadnych złudzeń co do ich wspólnej przyszłości.

– Gnębi mnie wielki strach – mówiła dalej. – Bo widzisz, nikt o tym nie wie, ale kiedy miałam dwanaście lat, zostałam zgwałcona. I wszystko, co łączy się z mężczyznami i erotyzmem, od tamtego czasu napawa mnie przerażeniem. Nie mogę na to nic poradzić, ale nie znoszę, gdy ktoś się do mnie zbliża. Dlatego jestem tak rozpaczliwie samotna.

Zakryła twarz dłońmi. Poczuła, jak jego współczucie otula ją niczym ciepły koc. Położył dłoń na jej ramieniu, przyjacielską, pocieszającą. Nagle zdjął rękę, jakby przypomniał sobie, iż mówiła mu, że nie znosi, gdy zbliża się do niej mężczyzna.

Nareszcie się o tym dowiedział, pomyślała z triumfem. Teraz już wie, że nie jestem nietknięta. Jestem więc dozwoloną zwierzyną, nie odbierze mi czci, gdyby zechciał…

Ach, jakże on tego pragnął! Tula wyczuwała to w powietrzu, wychwytywała zapach jego pożądania. Nigdy jeszcze nie zbliżał się do kobiety!

Cóż za podniecająca myśl! Tula nie mogła usiedzieć spokojnie, czuła pulsujące gorąco między nogami, była gotowa. To był naprawdę na swój sposób pociągający młodzieniec!

– Nie wszyscy mężczyźni to potwory – powiedział drżącym głosem.

Tula pokręciła głową.

– Nie potrafię odzyskać swej dawnej wiary w miłość – odparła, nie odrywając dłoni od twarzy. – Po tym, jak zostałam brutalnie napadnięta przez tego człowieka. On był taki okrutny! Usiłował mnie później zabić…

Przytulił ją ostrożnie jakby w obawie, że ona się przestraszy i ucieknie. Próbował do niej przemówić, ale wypadło to nie najlepiej. Bezradny, nie wiedział, co powiedzieć albo zrobić.

– Mogę… Nie, nie – poddał się zrezygnowany.

Tula odsłoniła twarz.

– Co chciałeś powiedzieć? – zapytała zduszonym głosem. Kiedy chciała, potrafiła być naprawdę dobrą aktorką.

– O, z pewnością nie chcesz mieć do czynienia z takim kaleką.

– O co ci chodzi?

– O nic – odrzekł, patrząc gdzieś w bok.

– Powiedz przynajmniej, co miałeś na myśli! Nawet jeśli to głupie.

– To nie tylko głupie. To bezwstydne, stanowczo zbyt śmiałe.

– Pozwól mnie o tym zdecydować! Okazałam ci zaufanie, wyznałam coś, o czym nie wie nikt inny, ponieważ cię lubię i ufam ci. Mógłbyś więc chyba…

Zacisnął pięści na martwych kolanach, zagryzł wargi. Wreszcie z pochyloną głową powiedział:

– Myślałem po prostu… że może mógłbym przywrócić ci wiarę w mężczyzn, żebyś, kiedy już wyjdziesz za mąż, nie odwracała się od swego męża z obrzydzeniem… Chciałem tylko być dobry dla ciebie. Nie miałem zamiaru robić niczego, co nie przystoi, jedynie okazać ci, jak bardzo jesteś mi droga, dlatego że chcesz ze mną rozmawiać. Myślałem o tobie we dnie i w nocy…

Ku swemu zdumieniu Tula zobaczyła, że po policzkach spływają mu wielkie łzy.

– Byłeś bardzo samotny – powiedziała łagodnie, nagle czując się dorosła. Jak gdyby w ciągu kilku godzin przybyło jej wiele lat.

Otarł łzy.

– Kiedy przyszłaś tu po raz pierwszy i rozmawiałaś ze mną jak ze zwykłym człowiekiem, żartowałaś i śmiałaś się ze mną, a nie ze mnie, wydawało mi się, jakby słońce nagle przedarło się przez ściany. Od tamtego dnia żyłem tylko twoją wizytą. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek tu wrócisz. I nagle stanęłaś dzisiaj przede mną, prawdziwa, żywa, z krwi i kości.

Przerażony uniósł głowę.

– Nie myśl, że czegokolwiek od ciebie oczekuję! Znam swoje miejsce, a i ty przed chwilą opowiedziałaś mi o swej przyszłości. A twoje wyznanie o podłym gwałcicielu… Omal nie zadusiła mnie rozpacz. Że ty, najwspanialsza ze wszystkich istot na ziemi, zostałaś tak niegodziwie potraktowana, być może złamana na całe życie… Tej myśli nie mogę znieść!

Teraz przyszła kolej, by ona wyciągnęła rękę i pogłaskała go po policzku.

– Co miałeś zamiar zrobić, by mi pomóc?

– Ach, doprawdy nie wiem – rzekł bezradnie. – Chciałem cię tylko chronić, pocieszyć. Trzymać w ramionach tak, jak tuli się skrzywdzone dziecko.

Tula długo patrzyła na niego, potem rzekła spokojnie:

– Chyba powinieneś to zrobić, właśnie tego teraz potrzebuję. Sprawiłbyś mi przyjemność, a tak długo byłam smutna.

Bez wahania mieszała prawdę z kłamstwem, dobierała słowa tak, jak było jej wygodniej.

Dyskretnie rozejrzała się dokoła. Góra trocin nie była może najwygodniejszym gniazdkiem miłosnym na świecie, ale ponieważ on nawet nie spojrzał ku ławie ani tym bardziej ku sypialni, ona także nie mogła niczego takiego zaproponować. A podłoga, jak zwykle to bywa w warsztacie stolarskim, zasypana była wiórami i kawałeczkami drewna. Po wszystkim będzie musiała się starannie otrzepać!

Zastanawiała się, czy ubranie przesiąknie ostrym zapachem lakieru do drewna. Jeśli tak, to kiedy już wróci do domu, rodzice odkryją, gdzie była.

Kiedy jednak nadal klęczała, otoczona jego silnymi ramionami, czując jego usta na włosach, zaczęła rozumieć, że on swoje słowa traktował poważnie. To wcale nie ona miała odgrywać rolę miłosiernej samarytanki, która wyzwoli go z dręczącej samotności celibatu. On rzeczywiście miał rycerskie ideały. On naprawdę pocieszał dziecko, szeptał do ucha słowa, które miały je ukoić.