Выбрать главу

Ale to!

Pulchna rączka Tuli zacisnęła się wokół dużego błyszczącego pieniążka, o którym tatuś, Erland, lubił rozprawiać godzinami. Za niego można kupić cały świat!

Tula święcie w to wierzyła, po ojcu bowiem odziedziczyła skłonność do przesady.

Nie czując najdrobniejszych nawet wyrzutów sumienia, zamknęła szufladę komody i wybiegła z domu, mocno ściskając w dłoni monetę. Pieniądz był tak duży, że jej paluszki ledwie zdołały go objąć.

– Dziadek na pewno by mi to wybaczył – półgłosem pocieszała samą siebie.

Młody Arvid Mauritz Posse szedł właśnie do obory. Na środku dziedzińca spotkał Tulę – zatrzymała się przed nim zdyszana. Na słodkiej, szczerej buzi wykwitły rumieńce.

– Arvidzie!

Tula była jedyną z niżej urodzonych osób na dworze, której wolno było zwracać się do paniczów po imieniu.

– Arvidzie, ten parobek prosił, żebym ci powiedziała, że zawołano go do pracy w lesie. Gdybyście więc mogli jutro obejrzeć tego cielaka…

Trzynastolatek zawahał się.

– Sam mógłbym go zobaczyć, ale nie wiem, o którego mu chodziło…

– Może lepiej poczekać do jutra?

– No, tak, chyba tak. Dziękuję, kochana Tulo!

Pogłaskał ulubienicę po złotej główce i zawrócił.

Kiedy tylko zniknął we dworze, Tula pobiegła do obory.

Olle-Drań zaczynał się niecierpliwić. Czyżby ten nicpoń nie miał zamiaru przyjść? W kieszeni miał już gotową pętlę. W mrocznym kącie obory, wśród boksów dla cieląt, chłopak nie zdoła nawet się zorientować, co go czeka.

A on szybko pociągnie i…

Ale dlaczego, do pioruna, chłopak nie przychodzi?

Coś… jakby jakiś ruch albo dźwięk, lub też może instynkt nakazał Ollemu odwrócić głowę.

Ta szatańska dziewczyna!

Siedziała na krawędzi wielkiego zbiornika na nawóz, nowoczesnej dumy Bergqvara. Usadowiła się nieco ukosem i ukradkiem zerkała to na Ollego, to znów na wielką, pięknie błyszczącą monetę, którą trzymała w dłoni.

Cichutko nuciła coś pod nosem.

Olle-Drań nigdy jeszcze nie widział tak wielkiej monety, nigdy nie zdołał ukraść nawet połowy jej wartości. Wiedział jednak, ile może być warta. Oj, oj! Gdyby ją miał, nie musiałby harować przez resztę życia.

Była to oczywiście przesada, ale jemu moneta jawiła się jako rozwiązanie wszelkich problemów, kładące kres upokorzeniom i marnemu życiu.

Całkiem zapomniał o młodym Possem. Oczy zapatrzone w pieniądz niemal wyszły mu z orbit.

– Skąd to masz, co? – zapytał ochrypłym z wrażenia głosem. Nie mógł oderwać wzroku od monety, w koniuszkach palców odczuwał mrowienie.

– To moje – powiedziała Tula.

– Daj mi to!

Przemówił głosem tak schrypniętym, że z trudem dało się rozróżnić słowa. Ta mała gówniara stanowi jedyną przeszkodę w uzyskaniu wiecznego szczęścia. Nie ma nic prostszego niż…

W chwili gdy znalazł się niebezpiecznie blisko Tuli, dziewczynka zawołała:

– No to ją sobie weź!

Cisnęła monetę w sam środek głębokiego zbiornika, pełnego bagnistej, falującej masy, zeskakując jednocześnie w bezpieczne miejsce, z dala od jego wyciągających się ku niej rąk.

Olle-Drań zawył z przerażenia. Pieniądz! Mógł zniknąć! To niemożliwe! Niemożliwe! Niemożliwe! Niemożliwe!

Bogactwo! Cudowne próżniacze życie odpływało i tonęło w brunatnej mazi. Nadal jeszcze widział błysk złota, moneta ciągle unosiła się na powierzchni, ale już zaczynała opadać i niedługo, niedługo…

Niewiele się namyślając, Olle-Drań wspiął się na barierkę i skoczył do zbiornika, starając się znaleźć jak najbliżej środka. Było to podczas wiosennej odwilży i zbiornik pełen był po brzegi zgromadzonego przez zimę właśnie stopniałego nawozu, cuchnącej, przelewającej się masy. Ale Olle, jedną tylko myślą opętany, parł naprzód, pokonując kilka łokci dzielących go od upragnionego celu. Jego dłoń triumfująco zamknęła się na monecie akurat w chwili, gdy już miała zniknąć mu z oczu. Nareszcie należała do niego!

A potem nagle wszystko stało się takie dziwne. W jednej chwili zrozumiał, że nie może dosięgnąć dna. Eee, to nic, jakoś się stąd wydostanie.

Paskudna breja! Że też wcześniej o tym nie pomyślał!

Ale miał pieniądz!

Dziewczynka… Znów usadowiła się na barierce i przyglądała mu się uważnie. Jak tylko stąd wyjdzie, spuści jej porządne manto.

Jak tylko wyjdzie?

Chociaż ze wszystkich sił starał się dotrzeć do brzegu zbiornika, czuł, że z każdą chwilą coraz bardziej się odeń odsuwa. Nie mógł się też odwrócić, otaczająca go maź była na to zbyt gęsta. Nie wiedział więc, jak duża odległość dzieli go od przeciwległego krańca.

Z trudem przychodziło mu utrzymywanie się na powierzchni. Ramiona słabły, nogi także, zapadał się coraz głębiej.

Oczy dziewczynki?

Takie dziwne. Takie… Ach, co…?

Otworzył usta do krzyku, ale zalała mu je breja.

Tula zeskoczyła z barierki i wybiegła z obory.

– Arvid jest moim przyjacielem, rozumiesz? – powiedziała na głos w powietrze. – Pewnego dnia stanie się kimś wielkim.

Były to prawdziwe słowa. Młody Arvid Posse został później premierem Szwecji. Ale to już zupełnie inna historia.

Ollego-Drania znaleziono dwa tygodnie później, kiedy zawartość zbiornika zamierzano rozrzucać po polach. W mocno zaciśniętej dłoni nadal trzymał dużą srebrną monetę Arva Gripa.

– Ach, więc to on miał takie lepkie palce – rzekł Arv do sędziwego dziedzica Possego.

To wielka ulga dla nas wszystkich, dodał w duchu. Wiem, że Gunillę trapiły nieprzyjemne podejrzenia, iż winowajczynią mogła być mała Tula. Ale jak można tak myśleć o tym aniołku?

– Nic złego o zmarłych – odparł Posse. – Ale widać muszę być ostrożniejszy i bardziej uważać, kogo przyjmuję na służbę. Ale jak on, w imię niebios, znalazł się w zbiorniku z nawozem?

– Może lepiej tego nie dociekać – mruknął Arv Grip, nie przypuszczając nawet, ile słuszności kryje się w jego słowach. – Będę musiał wyszorować monetę we wrzątku i znów umieszczę ją na honorowym miejscu w szufladzie komody.

– Tak powinieneś zrobić – odrzekł Posse.

W oddali, wśród sękatych gałęzi jabłoni, mała Tula z wysiłkiem taszczyła łagodnego i miłego, lecz zbyt wielkiego jak dla niej kota, który niczym wąż zwieszał się z jej ramion. Jako nieodrodna córka Ludzi Lodu Tula ponad wszelkie granice rozsądku kochała zwierzęta.

ROZDZIAŁ II

Niewiele brakowało, a właśnie owa miłość do zwierząt zgubiłaby Tulę. O mały włos, a zdradziłaby swe tajemne talenty. Co roku w czasie uboju dochodziło do dramatycznych scen, ponieważ dziewczynka przyjaźniła się ze zwierzętami w oborze i dobrze je wszystkie znała. Pewnego razu nie zdołała się opanować i sprowadziła nagłą chorobę na tych, którzy ośmielili się podnieść rękę na jednego z jej czworonożnych przyjaciół. Podczas gdy cała czwórka „niegodziwców” złożona niemocą walczyła o życie, Tula skulona w kąciku płakała nad losem kochanego zwierzęcia, które kiedyś głaskała i z którym tak wiele razy rozmawiała w oborze. Nikt, oczywiście, nie wiązał jej rozpaczy z chorobą parobków, ale przykro było patrzeć na udręki dziewczynki. Kiedy więc następnym razem zbliżał się czas uboju, Gunilla, by oszczędzić córeczce cierpień, na ten okres przeniosła się do domu, do swojej małej zagrody.

Wszyscy uważali miłość do zwierząt za bardzo piękną cechę Tuli.

Dziadek Arv powinien był wykazać więcej czujności pod tym względem. Miłość do zwierząt była charakterystyczna dla wszystkich członków rodu Ludzi Lodu, ale u dotkniętych rozkwitała z niespotykaną siłą. Arv jednak nie dostrzegał żadnej wady u swej ukochanej wnuczki.